piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 17: Po­dej­mując z po­zoru prostą de­cyz­je, możemy stanąć przed trud­nym rozwiązaniem...

Dedykacja dla Gabrysi- mimo, że wie o mnie tyle rzeczy, nigdy mnie nie zostawiła i jako jedna z nielicznych potrafi mnie ogarnąć :* 

Barcelona, grudzień 2013

 Cesc wpadł do domu, z hukiem zamykając drzwi. Zrzucił torbę na korytarzu i ze zrezygnowaniem opadł na fotel w salonie. Zamknął oczy i westchnął głęboko.
"Mam już tego wszystkiego serdecznie dość"
 Z każdej strony były jakieś problemy. Kibice krytykowali jego przeciętną grę. Koledzy krzywo patrzyli na niego i Shakirę. Pique był nadal w bardzo, bardzo złym stanie, wciąż go nie wybudzili. Daniella miała Lię głęboko w poważaniu i przy najbliższej okazji chciała "uregulować" temat opieki nad małą. 
 Fabregas przetarł twarz dłońmi.
 Nagle cudowną ciszę w jego głowie i domu zakłócił trzask ściąganej po schodach walizki. Marszcząc brwi, otworzył oczy. Po chwili wstał i wyszedł na korytarz, kierując się nieustającym dźwiękiem. 
 Opierając się o futrynę drzwi, przyglądał się jak Shaki radzi sobie z siłą grawitacji. 
-Gdzie ty się wybierasz? 
Kobieta odwróciła głowę w stronę Cesca, ale kiedy natrafiła na jego piorunujące spojrzenie, wróciła do wcześniejszego zajęcia. 
-Jadę do Szwajcarii. -odparła cicho.
-Słucham?
-Do Szwajcarii. Razem z Gerardem i Milanem. Dr. Ovellar polecił mi pewną klinikę, w której Geri będzie miał bardziej profesjonalną opiekę.
-I dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?- oburzył się Fabregas. No o czym jak o czym, ale o tym to mogła go chyba poinformować. 
-Bo wiedziałam, że będziesz chciał jechać z nami. A przecież jest środek sezonu, nie możesz ot tak wyjechać.
-Przecież mogę porozmawiać z trenerem, na pewno by zrozumiał- powiedział Cesc, wyobrażając sobie rozmowę z Martino i jego niezadowoloną (jak zwykle) minę. 
"No dobra, może przesadziłem" 
 Shakira pokonała ostatnio schodek i wyprostowała się, patrząc Cesc'owi w oczy.
-Dobrze wiem, że jest ci ciężko. Wszyscy wkoło cię oskarżają- Fabregas spuścił wzrok i zacisnął mocniej zęby- Musisz od tego trochę odpocząć, trochę ogarnąć swoje życie...Ja zresztą też...
Piłkarz westchnął cicho. Po chwili milczenia spojrzał na kobietę z troską.
-Poradzisz sobie sama?
Shak odpowiedziała mu ciepłym uśmiechem i pokiwała lekko głową. 
-Zawieźć cię na lotnisko? -spytał ponownie.
-Nie. Taksówka już na mnie czeka. A w niej Milan- odpowiedziała spokojnie. Fabregas przypomniał sobie, że parkując pod domem, wyklinał w myślach genialnego kierowcę żółtego pojazdu, który chamsko zastawił mu wjazd. 
-A ty? Dasz sobie radę beze mnie?- spytała blondynka, zakładając swój beżowy płaszcz.
-Ja? Ja zawsze daję radę- odparł Cesc, delikatnie się uśmiechając. 
Shak poprawiła włosy.
-Nie wiem jeszcze, kiedy wrócimy. Będę dzwonić. A ty teraz idź i przygotuj się na przyjęcie.
"Racja, to dzisiaj" 
-Nie wybieram się na żadne przyjęcie- powiedział oschle Fabregas, znowu przyglądając się czubkom swoich butów.
-Opieka nad Lią jest już załatwiona, kontaktowałam się z panią Renette- dodała Kolumbijka, nie zwracając uwagi na słowa Cesca.
-Nigdzie nie idę- powtórzył trochę głośniej piłkarz. 
-Idziesz. Dla Gerarda.
"Dla Gerarda...dla niego wszystko" 
 Po chwili pokiwał lekko głową, by upewnić Shakirę, że wykona jej polecenie. Ona uśmiechnęła się tryumfalnie, przytuliła Fabregasa i już po chwili opuściła jego dom, rzucając na pożegnanie "zadzwonię jak dolecimy".
 Cesc po raz kolejny zatopił się w krystalicznej ciszy.
"A co jeśli Shak ma rację? Może po prostu potrzebuję chwili odpoczynku?"
 Odrzucił od siebie dłuższe rozmyślania i ruszył na poszukiwania w swoim domu jakiegokolwiek garnituru. 
*****
 Fabregas uśmiechnął się sam do siebie, widząc Antonellę i Leo, przechodzących przez próg sali. Od kiedy Argentyńczyk powiedział mu o drugiej ciąży swojej narzeczonej, Cesc zaczął zauważać jej zaokrąglający się powoli brzuch. A para wcale tego nie ukrywała- obcisła, żółta sukienka An idealnie eksponowała fakt, iż niedługo ich rodzina się powiększy.
"To dobrze, że są szczęśliwi. Oboje na to zasłużyli...No i może Lia w końcu zyska koleżankę w tym porąbanym męskim przedszkolu Barcelony" 
 Fabregas uśmiechnął się szerzej i wypił do końca swojego kolorowego drinka. 
 Nagle obok niego pojawił się Alexis. Był uśmiechnięty od ucha do ucha, odpicowany na wysoki połysk i nienagannie elegancki. Tuż przy nim stała ładna, młoda kobieta.
-No siema, mordo!- rzucił Sanchez, a czar eleganckiej otoczki nagle prysł. Wyciągnął dłoń do Fabsa, a on uścisnął ją, kręcąc głową w milczeniu.
"Debil. No debil. A taki się wydał normalny. Widać- on nigdy się nie ogarnie"
 Alexis spojrzał na swoją towarzyszkę i powiedział kipiącym od dumy tonem:
-Cesc, pragnę ci przedstawić moją dziewczynę- Amelię.
"Kolejna ofiara głupiej miłości..." 
Katalończyk ucałować dłoń kobiety.
-Miło mi poznać.
Amelia obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
-Mnie również.
Rzeczywiście, ładna z niej dziewczyna.
"Ten to ma zawsze szczęście" 
-A ty sam przyszedłeś?- wypalił nagle Sanchez. Dziewczyna dyskretnie walnęła go łokciem w żebra- No co? 
-Może jednak przyniosę wam szampana, co?- odparł Fabregas, chcąc uciec od drażliwego tematu.
 Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i ruszył do stolika z trunkiem, ustawionego w kącie sali bankietowej. Przemierzając ją szybkim krokiem, próbował się opanować.
 "Kurwa. Ciekawe jak długo jeszcze będę słyszeć takie pytania. To był zły pomysł żeby tu w ogóle przychodzić..." 
 Odczepił wzrok od swoich butów, niestety, zbyt późno.
 Zawartość dwóch kieliszków szampana wylądowała na jego białej koszuli. Cesc automatycznie zrobił dwa kroki w tył, przyglądając się ociekającemu po nim płynowi.
-Jasna cholera, co robisz?!
-Przepraszam, ja...
Fabregas zamarł, tuż przed wypowiedzeniem wiązanki swoich ulubionych przekleństw.
"Ale...jak?" 
 Katalończyk powoli podniósł wzrok. Jego oczom ukazała się drobna dziewczyna o kasztanowych włosach. Miała na sobie krwistoczerwoną, obcisłą sukienkę do kolan i buty na obcasie w tym samym kolorze. W jej dłoniach lśniły dwa puste kieliszki po szampanie. Cesc zauważył, że w jej oczach potęguje się przerażenie. Znał te oczy. 
-....Blanca?
 Dziewczyna po krótkiej chwili upuściła szkło, pozwalając by z hukiem roztrzaskało się na podłodze.
-Przepraszam...- wyszeptała i omijając Fabregasa, wybiegła z sali.
 Cesc przez kilka sekund, które dłużyły się w jego podświadomości, przyglądał się nieobecnie odłamkom kryształowych kieliszków. Czuł jakby wszystko wokół niego się zatrzymało. Nagle podniósł wzrok i napotkał nim Leo.
-Idź za nią, debilu!- powiedział bezgłośnie, wskazując na drzwi, którymi wybiegła Blanca.
 Fabregas, nie myśląc długo, ruszył za dziewczyną.
_________________________________________________________

