niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 6: Związek jest jak impreza- im lepszy, tym trudniej się po nim ogarnąć.


Dedykacja dla Kamili. Za to, że mogę do niej przyjść z każdym problemem.

Barcelona, październik 2013 

 Wesoła grupka piłkarzy stanęła przed drzwiami willi Fabregasa. Puyol, jako przywódca i przedstawiciel grupynacisnął dzwonek i ogarnął rozwrzeszczane towarzystwo krótką, ale za to jakże skuteczną reprymendą.
  Mieli tu być już dawno temu. Plan niezapowiedzianej wizyty i Cesca powstał już w poprzednim miesiącu. Ale przez ten czas nie mogli zebrać się do kupy. I dosłownie, i w przenośni. A to Leo musiał jechać na obiad do teściów, a to Gerard miał rocznicę z Shaki, a to Carles dostał zaproszenie na chrzciny syna wujka męża siostry żony brata (...?), a to mecz z Realem. Zawsze coś. W końcu jednak udało im się ustalić odpowiednią datę. 

 Wszyscy dobrze wiedzieli, że Lia wróciła do Fabregasa. Ze od tygodnia próbuje jakoś poradzić sobie sam z opieką nad nią. Zabierał ją ze sobą na treningi, konferencje, raz nawet na mecz. Ale Martino nie miał serca żeby na niego na to krzyczeć, raz tylko zaproponował mu kontakt do opiekunki do dzieci jego syna. Cesc podziękował grzecznie i dalej robił swoje. Zwykle jego córeczka pozostawała pod opieką przemiłej fizjoterapeutki- Allie, w której koledzy Fabsa widzieli jego nową dziewczynę. Jednak on sam nie chciał o tym nawet słyszeć. Cały czas poświęcał córce, a spytany o jakieś romanse wybuchał głośnym śmiechem.
 Po chwili drzwi się otworzyły- stanął w nich Cesc, trzymając na rękach Lię. Był zdyszany i miał potargane włosy. Widząc szczerzącą się do niego "elitę" Barcy, zmarszczył brwi, a na jego twarzy namalowało się jedno wielkie zdezorientowanie..
-Yyy... Cześć?- powiedział niepewnie, nadal lustrując ich wzrokiem. Połowa drużyny pod jego domem w sobotnie popołudnie?

"Co do cholery...."
 Piłkarze wybuchli salwą powitań. Puyol oczywiście przemówił w imieniu całej grupy.
- Przyszliśmy do ciebie na piwo... Tak, wiem- nie brzmi to zbyt oficjalnie, ale przynajmniej prawdziwie.
-Ja mam FIFE!- krzyknął Alves, machając opakowaniem z grą.
-A ja procenty!- Cesc usłyszał głos Alby, ale zauważył tylko skrzynkę piwa wyciągniętą ponad głowy przyjaciół.
-Ja z kolei spalonego kurczaka w piekarniku- dodał Fabregas ze zrezygnowaniem.
 Lia uśmiechała się do piłkarzy wesoło, tak jakby ona także cieszyła się z ich przybycia. Wymachiwała nóżkami we wszystkie strony, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Dobra. Przydziały czas zacząć!- Puyol klasnął w dłonie- Messi- zajmij się Lią! Valdes, Alves- ogarnijcie tą FIFE! Alba- piwo do lodówki! Xavi, Iniesta- zobaczcie, co da się jeszcze zrobić z tym kurczakiem! Sanchez- muzyka! Pique!... Pique?- Carles machnął niedbale ręką- Pomóż Leo!
 Po chwili wszyscy, każdy ze swoim zajęciem, rozbiegli się po domu Fabregasa. Messi zabrał Lię z rąk Cesca i poszedł schodami na górę. Zaraz za nim podreptał Gerard. W końcu na korytarzu został tylko Puyol i nadal zdezorientowany Fabs.
- A ja? Co ja mam robić?- spytał, odprowadzając wzrokiem po schodach niskiego Argentyńczyka, który przed chwilą zabrał mu córkę.
- Ty usiądź i przez chwilę nic nie rób. Wszyscy wiemy, że od tygodnia nie masz na nic czasu. Popatrz jak ty wyglądasz! 

