sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 26: Każdy kiedyś od­chodzi, lecz nie każdy z tą stratą się godzi.

Dedykacja dla Karola-... czasami słowa nie są potrzebne żeby się idealnie zrozumieć.

Barcelona, maj 2014

 Cesc lekko rozchylił zasłony i nerwowo przygryzł wargę. 
'Cholera, Leo- pospiesz się'
 Nagle usłyszał kroki na schodach. Opuścił salon i jeszcze raz spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu leżącego na stoliku pod lustrem. Wziął go do ręki i co raz bardziej zdenerwowany wybrał kontakt do Messi'ego, po czym włączył klawiaturę.
-Dzień dobry!- rzuciła wesoło Carlota, dopinając w biegu ostatnie guziki żółtej koszuli. Pokonała dwa ostatnie stopnie zgrabnym skokiem i z uśmiechem na twarzy dała buziaka w policzek bratu, który chaotycznymi ruchami pisał wiadomość. 
 Starszy Fabregas schował telefon do kieszeni spodni i spojrzał na siostrę, kierującą się do kuchni.
-Przeciętny- odparł bez entuzjazmu, odprowadzając ją wzrokiem do pomieszczenia obok.
 Po krótkiej chwili Lot wróciła w jego pole widzenia, trzymając w ręku szklankę soku pomarańczowego. Stanęła obok niego, oparła się o ścianę i uniosła brwi ze zdziwieniem.
-A to niby dlaczego?- spytała i wzięła łyk napoju.
-Spójrz, proszę, przez wychodzące na południe okno w salonie- odpowiedział Cesc, zaskakująco  precyzyjnie określając swoje polecenie.
 Carlota tym razem zmarszczyła czoło i, omijając brata, przemierzyła korytarz. Po raz ostatni pytająco zerknęła na starszego Fabregasa i weszła do salonu. Stanęła obok okna i, podobnie jak piłkarz parę minut wcześniej, delikatnie rozchyliła beżowe zasłony. 
-O kurwa...- powiedziała cicho dziewczyna- Nie wiedziałam, że jestem aż tak popularna.
 Cesc'owi, który nadal patrzył na siostrę ze swojego miejsca na korytarzu, opadły ramiona.
-Naprawdę, Lot? Naprawdę myślisz, że o to właśnie chodzi?- powiedział z ironią- Jesteś równie znana, jak ten filmik, na którym rzucamy w siebie lodami. A później cukierkami...i czekoladą...i błotem- kiedy usłyszał głośne parsknięcie śmiechem, połączone z dławieniem się, dodał- Mam wyliczać dalej?
 Odpowiedź nie padła.
'No tak- moja genialna siostra zakrztusiła się sokiem'
 Nagle Cesc usłyszał trzask zamykanych drzwi. Przez drugie, tylne wejście do willi wpadł Messi. Miał włosy w całkowitym nieładzie, przyspieszony oddech i kluczyki od samochodu w dłoni. 
-Siema, co się stało?- rzucił, próbując złapać haust powietrza.
 Fabregas popatrzył na niego z dezaprobatą. Podszedł do niego, złapał go za koszulkę i przeciągnął przez korytarz. Wszedł do salonu. Kiedy Leo zobaczył Carlotę, siedzącą na sofie, uśmiechnął się i pomachał do niej.
-O, hej, Carla- powiedział wesoło, a dziewczyna, nadal się krztusząc, podniosła jedynie dłoń w geście powitania.
 Starszy Fabregas nie zwrócił na to uwagi i z kamienną miną zaciągnął Messi'ego pod okno. Puścił jego koszulkę i rozchylił zasłony nerwowym ruchem. 
-To się, kurwa, stało!- krzyknął.
 Leo po chwili otworzył usta.
-Jaaaa...- spojrzał na Cesca i spytał- Co oni tu robią?
-A co do jasnej cholery może robić pod moim domem tłum reporterów o ósmej rano! W sobotę!- wrzasnął Fabregas- Oglądałeś dzisiaj jakieś wiadomości sportowe? 
 Leo spojrzał ukradkiem na Carlotę, która przestała się krztusić i przysłuchiwała się ich rozmowie.
-...nie?- odparł i zmrużył oczy, jakby przygotowywał się do zasłużonego pobicia. 
-Cała telewizja żyje informacją o moim transferze!- krzyknął Cesc, a po chwili jego ręce opadły bezsilnie. 
 Podszedł do sofy i usiadł obok siostry, opierając głowę na rękach. Ona tylko gwizdnęła cicho i po chwili zaczęła delikatnie gładzić go po plecach.
-No to wpadłeś po uszy, braciszku.
 Leo jeszcze raz spojrzał w okno.
-Ile wiedzą?-spytał.
-Tylko tyle, że odchodzę do ManU za 45 mln. Nikt nic nie mówił o nielegalnej umowie.
-Tyle szczęścia...-powiedział cicho Messi.
-Wiedziałem, wiedziałem, kurwa, że najwyższy czas skończyć to przedstawienie- odparł Cesc, chowając twarz w dłoniach.
-Teraz to już bez znaczenia- Argentyńczyk uciął jego wyrzuty sumienia.
 Zapadła cisza. Po długiej chwili Fabregas westchnął i podniósł spojrzenie na Leo.
-Mam prośbę- powiedział delikatnie.
 Przyjaciel ruchem ręki zachęcił go by mówił.
-Pożyczysz mi samochód? Chcę pojechać po Blancę, nie powinna w taki stanie wpadać w tłum rozszalałych reporterów. A oni- spojrzał w okno- nie pozwolą mi nawet z garażu wyjechać...- Cesc zrobił oczy małego psiaka- Poratujesz?
 Messi uśmiechnął się szeroko i rzucił mu kluczyki.
-Wrócę niedługo- powiedział Katalończyk.
~*~


 Fabregas wyłączył silnik, westchnął i pokręcił głową. Po chwili spojrzał na budynek, przed którym zaparkował- szpital nie był jego ulubionym miejscem.
 Tak właściwie to nienawidził szpitali.
 Ale niestety to właśnie tutaj skierowała go przyjaciółka Blanci- Tanya. Powiedziała piłkarzowi, że kiedy Iriarte przyszła do niej na "babski wieczór", dziewczyna czuła się dobrze. W nocy coś zaczęło być nie tak, dlatego zdecydowała się zadzwonić na pogotowie. 

-Więc dlaczego nikt mnie nie poinformował!- krzyknął zdenerwowany Fabregas.
-Blanca zgubiła telefon. A ja nie mam twojego numeru- tłumaczyła się Tanya.
-Boże...- Cesc nie mógł uwierzyć, że ta cała sytuacja może być aż taka prosta- Gdzie ją zabrali? 
-Do św. Pawła. A, i możesz wziąć ze sobą waszego psa. Chyba nie za bardzo mnie polubił.