No to tak, mamy przyjęcie, mamy Blancę, niestety na jakiś czas nie mamy już Shaki i Gerarda, ale za to..... mamy Blancę :D
Mam nadzieję, że wakacje mijają wam bardzo miło i oczywiście bardzo wolno :)
Słoneczko świeci niemiłosiernie, sucho jak na pustyni, moje płuca pragną wilgoci, ale nic- korzystajmy póki czas :3 
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze :* :* :* 
Buziaki :* ♥


wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 16: Czy kiedy­kol­wiek budziłeś się w no­cy, czując dziwną pus­tkę i mając uczu­cie, że coś Ci zabrano?

Dedykacja dla Kamila, który ma dzisiaj urodziny- najlepszego, mordeczko :3 Nie mogłabym sobie wymarzyć lepszego przyjaciela niż ty.  Przepraszam za moje długie życzenia, ale po prostu nie chciałam o niczym zapomnieć ♥

Barcelona, grudzień 2013


 Cesc siedział na korytarzu. Trzęsące się ręce miał złożone jak do modlitwy i nieobecny wzrok. Ktoś bardzo spostrzegawczy zauważyłby też, że ma przeszklone oczy. Co jakiś czas jego ciało przechodził swego rodzaju dreszcz, jakby podświadomie chciał się wybudzić z tego dziwnego transu. Niestety, nawet podświadomość nie była w stanie zakłócić powtarzanej gorączkowo w jego głowie mantry.
"Będzie dobrze. Musi być"
  Shak co około pół minuty przechodziła tuż przed jego nosem, podobnie jak on parę godzin wcześniej, nerwowo przemierzając korytarz. Milczała. Od kiedy zabrano Gerarda na salę operacyjną, nie odezwała się do Fabregasa ani słowem.
  Leo i Carles siedzieli po obu stronach Cesca. Oni również nie zakłócali ciszy panującej w poczekalni. Po prostu byli. Ale nie musieli nic mówić. I bez tego pomocnik czuł wsparcie jakie chcą okazać jemu i Shaki.
 Nagle w drzwiach, które tak dawno się zamknęły, stanął dr. Ovellar. Fabs poderwał się z miejsca i z oczekiwaniem spojrzał na starszego mężczyznę. On zaś westchnął głęboko i podszedł do grupy przyjaciół.
-Udało nam się zatrzymać pana Gerarda przy życiu. Niestety, że względu na jego bardzo ciężki, niestabilny stan, musieliśmy wprowadzić go w  śpiączkę farmakologiczną. Nie wiemy, kiedy będzie na tyle silny, żebyśmy mogli go z niej wybudzić- powiedział spokojnie i patrząc na Shakirę, która oparła się o Fabregasa, spojrzał na zegarek i dodał mniej oficjalnym tonem, lekko się uśmiechając- Jedźcie wszyscy do domu. I tak nie możecie teraz do niego wejść. Prześpijcie się trochę i możecie wrócić już jutro.
  Pokiwali głowami i po chwili lekarz zniknął za rogiem korytarza. Shaki zaczęła znowu płakać i wtuliła się w ciepłą bluzę Cesca. A on, z trudem powstrzymując chęć wykrzyczenia najgorszych przekleństw, przyciągnął ją do siebie i zaczął spokojnie gładzić po włosach.
-Shak, nie płacz...
-To nie jest takie proste…
-Wiem. Ale on chciałby, żebyś była teraz silna- odparł Cesc ze stoickim spokojem.
 Zapadła cisza. Po chwili Fabregas lekko się od niej odsunął i widząc bezradność w jej oczach, stwierdził że przyda się każda forma wsparcia.
-Pomogę ci. Jeżeli chcesz, możesz u mnie zamieszkać. Oczywiście tylko na jakiś czas- wyszeptał.
-To nie jest dobry pomysł…- odparła i otarła łzy, całkowicie rozmazując resztki swojego makijażu.
-Gerard mnie o to prosił. A także o to, żebym się nad sobą nie użalał. Wychodzi mi to,  jak wychodzi, ale się staram. To jeszcze nie koniec, Shaki. Przejdziemy przez to razem, tak?- Cesc na chwilę zamilkł, i spojrzał na Leo i Puyola, który wciąż stali obok nich- Tak?
 Jego przyjaciele odpowiedzieli mu ciepłym uśmiechem. Blondynka znowu wtuliła się w Fabregasa, uciekając od rzeczywistości. 
 Ale on teraz już wiedział, że będzie silny. Że Pique właśnie tego by chciał.
*****
 Fabs, zgodnie z obietnicą, zajął się dziewczyną przyjaciela. Ona sama nadal była zagubiona, nieobecna, smutna. Mimo wielu starań piłkarza, w jej zachowaniu przez długi czas nic się nie zmieniło. 
 Wieczorami, kiedy z psychiką Shakiry bywało już naprawdę źle, Cesc opowiadał jej wszystkie śmieszne historie z Pique w roli głównej- kiedy razem z Neymar'em i Alves'em w szatni śpiewali do mopa woźnego Philla, kiedy na zgrupowaniu reprezentacji ukradł Casillas'owi ulubioną poduszkę i biedny Iker nie mógł spać przez całe Euro, kiedy na treningu przez przypadek strzelił Martino w głowę i ganiał się z nim po całym Ciutat Esportiva (wtf?!)... Czasami pomagało i kobieta choć na chwilę znowu się uśmiechała.