Cesc zerknął na swoje ubranie i po chwili znowu przeniósł wzrok na kapitana.
-Koszula nie pasuje do tych spodni? Wiedziałem!- powiedział Fabregas, udając zrezygnowanie. 
Puyol popatrzył na niego z dezaprobatą, ale nie skomentował tych słów. Po chwili uśmiechnął się i przyciągnął go do siebie, mierzwiąc koledze włosy.
-No to co? Zaczynamy?
*****
Męski wieczór, co do minuty zaplanowany przez Pique, okazał się być strzałem w dziesiątkę. Odkąd zaczęła się liga, nikt z drużyny nie miał czasu żeby spotkać się przy piwie.
"Może rzeczywiście przydałaby mi się mała pomoc przy opiece nad Lią?"
  Lia , według wcześniejszego założenia Gerarda, została zawieziona do jego domu, gdzie została pod opieką Shak i w doborowym towarzystwie Milana.

 Mimo, że Cesc nie planował i nie chciał się upić, Alba zawsze dbał dbał o to, by w jego dłoni było piwo. Nawet jeżeli Fabregas protestował. Po paru godzinach całe towarzystwo było nieźle wstawione. Zwłaszcza, że piłkarze dorwali się do zapasów wódki, przywiezionych przez Cesca z Polski jako pamiątkę po Euro 2012. Jedynie Messi pozostał trzeźwy- ktoś musiał tę hołotę później porozwozić po willach w Barcelonie.
 Nagle, tuż przed kolejnym łykiem piwa, Cesc usłyszał dzwonek do drzwi. Ominął tańczącego na korytarzu, uśmiechniętego Valdesa i krzyknął do piłkarzy, którzy prowadzili ,ożywioną w dyskusję, grę w FIFE.
- Któryś zamawiał pizzę?
"A nie, sorry. Kto chciałby pizzę po tak pysznym kurczaku?"
 Cesc wytrzepał z okruszków i poprawił swoją klubową koszulkę, którą Iniesta wcisnął na niego kilka minut wcześniej. Otworzył drzwi.
 Stała za nimi młoda, ładna dziewczyna. Miała ciemne oczy, a brązowe loki swobodnie opadały jej na ramiona. Była wyraźnie zdenerwowana i zniesmaczona.
 Kiedy zobaczyła Cesca, uśmiechnęła się sztucznie. Bardzo sztucznie.
- Dobry wieczór, panie Fabregas- powiedziała, a w jej głosie słychać było złość.
- Dobry wieczór- odparł Cesc, nadal lustrując nieznajomą wzrokiem.
- Pragnę panu przypomnieć, że nie mieszka pan na tej ulicy sam, a niektórzy o godzinie...- spojrzała niedbale na zegarek- Drugiej w nocy potrzebują trochę ciszy, spokoju, a przede wszystkim- snu. Więc...
- Przepraszam, że przerywam, ale wydaję mi się, że to nie pani będzie mi rozkazywać. A zresztą- wątpię , by nasza muzyka nie dawała pani spać. Żaden z sąsiadów nigdy się na mnie nie skarżył, tylko pani szuka dziury w całym- uciął Cesc, zdenerwowany tymi nagłymi odwiedzinami.
" O przepraszam. Nie będzie mi tu jakaś paniusia wyrzucała, że niby muzyka za głośno"
 Dziewczyna zrobiła jeszcze bardziej zdenerwowaną minę. Już miała obrzucić Fabregasa wyzwiskami, kiedy obok niego pojawił się Messi.
- Stało się coś?- spytał, przenosząc wzrok z dziewczyny na kolegę.

-Nie, nic- odparł obojętnie Fabs, nadal ze złością patrząc w oczy nieznajomej.
  Ona zaś powiedziała coś w obcym języku, odwróciła się na pięcie i bez słowa ruszyła ścieżką do furtki. Cesc zacisnął usta w kreskę i wycofał się z pola bitwy.
 Jedynie Leo nie zapomniał o dobrym wychowaniu i po chwili krzyknął za dziewczyną:
-Do widzenia! Yyy... to znaczy... Dobranoc!
________________________________________________________________________________

Spokojnie, drogie panie. Zapewne spodziewałyście się jakiegoś hardcore, albo coś, ale nie- to była bardzo spokojna impreza :D no dobra, może nie tak do końca. Kolejny rozdział na pewno ukaże się przed zakończeniem roku szkolnego. Postaram się. Dziękuję za wsparcie i proszę o więcej komentarzy, bo to naprawdę dla mnie wielka motywacja.
Buziaki :* ♥ 
Moja reakcja na odpadnięcie Hiszpanii z mundialu: 



piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 5: Będąc samotnym masz tą jedną jedyną stysfakcjonującą pewność. Pewność,że nikt cię nie porzuci.