 Piłkarz z dezaprobatą spojrzał na Barca, który spał na tylnym siedzeniu samochodu Messi'ego.
'Leo będzie wściekły. On przecież ma alergię na sierść. No zabije mnie...Kurwa, o czym ja myślę. Moja kobieta jest w szpitalu!' 
 Fabregas przekładał klucze z ręki do ręki. Nie chciał tam iść. Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał musieć znowu dowiadywać się złych rzeczy.
 A dobrze wiedział, że tak właśnie będzie.
 Ale nie mógł odkładać tego w nieskończoność.
 Wysiadł z samochodu i odrobinę za szybkim krokiem ruszył do drzwi szpitala. Napotkana przy wejściu pielęgniarka w zamian za miły uśmiech skierowała go na odpowiednie piętro, do odpowiedniej sali.
 Cesc westchnął głęboko i otworzył drzwi.
 W pomieszczeniu panował półmrok, jedyne światło dawała jarzeniówka tuż nad łóżkiem naprzeciwko drzwi, na którym leżała drobna, skulona postać. Jej długie, kasztanowe włosy rozlewały się na błękitnej poduszce. Dziewczyna chyba go nie zauważyła, tak więc Fabregas wziął spod ściany krzesło i postawił je obok łóżka.
 Spojrzał na Blancę.
 Spała.
 Cicho zdjął skórzaną kurtkę i powiesił ją na oparciu krzesła. Włożył kluczyki do kieszeni spodni, napisał do Leo, że może być trochę później. Rozejrzał się po sali, by sprawdzić czy jest odpowiednio wyposażona. 
 Aż w końcu usiadł obok łóżka dziewczyny. Wziął jej drobną dłoń i przyłożył ją do swoich ust.
'Co się stało...Boże, co się stało...'
 Przez chwilę siedział nieruchomo, wsłuchując się w różne aparatury. 
 Nie myślał o niczym. Bał się, że mogło stać się coś złego z dzieckiem, że Blanca poroniła, że...ale próbował być spokojny.
 Burza związana z transferem nawet nie przemknęła przez jego głowę. 
 Nagle Cesc poczuł, że dłoń dziewczyny, którą wciąż trzymał blisko przy swoich wargach, zaczyna się lekko poruszać. Iriarte odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego zaspanymi, podpuchniętymi oczami. Miała czysty smutek w oczach...ale milczała. A Fabregas niewzruszenie wpatrywał się w jej ciemne tęczówki...ale nie pytał.
 Przez chwilę siedzieli w milczeniu, jakby napawali się swoim widokiem. Piłkarz wciąż składał na jej delikatnej dłoni drobne pocałunki, a ona swoim wymownym spojrzeniem wylewała z siebie morze łez. 
 Nagle Cesc zauważył, że na jej policzku pojawia się pierwsza słona kropelka. Stwierdził, że to jest już czas na pytania.
-Co się stało?
 Jej twarz już po paru krótkich chwilach stała się cała mokra. A Fabregas tylko siedział z boku, trzymał ją za rękę i patrzył jak ona pogrąża się w tym wszystkim.
 Po chwili nie wytrzymał i ją przytulił. Przytulił ją z całej siły i miał nadzieję, że to pomoże.
 Blanca cicho łkała, wtulona w jego szyję, próbując mu zrobić trochę miejsca na szpitalnym łóżku. 
 Długo tak siedzieli. Bardzo długo. Ale to nie miało znaczenia.
 Fabregas postanowił ponowić pytanie.
-Co się stało, Blanca? 
-...poroniłam- odparła szeptem.
'Jasna cholera' 
 Głośno przełknął ślinę i przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć.
-Kochanie, mamy jeszcze całe życie. Będziemy mieć jeszcze dużo dzieci, całą drużynę- powiedział drżącym głosem, który raczej martwił niż uspokajał. Lekko odsunął się od dziewczyny i dodał- Tak?
 Bez przekonania pokiwała głową.
 Cesc dobrze wiedział, że nie jest jej łatwo. To już drugie dziecko, które straciła. Jego dziecko. Ich dziecko. Dziecko. 
'Boże' 
-Kocham cię- powiedział cicho.
-A co jeżeli ja po prostu nie mogę ci tego dać?- odparła szybko- A co jeżeli nie mogę dać ci dzieci? 
 Jak mogła w ogóle tak myśleć?
 Fabregas już miał coś odpowiedzieć, kiedy do sali wszedł lekarz. Widząc gościa, bardzo się zdziwił. 
-A pan co tutaj robi? Pan nie może tutaj być- powiedział stanowczo.
-Ale ja jestem...jestem ojcem dziecka- wykrztusił Cesc, mając nadzieję, że to cokolwiek da.
-BYŁ pan ojcem dziecka. A teraz musi pan wyjść. Proszę wrócić do pani Iriarte jutro...- odparł surowym tonem starszy mężczyzna, po czym zaczął przewracać w swoim notatniku kartki.
-Jutro?-jęknął Fabregas.
-No dobrze, dziś wieczorem. Ale teraz niech pan już idzie- powiedział zniecierpliwiony lekarz.
___________________________________________________________________

No wieeeeeem, nie tak miało być
Nie bądźcie złe
Kocham was ♥
Buziaki :* 




niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 25: Rodzeństwo - i widzisz cząstkę siebie w drugim człowieku.

Dedykacja dla mojej siostry, Magdy- to właśnie w tobie widzę cząstkę siebie. I w sobie cząstkę ciebie.

tym razem soundtrack nie związany zbytnio z tematem rozdziału  

Barcelona, maj 2014

 Fabregas usłyszał dzwonek do drzwi. Książka, którą czytał, wylądowała niedbale na stoliku w salonie. Cesc wstał z sofy i wyciągnął się, rozciągając zasiedziałe mięśnie- dwie godziny nad lekturą dawały mu nieźle popalić.
 Blanca wyszła na spacer kilkadziesiąt minut wcześniej. Powiedziała, że musi pobyć trochę sama, pomyśleć. Wzięła ze sobą szkicownik i Barca, co zapowiadało, że nie wróci zbyt szybko- w czerwcu miała się odbyć wystawa jej prac, z których większość nie była jeszcze dokończona. Więc dziewczyna szukała inspiracji wszędzie, nawet w owczarku niemieckim.
 Lia bawiła się na kocyku pośrodku pokoju. Cicho układała z klocków domek dla swojego różowego misia. 
'Ciekawe po kim ona ma w sobie ten spokój'
 Fabregas podszedł do drzwi wejściowych i otworzył je zamaszystym ruchem. Przed nimi stała młoda ciemnowłosa dziewczyna. Miała na sobie długą, krwistoczerwoną spódnicę, białą koszulkę i jeansową kurtkę, jej oczy przysłaniały ciemne okulary, a na ramieniu wisiała mała torebka.
-Pan Fabregas, tak?- spytała chłodnym tonem.
-Tak- odparł niepewnie Cesc, próbując sobie przypomnieć jak wyglądają wszystkie przyjaciółki Blanci i czy przypadkiem nie jest ona jedną z nich.
-Mam dla pana bardzo złą wiadomość.
-O co chodzi?- spytał, lekko już zdenerwowany piłkarz.
 Nagle na usta dziewczyny wszedł szeroki uśmiech.
-Zawsze dajesz się na to nabrać, braciszku- powiedziała zupełnie innym, wesołym głosem, zdejmując okulary.
 Po tych słowach rzuciła się Fabregasowi na szyję.
-Carlota? Co ty tutaj robisz?- pytał Cesc, przyciągając do siebie siostrę.
 Od kiedy wyjechała we wrześniu do USA , prawie nie mieli ze sobą kontaktu. Ale kiedy parę dni wcześniej zadzwoniła, pytając co tam w Barcelonie, piłkarz zaczął podejrzewać, że młodsza Fabregas wraca do kraju. 
 Zmieniła się. Miała dłuższe włosy. Nawet ubranie było inne od koszulki z szalonym nadrukiem i krótkich spodenek. Wydoroślała.
 Kiedy w końcu Carlota odsunęła się od Cesca, miał wrażenie, że w jej oczach pojawiły się łzy.
-Tęskniłam.
-Ja też.
 Piłkarz szeroko rozciągnął usta.
 Kiedy patrzył na swoją siostrę, widział niemal swoje odbicie- te same oczy, uśmiech, nawet włosy mieli podobne. Kobieca wersja Fabsa.
-Wejdź- zaprosił ją do środka ruchem ręki. 
 Carlota minęła go, przeszła przez korytarz i wpadła do salonu.
 Cesc, zamykając drzwi, usłyszał wesoły śmiech Lii i głos siostry.
-Witaj, kochane moje maleństwo!
 Kiedy wszedł do pokoju, widok raczej go nie zdziwił. Jego córka radośnie wymachiwała nóżkami, siedząc na kolanach Carloty, która rozśmieszała ją, robiąc głupie miny. 
-Brakowało jej mnie- powiedziała pewnie.
-Lot, ona bez ciebie usychała jak kwiat be wody- zażartował starszy Fabregas, specjalnie używając zdrobnienia, którego nienawidziła.
 Ona zaś nawet nie zwróciła na to uwagi, pocałowała Lię w czoło i z powrotem posadziła ją na kocyku wśród zabawek. Poprawiła włosy i usiadła wygodniej na fotelu.
-No to opowiadaj, od początku do samego końca.