 Lecz przez większość czasu jednak była przygnębiona.  
 Fabregas czuł jakby instynktowną potrzebę zaopiekowania się rodziną Pique. Racja, on i Shaki bardzo zbliżyli się do siebie przez ten wypadek. Ale stosunek Cesca do niej był niezmiennie bez jakiegokolwiek podtekstu.
"Tak po prostu trzeba"
 Jemu też było łatwiej przez to, że miał kobietę swojego najlepszego przyjaciela w pobliżu. Pilnował, żeby nie robiła niczego głupiego, miał do kogo się odezwać, z kim zostawić Lię, bez niepotrzebnego ściągania pani Renette. On i Is, jak mówił na nią czasem Gerard, a od jakiegoś czasu także i Fabs, podzielili się obowiązkami i po kilku dniach docierania się, ich układ zaczął funkcjonować. 
 Piłkarz robił co mógł, żeby się nie załamywać. Ale mimo wszystko, czuł gdzieś w środku tą jedną, wielką,straszną pustkę, wypełniającą go do środka. Dokładnie tak, jakby coś mu zabrano. Coś co kochał. 
 Leo i Carles cały czas byli przy nim. Jak nie ciałem, to duchem. Nie zostawili go z tym wszystkim samego.
 Stan Pique się nie poprawiał. Tydzień po wypadku wyszło na jaw, że niektóre obrażenia są nawet poważniejsze niż wcześniej przewidywano. To nie wróżyło nic dobrego. Oczywiście Fabregas był w szpitalu niemal codziennie. 
 Klub nie zapomniał o dobrym wychowaniu- piłkarze Barcelony rozgrywali mecze w specjalnych koszulkach z napisem "AnimsGeri#" z przodu. Przyjęcie, organizowane z okazji połowy sezonu ligowego (na które Cesc nadal się nie wybierał) zostało po części zamienione w przyjęcie na cześć Gerarda. 
 Mimo, że wszystkim było trudno w tej nowej sytuacji, znaleźli się i tacy, którym niekoniecznie podobał się układ Shakiry i pomocnika Dumy Katalonii (oprócz paparazzi- oni dosłownie ŻYLI nową parą) 
 Fabs wyprostował się, a grymas bólu pojawił się na jego twarzy. Trening po paru dniach przerwy, które dostał od trenera, był dla niego istną katorgą. Ale wpadł na genialny pomysł, że zacznie go wcześniej niż reszta drużyny, żeby się trochę rozgrzać, i teraz wiedział, że jeszcze wyjdzie mu to na dobre
"Lupie ci w krzyżu, staruszku" 
 Nagle obok niego pojawił się Bartra.
-Siema!- powiedział, jak zwykle zaczynając od brzuszków.
-No cześć, cześć...- odparł Cesc, z bólem wykonując kolejne ćwiczenia rozciągające.
Zapadła cisza. Tylko Fabs co jakiś czas pojękiwał cicho, czując, jak mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa.
-Yyy...słuchaj...boo...- zaciął się Marc.
Fabregas ruchem ręki zachęcił go, by mówił.
-Nie uważasz, że ...ten twój układ z Shakirą jest co najmniej....chory?
Pomocnik zrobił minę w stylu "wtf?!".
"Yyy...chwila-jak?" 
-No wiesz...To w końcu kobieta twojego najlepszego przyjaciela... to, że jest w śpiączce chyba nie znaczy, że możesz ją tak po prostu wziąć...
Cesc nie wytrzymał.
-Coś mu obiecałem! ...Obiecałem mu, że się nią zaopiekuję. I obietnicy dotrzymam, nawet jeżeli masz coś przeciwko- wykrzyczał Fabregas. Czy z wściekłości, czy ze smutku- w jego oczach pojawiły się łzy.
 Bartra zrobił przerażoną minę.
-O boże, przepraszam, nie wiedziałem...Przepraszam.
-Nic mnie, kurwa, nie obchodzi, że nie wiedziałeś!- odparł, a jego krzyk uniósł się echem po Ciutat Esportiva. Schodząc z boiska i zostawiając Marca samemu sobie, dodał, pociągając nosem- A weźcie się wszyscy, kurwa, odwalcie...
*****
-Ale jego tam nie będzie, prawda?- w głosie Blanci słychać było i nadzieję i zawód jednocześnie. 
-No wiesz, to w końcu także jego święto. Ale z tego co wiem, odmówił- Neymar skakał po kanałach TV, szukając czegoś wartego uwagi. Po chwili, zbulwersowany, wyłączył telewizor i wstał z sofy, przeciągając się- To jak? Dasz się namówić? 
 Blanca w zamyśleniu bawiła się kubkiem po kawie. Z jednej strony cieszyła się, że nie spotka Fabregasa. A z drugiej- niczego tak bardzo nie pragnęła jak znowu z nim zatańczyć.
 Dziewczyna odwróciła się do przyjaciela, który patrzył na nią wyczekująco.
-Oczywiście. Tylko musimy się najpierw wybrać na zakupy. Nie mam jeszcze sukienki- odparła, przybierając idealnie sztuczny uśmiech. 
_________________________________________________________