 Dedykacja dla Magdy, za to, że siedzi obok mnie z kawą i krzyczy "Dla mnie! Dla mnie!"

Barcelona, październik 2013

Cesc po raz kolejny, chyba tysięczny już, spojrzał w stronę niewielkiego domu na przedmieściach Barcelony.
 Siedział w samochodzie od ponad godziny i nadal nie miał na tyle odwagi by z niego wysiąść. Musiał w końcu podjąć jakąś decyzję.  Postawić jasno własny cel tej rozmowy- błagać ją o powrót czy z zimną krwią, całkowicie beż emocji, walczyć o Lię?
 Teraz, kiedy już prawie od dwóch miesięcy być sam, godząc się z myślą, że kobieta jego życia tak po prostu odeszła- był w stanie wybrać tę drugą opcję. Bo córkę chciał odzyskać za wszelką cenę... Nawet za cenę kłótni z Daniellą, która prawdopodobnie definitywnie zniszczyłaby wszystkie szanse na uratowanie tego związku. Jeżeli wciąż da się to tak nazwać, oczywiście.
 Fabregas westchnął głęboko i przełożył klucze z ręki do ręki. Niebo powoli ciemniało. Jedynie nad zachodnią linią horyzontu widniała czerwono-różowa, wąska smuga. Z każdą chwilą robiło się coraz chłodniej.
"Dasz radę, Cesc. Zawsze dajesz."
 Nagle poczuł wibracje w kieszeni. Szybko wyciągnął telefon i przeczytał wiadomość od Leo:
 "Młoda, wykształcona i utalentowana księżniczka poszukuje przystojnego księcia przy kasie, który uwolni ją z wieży. Najlepiej by było gdyby miał Porsche. Albo Merca. Albo Lamborgini. Mniejsza z tym- ma być przystojny i tyle. Każdy chętny proszony o kontakt w domu Messi'ego"
 Katalończyk czytał tekst z uniesionymi brwiami.
"Yyy... To chyba miało być zaproszenie na imprezę...albo...nie...może jednak nie"
Pokręcił głową i  po chwili dostał drugą wiadomość:
"Przepraszam. Pique dorwał się do mojego telefonu. Zapomnij o tym...A, i powodzenia u Danielli :) "
 Fabregas wybuchł śmiechem. No tak, to było do przewidzenia. Gerard się wygadał. Tylko on wiedział gdzie i po co pojechał Cesc tego wieczora i dlaczego tak migał się od wyjścia na piwo....
 Piłkarz schował komórkę do kieszeni. Teraz czuł się trochę pewniej. Teraz mógł zrobił wszystko. Odetchnął raz jeszcze i wysiadł z samochodu. Zamknął go i ruszył w stronę drzwi wejściowych domu, przechodząc ścieżką przez niewielki, ale zadbany ogródek, czerwony od róż. Zatrzymał się i zapukał, czując jak jego puls nieznacznie przyspiesza. Spojrzał w ciemne niebo, jakby miał tam znaleźć odpowiedź na jakieś nurtujące pytanie. Nie znalazł. Jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
 "Uda się. Musi się udać."
 Nagle drzwi się otworzyły. Stanęła w nich Daniella. Jej rozpuszczone włosy lekko falowały się na ramionach.Miała na sobie obcisłe jeansy i beżowy, zbyt duży sweter. Była jak zwykle ślicznie umalowana.