~*~

 Po kilku godzinach ożywionej rozmowy, wypiciu dwóch butelek wina, położeniu Lii do spania i zaciągnięciu do pokoju gościnnego wszystkich walizek Carloty, Cesc poczuł się zmęczony. 
 Blanca wysłała mu wiadomość, że będzie spała u koleżanki i żeby się nie martwił.
 Jego siostra w skupieniu słuchała wszystkich wątków z życia starszego Fabregasa. A on był z nią całkowicie szczery- mówił wszystko, jak na spowiedzi. Kiedy zaczął temat transferu, dziewczyna wstała i wyrzuciła z siebie wszystkie najgorsze przekleństwa, jakie istnieją w języku hiszpańskim. Chwilę później przeszła na angielski, potem na francuski. Piłkarz ją ochrzanił, ale wcale nie dziwiła go reakcja siostry- zawsze bardzo przejmowała się jego karierą. Zanim jeszcze wyjechał do Arsenalu, mała Lot chodziła z nim czasem na treningi, była na wszystkich meczach. Oczywiście, podrywał ją niemal każdy kolega z drużyny Cesca, ale on i Pique zawsze ustawiali ich do pionu. Na różne sposoby.
 Kiedy tylko Fabs wspomniał o wypadku Gerarda, Carlota nagle posmutniała. On już oswoił się z tą myślą, dla niej to wciąż było trudne. W końcu to także jej przyjaciel.
-Nie wybudzą go?-spytała cicho- Przecież mija już szósty miesiąc... Później mogą być powikłania.
-Lekarze chcą dać mu tyle czasu, ile to będzie możliwe- odparł Cesc, spuszczając wzrok- Nie wiem czy powinni tak długo zwlekać.
-A Shak? Jak ona się trzyma?
-...chyba już lepiej. Cały czas jest w Szwajcarii, odwołała już drugą trasę koncertową- powiedział  cicho i dodał po chwili, lekko kręcąc głową- Nie mówmy już o tym.
 Zapadła długa cisza. 
 Fabregas poczuł, że w jego oczach zbierają się łzy. Teraz, kiedy miał już przy sobie Lot, zabrakło tego trzeciego z ich tercetu. Tęsknił za Gerardem.
 Nagle Carlota wstała, podeszła do piłkarza, usiadła mu na kolanach i wtuliła się w niego.
-Cescy...Sergi, on...ja go zostawiłam- powiedziała głucho.
 Piłkarz zaklął w myślach i zacisnął pięści.
'Zabiję go. Znajdę, zabiję i zakopie w jego własnym ogródku'
 Fabregas nigdy nie przepadał za tym, wieloletnim chłopakiem swojej siostry. Sergi był wielkim tchórzem i jednocześnie-niestety- bardzo pomysłowym tchórzem. Nieraz Cesc przypierał go do muru, a ten prosił go, by nie mówił Carlocie o jego kolejnej zdradzie. I nigdy tego nie zrobił. Zbyt dobrze wiedział, jak bardzo to by ją bolało. Ale zawsze miał sytuację pod kontrolą, a Sergi z każdej takiej akcji wychodził z siniakami na całym ciele.
-O co poszło?- spytał Fabregas, gładząc siostrę po plecach.
-Znalazłam go z naszym mieszkaniu z jakąś wytapetowaną lalą...Kurwa, po prostu...- wycedziła przez zęby.
-Wiem- odparł szybko Cescy- Wiem, Lot...Ale musisz przyznać, że niezły był z niego chuj.
 Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i wstała z kolan brata. Przeciągnęła się i powiedziała, ziewając:
-Dobra, idę spać.
-Nie zabij się na schodach.
-Haha, bardzo śmieszne- odparła z ironią, zmierzając w stronę wejścia na piętro- Dobranoc!
-Dobranoc- powiedział cicho Cesc po tym, jak został sam w salonie, zatopiony w półmroku.
'Skąd te dziwne wyrzuty sumienia?'
 Czuł się trochę jak Sergi- jakby kogoś zdradzał.
 Owszem, Blanca była jedyną kobietą w jego życiu.
 Ale nie o taką zdradę chodzi.
 Nikt wciąż nie wiedział o transferze. 
 Fabregas miał wrażenie, że zdradził ludzi. Kibiców.
 I chciał się do tego jak najszybciej przyznać.
'Konferencja prasowa po finale Ligi Mistrzów to chyba dobry moment' 
 Fabregas postanowił, że nie będzie dłużej ukrywał się z odejściem do Anglii. Kiedy przyłożył głowę do poduszki nie wiedział, że ktoś uprzedził jego plany. 
____________________________________________________________________

Macie, miśki, i cieszcie się :3
Zapraszam na mojego drugiego bloga i odpowiedzi Liebster Award- Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥ 

 

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział 24: Na­wet w szczęściu ludzkim jest coś smutnego.

Dedykacja dla Pawła- mimo, że nie mam najmniejszego pojęcia jak to zrobić, chciałabym ci pomóc.