A wy już myślałyście, że to koniec Fabrique. Oj, drogie panie, trochę więcej wiary w moją twórczość i wyobraźnię :D 
Tak,  też was kocham :* :* :* 
No więc muszę wam powiedzieć, że całkiem miło pisało mi się ten rozdział. Nie wiem dlaczego, wcale nie był jakiś bardzo wesoły. Ale tak jakoś miałam dobry humor :3
Buziaki :* ♥ 


piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 15: Przy­jacielu, czy po śmier­ci od­ku­pisz mi życie?


Dedykacja dla Rafała- za to jaki jest, choć czasem bywa naprawdę wredny ♥ 

Barcelona, grudzień 2013

 Cesc otworzył oczy, łapczywie i szybko nabierając powietrza w płuca. Nagle zorientował się, że nadal jest w swojej sypialni. Sam. Znowu. Ze zrezygnowaniem opadł na poduszkę.
"Cholera... Daniello, dlaczego mnie nękasz?"
  Koszmar, w którym słyszał, że jest złym ojcem, pojawiał się ostatnio co noc. Zawsze taki sam. Zawsze tak samo się kończył. Zawsze Fabregas nie mógł się po nim pozbierać do kupy.

  Tego dnia mijały "regulaminowe" dwa miesiące,które piłkarz dostał na pożegnanie z Lią. Ale wciąż nie był gotowy na to, żeby ją oddać. Wciąż czuł, że potrzebuje jej do normalnego funkcjonowania. Wciąż była jego kotwicą, która utrzymywała go w jednym miejscu.
 Nagle Cesc usłyszał dzwonek swojego telefonu. Sięgnął po niego na szafkę nocną i spojrzał na wyświetlacz. Nieznany numer. Odebrał.
-Słucham? 
-...Cescy?- odpowiedział mu niepewny kobiecy głos.
-Tak?- powiedział Fabregas, marszcząc brwi. 
- Tu Daniella...Ja...nie bardzo mogę przyjechać po Lię...- oprócz niej piłkarz słyszał jeszcze kilka stłumionych głosów, jakby wokół rozmawiającej przez telefon Dani kręciło się parę osób, wywołując niemałe zamieszanie- Max, mówię ci, że bordowy nie będzie pasował do granatowego! 
-Gdzie ty jesteś?- spytał Cesc, wykorzystując chwilę ciszy. 
"Max? Jej nowy gach? Super, zastąpił mnie jakiś chłoptaś od rozróżniania kolorów. Pięknie, no po prostu pięknie" 
-W Tokio. Jesteśmy tu z całą agencją, robimy zdjęcia do jakiejś badziewnej reklamy biżuterii- odparła Daniella. Po chwili dodała- Fabs, nie mogę przyjechać, zaraz po powrocie do Londynu jadę do Rio. Będę całkowicie nieosiągalna przez następne parę miesięcy. Mógłbyś zająć się Lią chociaż do marca? Później jakoś to uregulujemy.
"Uregulujemy? Opieka nad naszą córką to jakaś umowa? Kontrakt do podpisania czy co?"
-Oczywiście. W takim razie miłej zabawy- odparł spokojnie Cesc. 
-Do zobaczenia, Fabregas- powiedziała kobieta, jakby była skupiona na czymś zupełnie innym.
Piłkarz już miał się rozłączyć, ale dodał z ironią w głosie:
-I powiedz Max'owi, że kolory blaugrana zawsze do siebie pasują.
 Nie czekając na odpowiedź nacisnął czerwoną słuchawkę i rzucił telefon na kraniec łóżka, jak zwykł robić po wyłączeniu budzika. Westchnął głęboko.
 I dopiero w tym momencie dotarło do niego, że ma Lię na wyłączność jeszcze przez prawie cztery miesiące albo nawet więcej. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 
"W końcu coś mi się udało"
 Zeskoczył na podłogę i o mało nie zabił się o własne korki, które stały przy drzwiach. Pobiegł po pokoju córki. Wziął ją na ręce i zaczął podrzucać, nie mogąc opanować śmiechu.
-Kocham cię, słońce!
 A  Lia, prawdopodobnie nie mając pojęcia o co chodzi jej tacie, zaczęła śmiać się razem z nim.