 Kiedy tylko zobaczyła Cesc uśmiechnęła się lekko. Zrobiła krok i już miała dać mu buziaka w policzek, ale w ostatniej chwili się wycofała. Założyła kosmyk włosów za ucho i ,zażenowana, spuściła wzrok.
 Fabregas nawet tam czuł jej cudowne perfumy. Chciał ją przytulić, przyciągnąć do siebie ze wszystkich sił i nie puszczać. Ale zbyt dobrze wiedział, że nie może. Że teraz nie ma już do tego żadnego prawa. Patrzył na nią z bólem w oczach. Bólem wręcz fizycznym.
- Cześć, Cesc- powiedziała cicho. Gestem dłoni zaprosiła go do środka- Wejdź.
 Katalończyk włożył ręce do kieszenie spodni i spojrzał w bok.
-Przyjechałem po Lię- odparł pewnie. Wcześniej myślał, że jeżeli już na początku jasno postawi cel wizyty, obędzie się bez problemów. Z każdą chwilą coraz bardziej w to wątpił.
 Daniella potarła ramiona, kiedy lekki wiatr poplątał jej włosy. Drżała z zimna.
- Poczekaj chwilkę- powiedziała, po czym zniknęła we wnętrzu domu.
Fabregas westchnął. Nie chciał rozmawiać. Wiedział, że prędzej czy później zmięknie. I wtedy prawdopodobnie pozwoliłby jej zabrać mu Lię. O nie. Nie ma tak dobrze.
 Kobieta wróciła po kilku minutach, ubrana w jasny płaszczyk. Zamknęła za sobą drzwi i potarła zmarznięte ręce.
-Przejdźmy się.
*****
 Od kilku minut szli przez opustoszały park w zupełnej ciszy. Słowa Danielli, które padły jako ostatnie, odbijały się echem w głowie Cesca. Nadal nie potrafił ich zrozumieć.
-Czyli teraz liczy się dla ciebie tylko kariera i kontrakt?- spytał niemal oskarżycielsko. Widząc niezdecydowanie na twarzy kobiety, dodał- Tak?
-To nie tak, Cesc...
-A jak?- krzyknął. Nie chciał tego słuchać. Miał już tego dość.
-Ja po prostu...chcę się rozwijać, coś w życiu jeszcze osiągnąć. Podpisałam umowę z agencją modelek. Na dwa lata...- spojrzała na Fabregasa. Kochała go...gdyby tylko to coś zmieniało... Poczuła jak łzy napływają jej do oczu. Spojrzała w bok. Wiedziała, że jej słowa go ranią. Aż za bardzo- Za tydzień wyjeżdżam. Razem z dziećmi. Chcę, żebyś zniknął z naszego życia.
-Zostaw mi Lię- powiedział cicho Cesc, zatrzymując się. Po chwili dodał błagalnym tonem, patrząc w oczy Danielli, która odwróciła się w jego stronę- Dwa miesiące, proszę. Chcę się z nią pożegnać. Później ci ją oddam i zniknę z waszego życia, tak jak chcesz...- w jego oczach zakwitł płomień nadziei.- Tylko dwa miesiące.
 Kobieta zacisnęła usta w wąską linię. Zdecydowanie nie podobał jej się ten pomysł. Nie było jej to na rękę. Ale dobrze wiedziała, że Fabregas zawsze dotrzymuje danego słowa. A to przecież nie jakoś bardzo długo.
-Dwa miesiące. Później znikniesz.
___________________________________________________________________