Barcelona, kwiecień 2014 

soundtrack

-Cesc, może powiesz coś od siebie?- spytał Messi, spoglądając na prowizoryczny podest ustawiony na środku szatni. W pomieszczeniu pełnym półnagich facetów nagle zapadła cisza.
 Fabregas głośno wypuścił powietrze z płuc. Wszyscy mieli nadzieję, że przemówi do drużyny, choć przez parę ostatnich dni wypowiedział się publicznie jedynie raz- zapytany o ciążę jego dziewczyny. O transferze do ManU nie było w mediach ani słowa. 
 Jego relacje z zarządem klubu, a w szczególności z Martino, bardzo się ochłodziły (choć jest to naprawdę delikatne określenie). Ale mimo, iż został okłamany,a transfer podpisano bez jego wiedzy, Cesc zgodził się odejść do Anglii. Nie kłócił się, nie oskarżał, nie nagłaśniał przestępstwa. Okazało się, że głównymi winnymi całej akcji byli agent Fabregasa, Darren, i Rosell. Ale Katalończyk zgodził się odejść po zakończeniu sezonu, bez słowa.
 Ale wbrew swojemu sercu, które dalej biło tylko dla niej, stracił szacunek do Barcelony. 
 Mieli za niego dostać jakieś 40 mln euro. 
 Tylko.
 Mimo żalu do włodarzy klubu, Fabs podczas meczów dawał z siebie wszystko- za wszelką cenę chciał pokazać ile Barcelona straci na jego odejściu. Ale z drużyną dogadywał się dobrze, nie był na nich jakoś szczególnie zły, że nic mu nie powiedzieli. Chciał korzystać z ostatnich chwil wśród najlepszych przyjaciół.
 W całym zgiełku związanym z transferem okazało się, że Leo także nie miał pojęcia o całej sprawie. Kiedy się dowiedział zaczął płakać, przytulił Cesca i wrzeszczał na całą szatnię "Pierdu, pierdu! I tak im cię nie oddam!". Fabregas z wielkim trudem doprowadził go do normalnego stanu.
'Ja też będę tęsknić...'
 Jego głównym szczęściem od paru dni była Blanca i jej brzuch, który nagle wydał mu się bardzo interesujący...Oczywiście pierwszą osobą, która dowiedziała się o ciąży była Shakira.
 Właśnie. 
 Shakira.
 I Pique.
 Pique, z którym wciąż było bardzo źle. 
 Cesc wstał i wolnym krokiem podszedł do małego stołka, ustawionego w centralnym punkcie pomieszczenia. Czuł, że wszyscy na niego patrzą i czekają na jego słowa. Nie rozumiał dlaczego- nie był przecież w drużynie nikim ważnym. O opasce kapitana tylko marzył.
 Głośno przełknął ślinę i uśmiechnął się lekko, jakby sam nie wierzył w to co ma powiedzieć.
-Udało nam się chłopaki!- krzyknął, a po chwili dołączyła do niego reszta drużyny. Nie czekając, aż trochę się uciszą, próbował ich przekrzyczeć- A mówili, że się nie uda! Mówili, że jesteśmy słabi! Niech teraz patrzą i podziwiają! Leo, Ney, dziękuję za gole! Victor, bramka była twierdzą! Dziękuję wam wszystkim!
 Chłopaki jeszcze trochę krzyczeli, śpiewali i gwizdali, ale po pewnej chwili zapadła cisza. Puyol wymienił z Leo porozumiewawcze spojrzenie i obaj zgodnie kiwnęli głowami. 
-My ci też dziękujemy, Fabs. Za gola, asystę...No fajnie, fajnie. Jasna cholera, ale to ja powinienem prowadzić drużynę, a nie ty!- powiedział Carles z uśmiechem, po czym razem z Messi'm ściągnęli Cesca z podestu i zaczęli go torturować (czyt. mierzwić głowy, szczypać, rzucać się na niego z ławki). 
 Już po paru sekundach cała drużyna podjęła pomysł kapitana i napastnika. W ruch poszły napoje energetyczne, ręczniki, korki, sznurówki i przyciemniane okulary Alvesa (...bez komentarza). 
-Litości! Już wystarczy!- wrzeszczał Fabregas z uśmiechem, będąc na samym dole ludzkiej piramidy. Odpowiedziały mu jedynie śmiechy, krzyki i ogólna wrzawa.
 Nagle przy wejściu do szatni Cesc zauważył Tito. Opierał się o futrynę drzwi z założonymi rękami i uśmiechając się szeroko przyglądał się wyczynom szalonych piłkarzy. 
'On? Tutaj? Teraz?!'
 Na twarzy Fabsa pojawiło się zdziwienie. Z całej drużyny na razie chyba tylko on zauważył byłego trenera.
 Vialnova nagle zawiesił na nim spojrzenie, widząc, że jego stary podopieczny już odnalazł go wzrokiem. Lekko skinął głową i po chwili zniknął za rogiem szatni.
 Cesc z trudem wygrzebał się spod kolegów (jakkolwiek to wygląda) i ruszył do wyjścia, po drodze naciągając na nagi tors swoją, znalezioną na podłodze, koszulkę.

~*~

Cesc wybiegł na trybuny Camp Nou i zaciągnął się zimnym, nocnym powietrzem, które nieprzyjemnie szczypało w płucach. 
 Stadion był już pusty. Jedynie na samym dole, przy ławce rezerwowych, Fabregas zauważył postać, otuloną długim, ciemnym płaszczem. 
 Piłkarz szybkim krokiem zbiegł po schodach i już po chwili stanął obok mężczyzny.
-Mister?- spytał cicho.
 Tito spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Mimo ciemności, panujących na Camp Nou, Katalończyk zauważył zmęczenie na twarzy Vilanovy.
-Witaj, Cescy- powiedział, przyjaźnie klepiąc go po ramieniu. 
-Ale...co tutaj robisz? 
 Trener włożył ręce do kieszeni płaszcza i wolnym krokiem ruszył wzdłuż linii bocznej boiska. Fabregas dorównał mu kroku, trzęsąc się z zimna. 
-Oglądałem wasz mecz z trybun- odparł Tito i spojrzał na niego z uznaniem- Otarłeś się dziś o doskonałość...szkoda tylko, że Barca już na tym nie skorzysta.
-A więc ktoś ci już powiedział o transferze...
Tito odwrócił wzrok i pociągnął nosem.
-Dowiedziałem się jako jeden z pierwszych- powiedział spokojnie. Widząc kątem oka jak Cesc marszczy brwi, dodał- Martino przyszedł do mnie niedługo po tym, jak sam usłyszał o planach klubu. Prosił o radę. Nie wiedział co ma robić.
 Fabregas prychnął ironicznym śmiechem.
-On?...Mam wrażenie, że Tata najbardziej ze wszystkich chce mojego odejścia. Traktuje mnie jak amatora. Jak dzieciaka, który nie potrafi sam o siebie zadbać. Wkurwia mnie to.
-O tak, coś o tym wiem- odparł Vilanova, a na jego usta znowu wszedł delikatny uśmiech- Ale nie powinieneś go obwiniać. On chciał, żebyś został. Początkowo kłócił się z zarządem, ale nic nie mógł zrobić...Ja zresztą też- dodał ciszej jakby męczyły go wyrzuty sumienia. Nagle zatrzymał się i spojrzał na piłkarza- Powodzenia w Anglii, Francesc...Znowu.
 Cesc uśmiechnął się lekko.
-A ty...jak się czujesz?- spytał prawie bezgłośnie.
 Od kiedy Vilanova opuścił pozycję trenera, nie kontaktował się ze swoimi starymi podopiecznymi. I nikt z drużyny sam także nie zamierzał tego robić- wszyscy aż za dobrze wiedzieli, że Mister jeździ po najróżniejszych klinikach, żeby tylko odepchnąć od siebie chorobę. 
 Ale pustka po przyjacielu została.
-Dobrze, Cesc. Dobrze- odpowiedział Tito, patrząc mu w oczy.
 Po chwili odwrócił się i wolnym krokiem ruszył schodami na szczyt trybun, zostawiając Fabregasa samego na murawie Camp Nou. 
_______________________________________________________________

Tsaa, więc przed nami jeszcze jakieś 7, może 8 rozdziałów :)
Takie małe info
Jakby ktoś to jeszcze czytał
Bo komentarzy...trochę mało...
Ale i tak was kocham :3
Buziaki :* ♥ 

 
 

poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 23: Kłopot z życiem po­lega na tym, że nie ma okaz­ji go przećwiczyć i od ra­zu ro­bi się to na poważnie.

Dedykacja dla Dagmary- która chyba wciąż w siebie nie wierzy.