*****
 Fabregas przetarł twarz dłońmi i westchnął głęboko.
 Pique obiecał przyjść do niego razem z Shaki i Milanem, aby uczcić powrót ukochanej ze stosunkowo krótkiej trasy koncertowej.
"Wszystko przez te święta" 
 Cesc bronił się tego jak ognia, ale niestety- stało się. Mimo, że Gerard był jego przyjacielem niemal od zawsze, kumplem jeszcze z młodzików, nie cieszyła go za bardzo ta wizyta. Kiedy Shakira wyjechała, on i jego syn byli w jego domu non stop. Choć Fabs musiał przyznać, że ten czas był dla niego zbawieniem, ucieczką od problemów, w których ostatnio wręcz tonął.
"No ale ileż można wytrzymać z takim debilem!"
 Mimo wielu prób odmowy, Gerard był nieugięty. Cesc z niechęcią więc przygotował kolację.
Po raz ostatni postanowił sprawdzić czy salon rzeczywiście jest gotowy na przyjęcie gości. Lia jak zwykle siedziała na kocyku po środku pokoju, gaworząc do zapatrzonego w dziewczynkę psa. Fabregas uśmiechnął się na ten widok, poprawiając sztućce.
  Ostatnimi czasy to ona dawała mu siłę. Zawdzięczał jej wszystko. To dzięki niej nie zwariował. To dzięki niej przeżył rozstanie z Daniellą. To dzięki niej równie szybkie nadejście jak i odejście Blanci go nie zrujnowało.
"Kurwa, gdyby to wszystko potoczyło się inaczej... Gdybym się w to tak cholernie nie angażował..."
Dzwonek do drzwi wyrwał go z zamyślenia. Przemierzył korytarz i na chwilę spojrzał w lustro.
"Wyglądasz jak śmierć, Cescy"
Po raz ostatni poprawił swoją białą koszulę i przybrał sztuczny uśmiech.
"Nie dajmy się zwariować"
  Głęboko westchnął i otworzył drzwi wejściowe swojego domu.
  Stała przed nimi Shaki z Milanem na rękach. Kiedy zobaczyła Cesca, uśmiechnęła się, ale podobnie jak Fabregas- niesamowicie sztucznie.
  Widząc to, piłkarz zmarszczył brwi i spytał nieufnie, zapominając o przywitaniu:
-Coś się stało?
  W oczach kobiety po chwili pojawiły się łzy, więc spuściła wzrok. Na jej ustach nie było już uśmiechu, nawet tego sztucznego.
-Odpowiesz mi?- Cesc zrobił krok w jej stronę. Był coraz bardziej zaniepokojony zachowaniem Kolumbijki.
-Gerard miał wypadek.. - Shakira urwała i potarła ręką czoło- Jest w szpitalu... Nie mogę jechać tam z Milanem. Zajmiesz się nim na kilka godzin?- powiedziała, ocierając łzy.
Fabregas na chwilę przestał oddychać.
"Jak to, kurwa, "miał wypadek'?"
Nagle znowu zaczął trzeźwo myśleć.
-Wejdź. Mam pomysł.
*****
  Pani Renette zjawiła się po kwadransie. Przyjaciele zostawili dzieci pod opieką starszej kobiety i ruszyli do szpitala.
  Shaki płakała przez całą drogę. Przestawała tylko na moment, kiedy Cesc gwałtownie dodawał gazu. Mówiła "zwolnij, bo ty też wylądujesz w szpitalu", po czym znowu wybuchała potokiem łez.
  Cesc nadal nie wierzył w to co usłyszał.
"Gerard miał wypadek"
  Te słowa nadal dzwoniły w jego głowie, odbijając się głośnym echem.
  Kiedy tylko wpadli do szpitala i dowiedzieli się, w której sali znajdą Pique, od razu skierowali się do pomieszczenia z numerem "43".
"Hmm... Co za cholerny zbieg okoliczności..."
  Shaki weszła do niego jako pierwsza, zostawiając Cesca na pustym korytarzu. Kazała mu zadzwonić po Puyola i Messi'ego. 

  Przez jego głowę przewijały się miliony myśli. Skąd wiadomo w jakim Gerard jest stanie? Ma tylko otarcia na twarzy? Złamaną rękę? Czy może potrzebuje transfuzji krwi...
"Kurwa, przecież nie mamy takiej samej grupy krwi!" 
 Po chwili westchnął głęboko. Wypuszczając powietrze z płuc, poczuł, że jego mózg już dawno przestał pracować.
"Spokojnie, Cescy. Nie może być przecież tak źle" 
 Kiedy po raz setny przemierzał odległość od początku do końca pustej poczekalni, zaczepił go pewien starszy mężczyzna w białym fartuchu.
-Pan z rodziny?- spytał, wskazując na drzwi z napisem "43".
-Nie. Ja jestem... przyjacielem- odpowiedział Fabregas, uciekając wzrokiem od bystrych oczu lekarza.
-Rozumiem, że pani Mebarak jest w środku.
Cesc pokiwał głową. Mężczyzna w fartuchu westchnął ciężko.
-Proszę jej przekazać, by później zajrzała do gabinetu dr. Ovellara- lekarz odwrócił się na pięcie i odszedł.
  Po chwili drzwi do sali się otworzyły. Stanęła w nich Shakira- miała podpuchnięte i czerwone od płaczu oczy. Wytarła dłonią ostatnie łzy i powiedziała cicho:
-On chce z tobą rozmawiać.
*****
  Cesc delikatnie zamknął za sobą drzwi. W sali panował spokój i bezruch. Ciszę przerywało tylko pikanie jakiejś aparatury i stabilny, lekko charczący oddech Gerarda.
  Fabregas usiadł na krześle obok jego łóżka. Przyjaciel spojrzał na niego i uśmiechnął się lekko, nieprzytomnie mrużąc oczy. Widać, że go to wszystko męczyło.
-Ale sobie wybrałeś moment, stary- powiedział pomocnik, próbując się uśmiechnąć. Widząc wycieńczonego, poobijanego Gerarda czuł, że jego wytrzymałość i obietnice, że będzie silny, tracą na wartości.
-To chyba koniec, mordo...

Cesc pociągnął nosem, poczuł jak oczy zaczynają go piec.
-Nie becz...-Pique mówił coraz ciszej- Musisz zająć się Shaki. Pomóż jej się po tym wszystkim pozbierać, kiedy już... I ty sam też bądź silny, dobra?
  Fabregas pokiwał lekko głową. Nagle pikanie zamieniło się w długi, przeciągły dźwięk. Cesc z przerażeniem popatrzył na Gerarda, którego spojrzenie było z każdą kolejną chwilą bardziej błędne i nieobecne. Po chwili w sali zaroiło się od pielęgniarek i lekarzy. Kazali mu się odsunąć, a po chwili jakaś kobieta w fartuchu wypchnęła go za drzwi, zamykając pomieszczenie. 