Tak, tak, wiem, nie jest tak pięknie. Miało być śmiechowo, a znowu wyszło tak... "nieśmiechowo". No ale co ja poradzę, kiedy Cesc przeżywa kryzys? To chyba jeden z dłuższych rozdziałów. Ale mi osobiście nie do końca się podoba. Dziękuję za miłe komentarze i proszę o więcej.
Buziaki :* ♥
"Moja reakcja na info: FABREGAS ODSZEDŁ DO CHELSEA - część 2" 


Faza I: Śmiech i ogólne rozbawienie 




            
Faza II:  Zdziwienie i niedowierzanie                                                                                                               










.Faza III: Bunt i czynna agresja









 Faza IV: Smutek i zniechęcenie do życia



 Faza V: "Trudno się mówi i idzie się dalej"    


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 4: Szukasz przyjaciół? Nie szukaj daleko. Niektórych dawno już nie doceniłeś.


Dedykacja dla pani Agnieszki- za to ile mnie nauczyła i jak bardzo mnie zmotywowała 

Barcelona, wrzesień 2013 

 Następne tygodnie mijały, a każdy kolejny był podobny do poprzedniego. Dawno już zaczęła się liga, a to oznaczało monotonię, całkowity brak czasu i ciągłą pracę. Cesc powoli się do tego przyzwyczajał. Powoli przyzwyczajał się do pustego domu jaki zastawał po powrocie z treningów, meczów lub konferencji. Powoli przyzwyczajał się do ciemnej luki w jego życiu.
 Czas leczy rany... Fabregas lekko wątpił w prawdę, jaką niosą te słowa. Wcale nie było lepiej. Wiele było chwil zwątpienia w samego siebie, choć Cesc chciał walczyć. Chciał być silny, niewzruszony. I przez większość czasu był- uśmiechał się, żartował, bawił się z przyjaciółmi. Choć wszyscy dobrze wiedzieli co się stało, on wciskał im, że sobie radzi. Mimo to jedyną rzeczą jaką udało mu się osiągnąć to liczba punktów w tabeli ligowej i kilka pochwał od trenera....
 Daniella ani razu się nie odezwała. Cesc jednak dobrze wiedział gdzie jej szukać. Ale wołał najpierw trochę ustabilizować się psychicznie. Nie chciał, żeby ona widziała go w takim stanie. Żeby wiedziała, że to przez nią.
 Cesc coraz bardziej nie wiedział, co dokładnie powinien teraz zrobić. Na pewno chciał odzyskać Lię- to był priorytet, którym się kierował. Ale dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że jeżeli pokaże się od tej strony bardziej niepohamowanej, nieodpowiedzialnie agresywnej, nie będzie nawet o czym rozmawiać. Fabregas trochę się zmienił. Nadal był tym samym wiecznym optymistą, jakiego wszyscy znali...tylko że kiedy był sam, nie było już tak kolorowo. Wtedy okłamywał sam siebie. Bezskutecznie. Tak więc nawet drużyny nie mógł w wieczność okłamywać, że "wszystko jest ok", choć bardzo chciał.
 Pewnego dnia, zaraz po treningu ,do Fabregasa, który po raz kolejny zamierzał ostatni opuścić szatnię, podszedł Messi. W pomieszczeniu było już pusto, zostali sami. Widać było, że napastnik nie do końca wie, jak rozpocząć rozmowę na tak drażliwy temat. Rozpoczął dość pewnie, jak na siebie. Ale mimo wszystko niepewnie.
- Słuchaj, Cesc... Ymm... Wiem, w jakiej znalazłeś się sytuacji- Leo zauważył, że ściśnięte szczęki mocniej zarysował się na twarzy Fabregasa- My...cała drużyna chce wiedzieć..... co planujesz teraz zrobić?
 Cesc zamknął swoją szafkę i założył torbę na ramię. Zmarszczył brwi, nadal lekko się uśmiechając.

-Co masz na myśli, Leo? Chodzi ci o transfer? Nie, na razie planuję zostać z wami.
-Tak? To super! Ale wiesz... chodziło mi raczej o Lię....- powiedział cicho Messi, bojąc się wybuchowej reakcji kolegi.
Katalończyk spuścił wzrok i pociągnął nosem. 

"A jednak wiedzą...jak ja mogłem być tak głupi"
-Słuchaj, Leo. Naprawdę doceniam troskę i wasze zainteresowanie, ale radzę sobie. Jakoś, ale radzę. Nie wiem jeszcze dokładnie, co zrobię ze sprawą Lii ale na pewno jej tak nie odpuszczę.
Messi uśmiechnął się nieśmiało i pokiwał głową. Przez chwilę stai w absolutnej ciszy. Jako pierwszy przerwał ją "Enano"
- A, i jeszcze jedno... Nie musisz przed nami tak ukrywać tego co się u ciebie dzieje. Wiesz, że każdy rzuci ci się na pomoc- Leo położył dłoń na ramieniu Cesca i zacisnął ją- Jesteśmy Kimś więcej niż kolegami z drużyny, pamiętasz?
Fabregas przez chwilę milczał, wpatrując się w przyjazne, ciemne oczy Messi'ego.
- Mes que un club...- powiedział cicho Cesc.
 Nagle Leo przyciągnął do siebie Fabregasa, zamykając go w niedźwiedzim uścisku, jaki krył się w niepozornym ciałku najlepszego napastnika na świecie.
*****
Pewnego cudownego, słonecznego, podobnego do wszystkich innych dnia, Pique obmyślił pewien plan.
Jak się łatwo domyślić- bardzo ciekawy plan.
 Podczas treningowej rozgrzewki, Gerard podszedł do "elitarnej grupy". Ci zawsze trzymali się razem. Traktowano ich niemal jak starszyznę. Byli też najlepszymi kumplami.
- Siema, Pique!- powiedział Puyol. Reszta umownie skinęła głowami, wykonując kolejne ćwiczenia rozciągające.
- No siema, siema... Słuchajcie, jest taka sprawa. Wiecie w jakiej sytuacji jest Fabregas...- rzekł, gestem głowy wskazując gestem głowy na Cesca, który jak zwykle w odosobnieniu robił pompki (Z przyklaśnięciem. Kilkadziesiąt z rzędu ) .
 Większość "elity" pokiwała głowami ze współczuciem, czemu towarzyszyły ciche pomruki typu: "Biedny chłopak".
- ...tak więc pomyślałem, że może zrobimy mu taki ...męski wieczór, jak za dawnych czasów, zanim sprawiliśmy sobie takie małe przedszkole.