Barcelona, kwiecień 2014

soundtrack


Oczami Blanci
 Usłyszałam drzwi wejściowe otwierają się i zamykają. Odstawiłam filiżankę z kawą i westchnęłam ciężko- czekała mnie dość ciekawa, choć zapewne niemiła rozmowa. Ale przecież od początku wiedziałam, że to się tak skończy. Że kiedy Cesc się dowie, wpadnie w furię- to dało się przewidzieć. Ale chyba nie spodziewałam się, że po prostu wyjdzie z domu tylko po to, aby wrócić w połowie nocy. A właściwie to nad ranem- zegarek w moim telefonie wskazywał równo 4.16.
 Carles opuścił teren willi zaraz po wyjściu Fabregasa. Bez słowa. Nie powiedział ANI JEDNEGO SŁOWA. Rzucił w moją stronę jedynie przepełnione żalem spojrzenie. Dla niego to też było trudne. Kochał Cesca jak brata, a od kiedy Gerard zapadł w śpiączkę byli ze sobą nawet bliżej niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe. Nie chciał mówić mu o transferze. Co więcej- nie chciał nawet do tej sytuacji dopuścić. Ale stało się. I to właśnie Puyol, czując na sobie ciężar tego obowiązku, postanowił mu przekazać te jakże cudowne informacje.
 Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów i podniosłam głowę. W tym samym momencie w drzwiach do salonu stanął Fabregas. Kiedy mnie zobaczył włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił wzrok. 
-Gdzie byłeś?- spytałam, naiwnie mając nadzieję, że odpowie.
 Ale nie odpowiedział. Milczał jak zaklęty, wpatrując się w podłogę. Głośno przełknęłam ślinę i znów westchnęłam.
-Co zamierzasz teraz zrobić?- spróbowałam jeszcze raz.
 Po kilku minutach grobowej ciszy postanowiłam rozegrać to trochę inaczej. Wstałam z sofy, podeszłam do piłkarza i stanęłam naprzeciwko niego. Nawet nie podniósł na mnie wzroku.
- Cesc, proszę cię...- powiedziałam cicho i dotknęłam jego ciepłego policzka. Drgnął, czując moją dłoń, ale wciąż pozostawał całkowicie niewzruszony. Kochałam go najbardziej jak się tylko dało i nie chciałam go ranić. Ale to zrobiłam. I konsekwencje musiały przyjść. 
 Dalej milczał. W tamtej chwili po prostu nie potrafiłam dotrzeć do niego słowami. Z bezsilności objęłam go w pasie, wtuliłam się w jego przesiąkniętą moimi ulubionymi perfumami bluzę i zagryzłam wargę w nadziei, że mnie nie odepchnie. I nie zrobił tego. Nadal stał sztywno z rękami w kieszeniach. 
-Kocham cię, Cesc. Przepraszam, wiem, że źle zrobiłam- powiedziałam głucho w jego ramię.
 Nagle coś się w nim odblokowało. Wyciągnął dłonie ze spodni i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej co fizycznie było już prawie niemożliwe.
-To właśnie chciałem usłyszeć- odparł cicho, gładząc moje włosy.
-Ja...przepraszam, naprawdę. Próbowałam rozmawiać z Martino i Rosellem, próbowałam ich jakoś namówić, ale nie chcieli mnie słuchać- przerwałam, aby wziąć haust powietrza- Co ja mogę, Cesc- jestem tylko dziewczyną sławnego piłkarza, a nie specjalistą od spraw transferów.
 Mój chłopak przez chwilę milczał. Miałam nadzieję, że zrozumie w jakiej znalazłam się sytuacji. Naprawdę niewiele mogłam zrobić kiedy zapadła ta decyzja, a zarząd i nawet sam Puyol zabronili mi mu o czymkolwiek powiedzieć.
-Ja też cię kocham...I nie musisz się tłumaczyć, to nie jest twoja wina. Sam powinienem o to zadbać- w jego głosie brzmiała nuta poczucia winy. 
-Więc co zamierzasz zrobić?- zapytałam ponownie.
-Nie wiem. Jeszcze. Ale na pewno nie będę się z zarządem kłócić o ten transfer. Skoro naprawdę mnie tu nie chcą, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
 Zapadła cisza. Wciąż wtulona w Cesca słyszałam jego równy oddech i spokojne bicie serca. W jednej chwili moje poczucie bezpieczeństwa wzrosło dwukrotnie. Nie potrafiłabym chyba ubrać w słowa tego, jak cudownie było mi z nim w tamtym momencie.
 Odsunęłam się trochę od Fabregasa i spojrzałam w jego oczy. Były takie...puste. Nie było w nich optymizmu, radości, niczego, co znałam. Tylko pustka.
 Powoli zbliżyłam się do niego i złożyłam na jego miękkich ustach delikatny pocałunek. Kiedy znów oddaliłam swoją twarz, Cesc nachylił się nade mną, jakby było mu za mało, jakby szukał moich warg. W momencie, w którym już je odnalazł, zaczął składać na nich spokojne buziaki, jakby dzielił namiętność w taki sposób, by starczyło mu jej na każdego z nich. 
.W magiczny sposób już w następnej chwili znaleźliśmy się w naszej sypialni. W kolejnej- na łóżku. Przez jakiś czas się całowaliśmy, nie pozbywając się żadnej części garderoby, ani mojej, ani Fabregasa. 
 Nagle usłyszałam cichy płacz.
-Lia...- mruknęłam cicho i zsunęłam się z łóżka- Pójdę do niej.
-Nie, ja to zrobię- odparł Cesc, podnosząc się do siadu.
Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem.
-Ja na dół po mleko, ty do małej- powiedziałam spokojnie.
Piłkarz również się uśmiechnął i pocałował mnie w czubek głowy. Po chwili rozeszliśmy się po domu ze swoimi zadaniami.
 Kiedy uznałam, że mleko jest już odpowiednio przygotowane, udałam się schodami na piętro i skierowałam do pokoju Lii, w którego wychodziło na korytarz przytłumione światło. Weszłam do niego i zatrzymałam się przy Cescu, który trzymał dziewczynkę na rękach i z przymkniętymi oczami nucił jej hymn Barcy.
-...Blaugrana al vent, un crit valent.
 Ku mojemu zaskoczeniu, Lia spała. A to oznaczało, że starannie przygotowane mleko już raczej do niczego się nie przyda.
- Zawsze przy tym zasypia- szepnął, podnosząc na mnie wzrok. Po chwili uśmiechnął się lekko- Ty zresztą też.
Odparłam mu morderczym uśmiechem, a on tylko szerzej rozciągnął usta.
 Po chwili odłożył śpiącą Lię do łóżeczka, a my bezszelestnie wyszliśmy z jej pokoju.
 Wiedziałam, że to nie jest najlepszy moment, żeby mu powiedzieć. Nie w środku nocy, nie przed półfinałem Ligi Mistrzów z Bayernem. Ale nie mogłam dłużej czekać.
-Emm...Cesc?
-Tak?- mruknął.
-My...chyba musimy o czymś porozmawiać- zaczęłam niepewnie.
-To nie może poczekać do rana?- odparł Fabregas, wchodząc do sypialni. Zaczął zdejmować bluzę i spojrzał na zegarek- Chociaż w sumie już jest rano...
-Cesc, ja wiem, że nie tak właśnie miało być, ale...ja..wyszło jak wyszło i ja...ja jestem w ciąży- wydusiłam z siebie, stojąc na środku pomieszczenia.
-...co?- spytał przerażony Cesc, będąc w połowie zdejmowania koszulki.
_______________________________________________________________

Wybaczcie, że tak długo, ale nauka nie popłaca ;-; 
Przyznam szczerze, że jest gorzej niż myślałam. Ale zuch się nie przejmuje i wesoło maszeruje :D
Rozdział kolejny w terminie bliżej nieokreślonym. I nie ze względu na brak weny czy coś (bo wena jest nawet w nadmiarze), tylko po prostu nie wyrabiam z czasem, a doba jest już dla mnie za krótka. Ale postaram się temu jakoś zaradzić i niedługo przybędę z nowym fragmentem mojego cudeńka :D (to był żart mojego życia, śmiejcie się)
Zapraszam na mojego drugiego bloga- Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥ 



niedziela, 5 października 2014

Rozdział 22: Sta­ramy się nie umierać z miłości, która nie była śmier­ci warta. A póżniej i tak nasze serce zalewa ból.