 Cesc wypadł na korytarz. Był tam już Leo i Carles. Messi podszedł do niego i powiedział spokojnym, opanowanym głosem:
-Fabs, będzie dobrze. Musi być.
 Pomocnik oparł się o ścianę, a jego oddech robił się coraz bardziej nierównomierny. Czuł, że brakuje mu powietrza. Czuł, że się dusi. Spojrzał na Argentyńczyka ze łzami w oczach.
-Nie będzie dobrze...-odparł bezgłośnie.
 Leo nie czekając długo przyciągnął go do siebie.
 Cesc poczuł jak jego wzrok traci na ostrości. Wszystko przestało mieć jakikolwiek kształt, a nawet kolor. Wszystko przestało mieć jakikolwiek sens...
 ____________________________________________________

Przepraszam was za to co zrobiłam, ale wybaczcie- musiałam. Wierzcie mi, że będzie dobrze, naprawdę :* 
Nie płaczcie (ja pisząc to, wylałam litry łez za was wszystkie)  :(
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze. Nawet nie wiecie jak to potrafi człowieka zmotywować :3
I jeszcze jedna sprawa.... Ostatnio w moim opowiadaniu pojawia się dużo przekleństw. Ten kto mnie zna, ten wie, że ja raczej...no.. przeklinam (tak trudno się do tego przyznać). Ale wiem, jak bardzo to może wkurzać. Mimo to musiałam dodać ten swego rodzaju środek stylistyczny (pani od języka polskiego byłaby dumna… chociaż nie, raczej nie), ponieważ...no kurczę, jakoś tak nie potrafię. W niektórych sytuacjach tylko przekleństwo wyrazi odpowiednie emocje. Jeżeli komuś się to nie podoba, proszę wyrazić opinie w komentarzach :)
No i oczywiście zaleję was teraz masą obrazków Fabrique :3 a taki mały spam 
Buziaki :* ♥ 














(historia rodem ze zgrupowania reprezentacji Hiszpanii) 








wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 14: Myślał, że uśmiechnął się do niego los. Tak. Uśmiechnął się...ironicznie, przy okazji drwiąc z jego naiwności...


Chciałabym przypomnieć, że to opowiadanie zostało napisane przed transferem Fabregasa do Chelsea Londyn, rozgrywkami Ligi Mistrzów sezonu 2013/14, a także śmiercią Tito Vilanovy. Zostało zakończone około marca 2014. Nie odpowiadam za zbiegi okoliczności, niedopowiedzenia i rozbieżności :) 

  Dedykacja dla Benego- mimo wszystko bardzo dużą rolę odegrałeś w moim życiu. Byłeś dobrym przyjacielem. Zbyt dobrym. 

Barcelona, listopad 2013 

Cesc delikatnym ruchem otworzył drzwi pokoju gościnnego. Na białej pościeli łóżka wyraźnie rysowała się sylwetka Blanci, nawet w ciemnościach. Dziewczyna płakała i krzyczała przez sen. Fabregas najciszej jak tylko potrafił usiadł obok niej i niepewnie dotknął wierzchu jej dłoni.
-Blanca....
  Natychmiastowo podniosła się do siadu, głośno wciągając powietrze do płuc. Kiedy zobaczyła Cesca, zastygła.
- Cesc? Co ty tu robisz?- spytała szeptem, wpatrując się w jego ciemne tęczówki.

-Krzyczałaś przez sen- mruknął spokojnie Fabs.
Dziewczyna, opierając łokieć na kolanie, złapała się za czoło.
-Przepraszam... Nie obudziłam Lii?- powiedziała z poczuciem winy w głosie.
-Chyba nie, skoro jak na razie nie płacze. W przeciwieństwie do ciebie, oczywiście- rzekł Cesc, ocierając dłonią połyskujące w świetle bardzo wczesnego poranka łzy Blanci.
  Kiedy Fabregas dotknął jej twarzy, dziewczyna natychmiastowo spuściła głowę. Cesc widząc to, zabrał rękę.
- Przepraszam, zachowuję się jak dziecko- powiedziała zza kurtyny opadających jej na twarz włosów.
-Hej...-  Cesc podniósł jej podbródek, chcąc sprawić by na niego spojrzała- Nie musisz przepraszać za łzy. Zwłaszcza w twojej sytuacji.
  Dziewczyna przez chwilę patrzyła Fabregasowi w oczy ze zmarszczonymi brwiami.
-Dlaczego mi pomagasz? To znaczy... Co takiego zrobiłam, co powiedziałam, że jesteś wobec mnie taki...wyrozumiały?
Cesc milczał, zaciskając mocniej usta.
- Znamy się zaledwie od kilku godzin... Ale kiedy płakałam w twoich ramionach, kiedy w nich zasnęłam- nie komentowałeś tego. Nie odepchnąłeś mnie. Dlaczego?- spytała, marszcząc brwi.
  Fabregas nadal nie odpowiadał.
"Trudne pytania zadajesz, koleżanko"
Cesc pochylił się nad dziewczyną, nadał patrząc w jej oczy, pełne niezrozumienia. Śliczne oczy. Zawahał się.
"A co jeśli... Ja będę taki sam, jak ten, który ją zranił? A może wcale nie będzie to takie idealne?"
  Wtedy ją pocałował. A właściwie- musnął jej wargi swoimi.  Podjął decyzję za nich oboje. 

  Dziewczyna wcale się nie opierała. Powoli i z pasją oddawała jego pocałunki. Po chwili wplotła palce w ciemne włosy Fabregasa, a on wkradł się pod jej biały podkoszulek i zimnymi dłońmi zaczął badać jej brzuch i plecy. W tamtym momencie nie liczyło się to, że prawie się nie znali. To nie miało większego znaczenia.
  Nagle lekki, nieśmiały pocałunek przerodził się w coś bardziej namiętnego... I na pewno o wiele bardziej niewłaściwego w sytuacji, w jakiej oboje się znaleźli. Ale tym akurat żadne z nich się nie przejmowało.
"To nie może się udać...Tym bardziej- nie musi"
*****
  Do pokoju zaczęły wpadać rozleniwione promienie słoneczne. Długie, białe zasłony poruszył lekki, poranny wiatr, wpadający do pokoju przez uchylone okno. Wokoło panowała głęboka cisza. Nie przerywały jej nawet najdrobniejsze dźwięki. 

 Cesc otworzył oczy, nabierając powietrza. Tej nocy znowu męczył go ten sam koszmar. Jego głównym bohaterem była Daniella. Przez cały czas stała naprzeciwko niego i krzyczała... Że jestem złym ojcem, że nie radzi sobie z Lią... Fabregas zawsze budził się w tym samym momencie- kiedy nagle na usta Danielli wchodził uśmiech.
  Cesc pokręcił głową i podniósł się do siadu.

  Już za dwa tygodnie będzie musiał rozstać się z córką. Prawdopodobnie na zawsze. Ta myśl, choć nachodziła go już od jakiegoś czasu, nadal nie była w stanie do niego dotrzeć. Nie wyobrażał sobie życia bez tej małej. Nie potrafił nawet na kilka godzin zostawić jej pod opieką pani Renette, a już wariował. A co będzie kiedy ona całkowicie zniknie? 
 Spojrzał na miejsce obok siebie- na drugiej połowie łóżka powinna leżeć nadal ubrana, śpiąca Blanca. Niestety, zamiast niej, obok Fabregasa znajdował się Barc. Piłkarz zauważył, że torebka i płaszcz, które poprzedniego wieczoru przewiesił przez krzesło obok drzwi, zniknęły.
Spojrzał automatycznie na swoją koszulę- była pognieciona, niesamowicie pognieciona i miała wyrwany guziczek.
"No tak... Prezent od mamusi szlag jasny trafił, jak zwykle"
  Wstał i wolnym, niepewnym krokiem ruszył w stronę drzwi.
  Cesc najpierw zajrzał do pokoju Lii- jego córki nie było w łóżeczku. Trochę przestraszony jej nieobecnością, Fabregas szybkim krokiem zszedł po schodach. Nagle poczuł dość charakterystyczny zapach. Instynktownie udał się do kuchni. Niestety, zastał tam nie do końca to czego się spodziewał.
-Dzień dobry, panie Fabregas- rzekła z uśmiechem pani Renette. Niania kręciła się po kuchni, dodając kolejne składniki do jajecznicy.
-Dzień dobry...- wydukał Cesc, siadając przy wysepce -Aaa... co pani tutaj tak właściwie robi? Przecież dostała pani wolne...
-Racja, ale pan Lionel do mnie zadzwonił. Prosił, żebym dzisiaj przyszła, bo ma pan jakieś problemy czy coś takiego, a ponieważ choroba odstąpiła, nie widziałam przeszkód.
  Cesc przeczesał włosy palcami, ziewając.
"No tak... Leo i genialne pomysły"

-A gdzie Lia?-spytał. 
-W salonie, bawi się łóżeczku- odparła pogodnie kobieta -A,i jeszcze jedno! Jak przyszłam, była tu jakaś dziewczyna. Młoda, ładna, zgrabna...Bardzo miła, naprawdę.
  Fabregas z uwagą spojrzał na starszą kobietę, która dalej w zupełnym spokoju przygotowywała jajecznicę.
-No? I co z nią?- spytał piłkarz, z coraz większym napięciem.
-Wyszła jakąś godzinę temu, ale zostawiła coś dla pana.
  Cesc przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu, wpatrując się w małą karteczkę leżącą na stoliku kilka metrów dalej, podczas gdy pani Renette pożegnała się i wyszła. Lia słodko gaworząc do różowego misia, którego dostała od Antonelli, sama bawiła się na kocyku.
  Fabrewgas zmrużył powieki. Nie był do końca pewien czy chce wiedzieć co jest napisane na tym małym świstku papieru.
  Po raz kolejny nie wiedział co ma zrobić. Rozważał wszystkie za i przeciw. Nagle nie wytrzymał i szybkim krokiem podszedł do stolika. Wziął kartkę do ręki.
"Przepraszam. Oboje dobrze wiemy, że to nie ma sensu. To nie powinno się wydarzyć. Nie pytaj o mnie. Przeprowadzam się. Już nigdy mnie nie zobaczysz. Zapomnij, tak jak kiedyś. 

 Blanca"
  Fabregas podniósł wzrok znad kartki, a jego przepełnione niezrozumieniem spojrzenie zatrzymało się w martwym punkcie na ścianie. W jego głowie wciąż powtarzały się słowa Blanci, jakby przed chwilą je wypowiedziała. Nie potrafił złożyć tego w jedną całość. Fakt, może to wszystko trochę za szybko się potoczyło, może miało być inaczej... Ale  dlaczego nie mogła dać mu szansy?
"Żeby tylko spróbowała...Nic więcej"

*****
 -I co? Po prostu wyszłaś?- piłkarz upił łyk kawy- Ot tak?
  Dziewczyna pokiwała głową, nadal z trudem łapiąc oddech. Cała drogę od domu Fabregasa do Neymara przebiegła- jej ciało było wykończone wysiłkiem i małą ilością snu. Oczami wyobraźni wciąż widziała Cesca... Było dokładnie tak jak tamtej cichej, letniej nocy. Kiedy jeszcze nie wiedziała dokładnie jaki jest tak naprawdę kataloński piłkarz. Skarciła się w myślach za swoją słabość. Nie mogła sobie wybaczyć, że znów dała się wciągnąć w tą grę, w której była z góry skazana na porażkę. Znowu uległa Fabregasowi- intuicja podpowiadała jej, że to nie był jeszcze ostatni raz.
-Co teraz zrobisz?- spytał Neymar.
Blanca wzruszyła ramionami.
-Będę żyła tak jak chciałam i jak zaplanowałam...Nie będę się już na nim mściła, nie najlepiej mi to chyba wychodzi. Zapomnę, tak jak on kiedyś.
Da Silva popatrzył na nią z lekkim uśmiechem, jakby sam nie wierzył w to co ma powiedzieć.
-Ty go dalej kochasz, prawda?
Dziewczyna spuściła wzrok i przez chwilę wbijała go w swoje dłonie.
-Nie... Znowu. Znowu się w nim zakochałam, Ney.
*****
 Kolejne dni mijały, zasnuwając wszystko swoją monotonią. Cesc nie był sobą- na treningach rzadko kiedy się odzywał, w szatni milczał jak zaklęty.  Wszystkie swoje problemy, smutki przelewał na piłkę. Strzelał, asystował, myślał za cały skład. Nikt nie pytał co się stało- wszyscy (po wielu nieudanych próbach Taty i innych) doskonale wiedzieli, że odpowiedź nie padnie. Jedynie Pique i Messi wiedzieli co zaszło- wyciągali na go na piwo kiedy się tylko dało. Ale oprócz nich Fabregas unikał wszystkich, a w szczególności-jak ognia- unikał Neymara. A da Silva wcale nie naciskał na rozmowę.
"Tak jest lepiej"