Dedykacja dla Kasi- świeczki, muzyka, odpały przy reklamach. Tak, to jest to, co działa na moją wenę :3

Barcelona, kwiecień 2014

coś dla ukojenia zmysłów 

 Cesc z niedowierzaniem i zdziwieniem patrzył na Daniellę przez przednią szybę samochodu. Nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Czuł, że każda część jego ciała odmawia mu posłuszeństwa i targają nim emocje, których nawet nie potrafiłby ubrać w słowa. 
 Ona też go rozpoznała. Mimo to przez długą chwilę stała przed maską, a światła Audi padały na jej czarną, obszytą koronką sukienkę.
'Akurat tu i akurat teraz? No jasna cholera!'
 Przez głowę Fabregasa przelatywały tysiące myśli, podsuwając co raz to nowe słowa, obrazy i wspomnienia. Nie wiedział za bardzo jak powinien się w tym momencie zachować- wybuchnąć czy spokojnie podejść do sprawy? A jeżeli miał wybrać tę drugą opcję- to czy dałby radę? Z braku pomysłów i zdenerwowania przygryzł  dolną wargę.
 Nagle Daniella spokojnym krokiem podeszła do otwartego okna ze strony kierowcy. Potarła zmarznięte ramiona i spojrzała w oczy Cesca. Kilka razy otwierała usta i je zamykała, jakby chciała coś powiedzieć, ale sama do końca nie wiedziała co. Więc wciąż milczała. 
 A piłkarz patrzył na nią z oczekiwaniem, czując, jak jego tętno przyspiesza, a oddech staje się nerwowy i nierównomierny. 
-Podrzucisz mnie pod hotel Cortez?- spytała cicho kobieta, a Fabregas zadrżał na sam dźwięk jej głosu.
 Mimo świecącej ostrzegawczo, czerwonej lampeczki w głowie, pokiwał głową.
 Prawie pięć miesięcy bez żadnego znaku życia i jedyne co ona ma do powiedzenia to prośba o podwózkę?
'Naprawdę, Daniella? Naprawdę?'
 Ale wbrew wszystkiemu co czuł, wszystkiemu co zabraniało mu udzielić jej jakiejkolwiek pomocy, nie mógł jej zostawić samej w środku nocy na środku najmniej ciekawego i najniebezpieczniejszego osiedla w Barcelonie.
 Nie potrafił być aż tak zimnym draniem.

~*~

 Cesc zaczął mocniej zaciskać palce na kierownicy samochodu. Od piętnastu minut musiał wdychać zbyt dobrze znany mu zapach perfum. Od piętnastu minut czekał na choćby najkrótsze słowo z ust Danielli. Od piętnastu minut jego organizm walczył sam ze sobą, żeby kontrolować nagły wybuch złości i skrywanego żalu. Od piętnastu minut cholernie wkurzał go każdy samochód, który go mijał, każdy przechodzeń, który dziękował mu uśmiechem za przepuszczenie, każda para, która szła chodnikiem, trzymając się za ręce. 
 Wszystko działało mu na nerwy. 
 Kobieta westchnęła nerwowo i przełknęła ślinę.
-Wpadłam do Barcelony po Lię- powiedziała lekko zachrypniętym głosem. 
Fabregas prychnął ironicznym śmiechem.
 Wręcz nie potrafił uwierzyć, że ona wciąż uważa się za matkę jego córki. Już bardziej była nią pani Renette, albo Blanca. Ale na pewno nie ona. Nie po pięciu miesiącach, w ciągu których pewnie nawet ani razu nie myślała co u Lii, idąc na co raz to odważniejsze sesje zdjęciowe, promujące Mistrzostwa Świata w Brazylii. 
 Mimo wszystkiego, o czym myślał i co chciał jej zarzucić, Katalończyk milczał. Jedynie jeszcze mocniej zacisnął dłonie na kierownicy Audi i lekko przyspieszył. 
 Kobieta, nie słysząc żadnego komentarza ani odpowiedzi ze strony piłkarza, powtórzyła trochę pewniej:
- Cesc, chcę odzyskać moją córkę- w jej głosie nie było już żadnych uczuć. Tylko zawziętość. 
 Fabregas znów nie dopowiedział.
 Nagle skręcił z głównej drogi i zjechał w wąską uliczkę, prowadzącą między niewielkimi domami jednorodzinnymi. Daniella nie znała tej okolicy. Ale miała pewność, że do jej hotelu powinni się kierować w zupełnie inną stronę. 
 Tym razem Cesc bardziej wcisnął gaz, prawie czterokrotnie przekraczając dozwoloną prędkość. Mimo to kobieta nie czuła strachu- piłkarz zawsze panował nad samochodem i jeżeli jechał tak szybko, to widocznie musiał mieć pewność, że uda mu się okiełznać moc pojazdu. Wbrew ponad 200km/h na liczniku, wierzyła w umiejętności Fabregasa.
 Nagle Katalończyk zatrzymał Audi, wyłączył silnik i wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem przeszedł przez parking i po chwili wszedł na pustą plażę. Wziął do ręki jeden z większych kamyków leżących w piasku i cisnął nim w wodę. Jego oddech był przyspieszony, a jego myśli dosłownie krzyczały jak oszalałe. Krzyczały różne rzeczy. Cesc nie chciał ich słuchać. Pokręcił głową i westchnął głęboko. 
 Był tak bardzo....zły? Zdenerwowany? Nie potrafił nawet określić tego, co czuł.
'Kurwa, jak można być tak niezdecydowanym!'
 Trzęsły mu się ręce, serce waliło jak oszalałe, oddychał płytko i nierówno. Było mu cholernie zimno. 
 Po chwili po prostu usiadł na piasku i wbił wzrok w wzburzone fale, słuchając ich szumu.
 Tymczasem Daniella obserwowała go przez szybę samochodu, w którym wciąż siedziała, zaskoczona zachowaniem Fabregasa. Widząc jak roztrzęsiony wplata palce we włosy i zaczyna kołysać się w przód i w tył, poczuła, że nie może tak dłużej zbierać myśli.
 Co ma być to będzie. Nie da się wszystkiego zaplanować.
 Wysiadła z Audi i skierowała się w stronę piłkarza. Zdjęła wysokie obcasy i boso szła do niego przez całkowicie pustą plażę. Czuła, że jej ciało ponownie zaczyna drżeć z zimna. 
-Cesc...-powiedziała spokojnie, będąc już parę metrów od Katalończyka. 
-Nie, kurwa, błagam, nic nie mów- powiedział zmęczonym głosem. Podniósł się z piasku i stanął naprzeciwko niej- Nie zabierzesz jej. Zapomniałaś o niej. Miałaś odezwać się w marcu. Zapomniałaś o naszej córce! 
-Nie zapomniałam o niej!- krzyknęła Daniella ze łzami w oczach. Jak mógł tak mówić? Jak mógł jej coś takiego zarzucić?- Nigdy o niej nie zapomniałam! To ona jest dla mnie najważniejsza i dlatego chcę ją odzyskać!... Cesc, oddaj mi Lię- powiedziała błagalnym tonem, czując jak po jej policzkach spływają już słone krople.
-Nie. Nie po tym, jak potraktowałaś bycie matką jako jakąś umowę- odparł Fabregas, tonem całkowicie wypranym z emocji- I co, podoba ci się życie modelki? Nie brakuje ci mnie? Jesteś taka, kurwa, szczęśliwa?!- dodał po chwili, w końcu dając upust wszystkiemu co w nim siedziało.
-Nie jestem...Myślałam, że będzie inaczej. Dlatego wróciłam...- powiedziała cicho kobieta, czując, że jej upór słabnie z każdą kolejną łzą.
-Teraz? Kiedy już ułożyłem sobie życie po tym jak je zniszczyłaś? Kurwa, nie rób tego jeszcze raz- odparł Cesc. Widząc jak Daniella spuszcza wzrok, ociera łzy, rozmazując cały makijaż, upuszcza z dłoni buty, nie wytrzymał.
 Podszedł do niej i przytulił mocno, wplatając palce w jej długi włosy i napawając się ich cudownym zapachem.
-Ja cię wciąż tak cholernie mocno kocham- wyszeptał.
Kobieta objęła go w pasie i dalej płakała.
-Ja ciebie też, Cescy- odparła. 
Stali tak przez parę minut. Ciszę między nimi przerywał tylko szum fal i łkanie Danielli.
-...ja ciebie też, ale nie możemy być już razem. Nie potrafiłabym wrócić do tego życia, choć tak bardzo za nim tęsknię- dodała z bólem z głosie.
-Jestem z kimś- powiedział nagle Fabregas.
Czuł, że kobieta delikatnie kiwa głową. Zauważył też, że przestała płakać.
-To dobrze- odparła spokojnie- Będzie dobrą matką dla Lii?
-Myślę, że tak- powiedział Cesc- Pozwolisz, żeby ze mną została?
Daniella westchnęła głęboko. Odsunęła się od torsu piłkarza i spojrzała mu w oczy. I znowu po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
-Masz rację. Jestem okropną matką. Nie powinnam was nigdy zostawiać- odparła łamiącym się głosem. 
 Fabregas otarł jej łzy i lekko się uśmiechnął.
-Nie płacz- szepnął.
-Cesc, obiecaj mi coś- powiedziała- Obiecaj, że nigdy już nie pozwolisz, żebym zaistniała w życiu Lii. Że ona się nigdy nie dowie, jak bardzo ją kochałam i jak bardzo żałuję, że was zostawiłam. Powiedz jej, że nigdy jej nic do niej nie czułam...Tak będzie jej łatwiej.
 Fabregas podziwiał siłę Danielli i jej miłość do ich córki. Ale nawet gdyby chciał, nie mógł złożyć takiej obietnicy.
 Piłkarz pocałował ją w czubek głowy i odparł:
- Lia nigdy nie uwierzyłaby w takie kłamstwa- po tych słowach wyciągnął w kieszeni spodni portfel. Wyjął z niego zdjęcie ich córki i podał je kobiecie.Ona wzięła je do ręki i uśmiechnęła się smutno.
-Jest do ciebie taka podobna- powiedziała cicho i podniosła wzrok na Cesca- Dziękuję.
 Na chwilę zapadła cisza. Fabregas czuł, że jego ciało znowu drży z zimna.
-Chodź, podwiozę cię do tego Corteza.
-Nie, ja się jeszcze przejdę- odparła szybko Daniella i wskazała palcem nieokreślonym punkt gdzieś za sobą- Jest tu taki mały hotel, prześpię się tam.
 Po raz ostatni się do niego uśmiechnęła, wzięła z piasku swoje buty i ruszyła plażą, wzdłuż linii wody.
 Fabregas długo odprowadzał ją wzrokiem, kuląc się z zimna.
 Ani razu się nie odwróciła.
_________________________________________________________________

Bum, bum, powracam z nowym rozdziałem :D 
Wiem, że niewiele się dzieje, ale chciałam jak najlepiej oddać uczucia związane z tą sytuacją. Nie wiem, czy wyszło dobrze, ale ja jestem nawet w miarę zadowolona :3
Mam teraz tyle nauki, że powoli nie daję rady. W tym tygodniu mam cztery sprawdziany i, prawdopodobnie, co najmniej pięć kartkówek ;-; Porażka.
Zapraszam na mojego drugiego bloga ♥ - Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥ 

Tak słodko :3





środa, 17 września 2014

Rozdział 21: I kiedy wszystko już się ułoży, nagle cały twój świat stanie na głowie. Najprawdopodobniej to będzie w czwartek. Albo w piątek.

Dedykacja dla Marcina- to dzięki niemu zaczęłam rozumieć o co chodzi w życiu. 

Barcelona, kwiecień 2014

polecam wysłuchać, proponuję obejrzeć

 Kiedy w końcu Fabregas dorwał Leo, został on sprawiedliwie, wielokrotnie kopnięty w tyłek, czemu towarzyszyły okrutne i bezlitosne okrzyki oprawcy. Cesc nie miał litości- podobnie zresztą jak i trener, który po całym zajściu wydał Katalończykowi ostrą reprymendę: za brak przygotowania do treningu, za usiłowanie uszkodzenia Messi'ego, a także za zniszczenie pięknych kwiatów, rosnących przed budynkiem Ciutat Esportiva. Fabregas słuchał uwag Taty z ukrywanym rozbawieniem, widząc za plecami argentyńskiego trenera zasypiających na stojąco piłkarzy. Przez to oberwał jeszcze bardziej, ale pod koniec swojej pogadanki Martino złożył mu gratulacje i kazał przekazać Lii prezent urodzinowy (w postaci stroju piłkarskiego Barcy z jej imieniem i numerem 4).
 Cesc wrócił do domu z szerokim uśmiechem na ustach i córką na rękach, którą odebrał od pani Renette. Ona tylko poleciła się na przyszłość i pochwaliła małą panią Fabregas za to, że była grzeczna i spokojna podczas pobytu u starszej kobiety.
 Piłkarz otworzył drzwi wejściowe swojego domu i rzucił klucze na stolik pod lustrem. Ponieważ Lia niecierpliwie wymachiwała nóżkami we wszystkie strony, postawił ją na podłodze. Dziewczynka radośnie ruszyła drobnymi kroczkami przez korytarz w stronę kuchni.
-Wróciliśmy!- krzyknął Fabregas, zdejmując torbę z ramienia. Mimowolnie prychnął śmiechem.
'Nigdy więcej nie zostawię jej na widoku w pobliżu Leo'
  Nagle na korytarzu pojawiła się Blanca. Lia podbiegła do niej, a dziewczyna wzięła ją na ręce i szeroko uśmiechnęła się do dziecka.
 Cesc podszedł do Blanci i dał jej buziaka w czoło.
-Cześć, kochanie- szepnął.
-Mamy gościa- odparła cicho, a z jej ust zniknął uśmiech. Odwróciła głowę w stronę kuchni i krzyknęła- Carles! 
 Fabregas zmarszczył brwi i spojrzał pytająco na Blancę. Już miał o coś zapytać, kiedy w drzwiach do pomieszczenia, z którego chwilę wcześniej wyszła dziewczyna, pojawił się Puyol. Oparł się o futrynę i włożył ręce do kieszeni.Miał minę jeszcze bardziej zachmurzoną niż zwykle.
'Oj, cholera- grubsza sprawa'
-Coś się stało?- spytał zaniepokojony Cesc. W jego głowie pojawiły się same czarne myśli. Ale...ile mogło się przecież wydarzyć od treningu, na którym widzieli się zaledwie godzinę wcześniej?
-Musimy pogadać, Cescy- odparł Carles, a ton jego głosu wcale nie wróżył nic dobrego.
 Blanca, widząc jak Puyol i jej chłopak wymieniają się porozumiewawczymi spojrzeniami, postanowiła się wycofać i zostawić ich sam na sam.
-To wy tu sobie co nieco wyjaśnijcie, a ja idę położyć Lię spać- powiedziała niepewnie dziewczyna i już po chwili uciekła po schodach na piętro. 
 Kiedy już Fabregas i kapitan zostali na korytarzu całkiem sami, pomocnik postanowił nie owijać w bawełnę.
-Jest źle?
Puyol westchnął ciężko i pokiwał głową.
-Nawet bardzo, Cescy....Nawet bardzo.