  Myśł, że niedługo straci Lię nie dawała mu spokoju. Ciągle zastanawiał się co powinien zrobić, co powiedzieć, byle tylko Daniella nie chciała jej zabrać. Cała ta sprawa spędzała mu sen z powiek. A ponieważ chciał jak najwięcej czasu spędzać z małą, zrezygnował z usług pani Renette. Tak więc chodził pół żywy, niewyspany, wiecznie zmęczony, z córką. Zawsze. Wszędzie.
  W momencie, w którym przeczytał kartkę pozostawioną przez Blancę w jego domu, stracił chęć do wszystkiego wkoło. Wiarę w miłość, kobiety i wszystko co z nimi związane. Jedyną osobą, która mogła z nim "normalnie" rozmawiać, oprócz Gerarda i Leo, była niania Lii (nie licząc jej samej- to ona słuchała wszystkich żali i problemów swojego taty, nawet tych, o których nie mówił z Pique i Messi'm). Nie chciał rozmawiać z praktycznie nikim- Cesc twierdził, że odcięcie się od świata i ludzi to najszybszy i jedyny sposób żeby uporać się ze samym sobą. Wiele było powodów jego zachowania. On jednak upierał się przy problemach z Daniellą i tak właśnie tłumaczył swoje zachowanie.
  Piłkarz nawet nie próbował kontaktować się z Blancą. Uszanował jej wolę i całkowicie wymazał ją ze swojej pamięci... A przynajmniej się starał. Nie zastanawiał się nad tym co napisała na swojej pożegnalnej kartce- im dłużej nad tym myślał, tym bardziej jej nienawidził.
  Lia rosła jak szalona- było to dla Cesca jedyne pocieszenie. Kochał ją. Kochał ją całym sercem. I miał nadzieję, że uda mu się uchronić ją przed całym złem świata, choć dobrze wiedział, że nie ma na to szans. Nawet najmniejszych. Zwłaszcza kiedy już ją straci. Jego głowę cały czas zaprzątały myśli o możliwym porozumieniu z byłą partnerką. Wiedział, że ma już bardzo mało czasu. Mimo wszystko korzystał z niego na wszystkie sposoby.
  Cesc był pewny, że może żyć w połowicznym odizolowaniu. Czuł wewnętrzną potrzebę samotności. Ale to nie mogło trwać wiecznie i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-Fabregas!
Piłkarz zatrzymał się tuż przed wyjściem z budynku Ciutat Esportiva.
"A było tak, kurwa, blisko"
-Tak, trenerze?- spytał, odwracając się do Taty.
  Martino popatrzył na swojego podopiecznego ze zmartwieniem i już miał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Widząc zniecierpliwienie na twarzy Cesca, odezwał się po chwili:
- Zarząd organizuje przyjęcie z okazji połowy sezonu ligowego. Wszyscy, ze względu na twój wkład w tegoroczne sukcesy drużyny, oczekują twojej obecności- Martino wyciągnął do Fabregasa kartkę, zapewne zaproszenie- Przyjdziesz?
  Cesc przez chwilę przenosił wzrok z kawałka papieru na Tatę.
-Nie-odparł niewzruszonym tonem, patrząc w oczy trenera- Nie wybieram się na żadne przyjęcie.
-Dlaczego? Podaj mi choć jeden, sensowny powód, dla którego nie chcesz tam iść.
-Po prostu nie- powiedział Fabregas zmęczonym głosem- Trenerze, to nie dla mnie. Po co mi to?
-Farncescu Fabregas Soler!- krzyknął Martino, tracąc powoli cierpliwość i swój stoicki spokój- Jeszcze kilka miesięcy temu to było TYLKO dla ciebie! Nie możesz przecież żyć jak zombie! Co się z tobą dzieje, człowieku?!
Cesc spuścił wzrok. Nie lubił kiedy ktoś na niego krzyczał. A zwłaszcza- jeśli nie zrobił nic złego. "Dlaczego tak bardzo wszystkim przeszkadza to, co robię?"
-Nie zmienię decyzji- odpowiedział Fabregas.
-Dobrze wesz, że w tej kwestii jesteś bezkarny. Ale doceń to, że chcemy ci pomóc i się martwimy. Poradzę ci tylko jedno- ogarnij się. Jesteś jeszcze młody, spotka cię wiele przeciwności i musisz sobie z nimi jakoś radzić- Martino zamilkł i po tym jak wziął dłoń Cesca, wcisnął w nią zaproszenie-Tak na wszelki wypadek, gdybyś jednak zmienił zdanie.
-Dziękuję za zaproszenie i za radę, ale... nie zmienię decyzji- odparł Cesc, odwrócił się na pięcie, poprawił torbę na ramieniu i bez słowa opuścił budynek.
"Nie potrzebuję niczyjego współczucia"
Martino pokręcił głową. Co z tym chłopakiem jest nie tak? Cały czas po górkę.
Nagle obok trenera pojawił się Puyol- przez oszklone drzwi odprowadził wzrokiem Fabregasa, który szybkim krokiem przemierzał parking. Spojrzał na Tatę.
-Nic z tym nie zrobimy?
-A w ogóle coś możemy?- odparł pytaniem Martino, ze zrezygnowaniem nadal wpatrując się w swoje odbicie w szybie- Sam musi sobie poradzić. My możemy tylko stać z boku i bezczynnie na to patrzeć.
-Kiedy zamierzasz mu powiedzieć?- Puyol nie dawał na wygraną.
Martino zmarszczył brwi na słowo "powiedzieć". Ale milczał.
-Wiem, że lubisz tego chłopaka i widzisz w nim wielki potencjał, ale on kiedyś się dowie. Wyjdzie umowa z Manchesterem i wtedy będzie miał do ciebie żal. Chyba nie chcesz...
-Powiem mu w odpowiednim czasie. To raczej nienajlepszy moment, żeby mu powiedzieć, iż jego umiejętności w Barcelonie się nie przydadzą, bo Rossell tak sobie zażyczył.
Carles prychnął.
-Naprawdę nie zasługuje, żeby wiedzieć? Że klub chce go sprzedać? Naprawdę, Gerardo? 

_________________________________________________________________


To najdłuższy ze wszystkich rozdziałów :3 Połączyłam dwa i tak oto wyszło. Jestem z tego nawet w miarę zadowolona. I pragnę was poinformować, że chyba jesteśmy już w połowie :3 A jeżeli nie to prawie :D 
Dziękuję za wszystkie komentarze :*
Buziaki :* ♥