~*~

 Fabregas pokręcił głową z niedowierzaniem.
'Kurwa, jak mogłem nic nie zauważyć'
-Ale...dlaczego? Co-nie spodobało im się jak gram? Za mało do siebie dałem?- Cesc na próżno próbował zrozumieć decyzję zarządu.
 Puyol popatrzył na zdezorientowanego przyjaciela ze współczuciem.
 Jego obowiązkiem było powiadomienie go o tym, że klub postanowił sprzedać Fabsa do Manchesteru United. Ot, tak dla zysku. Żeby mieć pieniądze na wzmocnienie drużyny. Carles bał się efektu "oderwać głowę posłańcowi".
-To i tak nie jest najgorsze- dodał delikatnie Puyol, nie chcąc jeszcze bardziej drażnić Cesca.
Fabregas prychnął ironicznym śmiechem, w którym było więcej smutku niż radości.
-Zaraz mi powiesz, że umowę podpisali bez mojej zgody, w cholerę dawno i to wszystko było nielegalne, tak?- chłopak spojrzał na kapitana ze smutnym uśmiechem- tak jakby nie wierzył że może być jeszcze gorzej niż mu się wydawało. Ale widząc niezruszoną minę Carlesa, uciekającego wzrokiem od bystrego spojrzenia kolegi, z jego ust zszedł nawet ten zmęczony uśmiech, a ramiona opadły z bezsilności- No chyba żartujesz...-powiedział półgłosem Cesc, po czym ukrył twarz w dłoniach. 
 Prze parę minut Fabregas i Puyol milczeli, nie zakłócając spokoju panującego w willi barcelońskiego pomocnika. 
'Po prostu, kurwa, nie wierzę...'
 To było dla niego za dużo, jak na jeden raz. Nie dość, że klub chciał go sprzedać do ManU, to jeszcze w sposób niezgodny z prawem jakim rządził się piłkarski świat. Darren, agent Cesca, kilka razy wspominał, że kontrakt z Anglikami byłby dla niego o wiele korzystniejszy, ale sam piłkarz zawsze odmawiał i powtarzał słowa "Visca el Barca". A teraz? Teraz to wszystko traciło cały swój sens.
 Nagle Fabregas wstał, podszedł do ściany naprzeciwko sofy i przywalił w nią pięścią, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowany okrzyk- wściekłości lub (co bardziej prawdopodobne) bólu.
-To po co, do jasnej cholery, ściągali mnie tu trzy lata temu?!- krzyknął i odwrócił się do Puyola, który nadal z kamienną miną siedział na fotelu po drugiej stornie salonu.- Po co?! Dla zabawy?! No oświeć mnie, bo nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi!
 Po chwili milczenia, Carles spróbował wytłumaczyć trochę sytuację.
-Miałeś się o tym dowiedzieć dopiero po finale Ligi Mistrzów, ale uznałem, że powinienem cię o tym powiadomić... Przepraszam, że nie zrobiłem tego wcześniej- powiedział spokojnym głosem.
 Fabregas przełknął ślinę, głęboko westchnął, mając wrażenie, że zapadają mu się płuca i się dusi. Nagle spytał odrobinę spokojniejszym tonem:
-Wszyscy o tym wiedzieli?- w jego głosie brzmiała żywa nadzieja, że odpowiedź kapitana będzie negatywna.
-Cała drużyna...i zarząd...i Darren...- odparł Puyol. Widząc jak z oczu Fabregasa znika ostatnia iskra jakiejkolwiek wyrozumiałości, a głowa opada bezsilnie, dodał-...i Blanca też. Wiem, że...
 Nagle Cesc zamknął oczy i uniósł ręce.
-Nie, Nie kończ, Carles. Błagam, nie kończ- powiedział cicho i po prostu wyszedł z salonu. Zabierając jedynie kluczyki do samochodu, opuścił swój dom. 
 Przez wiele, ciągnących się niemiłosiernie w wieczność godzin krążył po Barcelonie bez celu. Prawie bez namysłu skręcał w najciemniejsze uliczki i zakamarki miasta. Wielokrotnie mijał grupki mieszkańców biednych dzielnic, którzy podejrzliwie przyglądali się odpicowanemu Audi i, myśląc, że to miejscowa mafia wpadła po haracz, znikali za najbliższym rogiem. Mimo tego, Cesc pogrążony w myślach, spokojnie przemierzał wszystkie nieciekawe miejsca w Barcelonie.
'I to akurat teraz, kiedy w końcu zaczęło się układać!'
 Nagle tuż przed samochodem Fabregas, nie wiadomo właściwie skąd, pojawiła się jakaś kobieta. Cesc zahamował w ostatniej chwili, siarczyście przy tym klnąc.
 Nieznajoma odgarnęła długie ciemne włosy i odwróciła głowę w stronę kierowcy. Sądząc po jej zdegustowanej minie, nie obwiniała się za wejście tuż przed maskę. 
 Nagle Fabregas zmarszczył brwi.
'...Daniella?' 
______________________________________________________

Tak, tak, wiem, namieszałam trochę. No ale ja to tak uwielbiam :3
Ale trudno- musicie to znieść :D
Pisząc ten rozdział bardzo się zdenerwowałam. Nie tylko ze względu na jego treść (choć i ta do napawających optymizmem nie należy), ale także przez okoliczności w jakich powstał. Ale napisałam, wy się cieszcie (a wasza radość to też moja radość, tak?).
Przyznam, że ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem nie tyle mnie zaskoczyła, co trochę zasmuciła. Wiem, że to opowiadanie czyta o wiele więcej osób niż komentuje. Tak więc proszę o udzielanie się pod postami, ponieważ jest to dla mnie naprawdę wielka motywacja. Bo co- dla siebie mam to pisać? 
I oczywiście zapraszam na mojego drugiego bloga- Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥


I teraz pragnę wam zaprezentować najsłodsze zdjęcie roku- Leoś, Lia i Thiago na wakacjach :3