-Racja- wyszeptał Leo, który zwykle był zafascynowany urokami ojcostwa. Właśnie- "zwykle".
- To ja wezmę FIFE!- zaproponował Alves, który z entuzjazmem podjął plan.
- A ja załatwię jakieś dobre procenty- rzekł Alba, w którego oczach zapaliły się znajome, szalone ogniki.
- Nie wątpię...- odparł Gerard z dezaprobatą.
 Sanchez prychnął śmiechem, udając kichnięcie. Alba popatrzył na kolegę i już miał coś powiedzieć, kiedy usłyszeli zdenerwowany głos Martino.
- Ej, wy! Za tydzień mój pierwszy mecz z Realem! Weźcie się w garść!
 Xavi uniósł rękę i krzyknął z uśmiechem:
- Dobra, Tata!

________________________________________________________________________________

Przepraszam za długość i jakość, ale no wiecie- koniec roku i te sprawy :) ( chociaż z moimi ocenami nie jest wcale tak najgorzej). Tak czy inaczej wiem, że wyszło to trochę za bardzo słodko. Tak trochę "rzygam tęczą". No ale trudno, jakoś muszę przez ten okres Cesca przejść. Będzie lepiej, obiecuję. Zauważyłam, że pod poprzednim rozdziałem jest tylko jeden, samotny, wołający o towarzystwo komentarz. Ulżyjcie jego cierpieniu i skombinujcie mu kolegę :) 
Buziaki :* ♥ 
A teraz "krótka"historia obrazkowa pod tytułem "Moja reakcja na info: FABREGAS ODSZEDŁ DO CHELSEA - część 1" 


Faza I: Śmiech i ogólne rozbawienie 







 
Faza II:  Zdziwienie i niedowierzanie 

















Faza III: Bunt i czynna agresja






Faza IV: Smutek i zniechęcenie do życia






 Faza V: "Trudno się mówi i idzie się dalej"                                                                                                   





środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 3: Nie porzu­caj marzeń dla in­nych. Oni nie porzucą swoich dla Ciebie


Dedykacja dla Kamila i Kasi... oni wiedzą za co 

Barcelona, sierpień 2013 

Cesc cicho otworzył drzwi wejściowe i wrzucił klucze do koszyczka na stoliku pod lustrem. Uśmiechnął się szeroko, widząc swoje odbicie- na kacu, a zwłaszcza takim jak tego dnia, wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle. Rozejrzał się po spokojnym i pełnym harmonii domu. Aby nie obudzić Lii, która o tej porze pewnie już dawno spała, postanowił nie krzyczeć nic głupiego i irytująco głośnego, w stylu "wróciłem!".
 Zostawił swoją torbę treningową na korytarzu i przeszedł się do salonu. Panował w nim przyjemny półmrok, jednak mimo to Cesc zauważył wyraźnie rysującą się sylwetkę Danielli, skulonej na sofie. Zapalił lampkę na małym stoliku, która rozjaśniła wnętrze, dając mu trochę ciepła ciepła.
  Uśmiechnął się lekko widząc swoją piękną kobietę. Właśnie w takich momentach najbardziej docierało do niego jak wielkim jest szczęściarzem, że ma ją tylko dla siebie. Kiedy tak na nią patrzył, miał wrażenie, że nic się nie zmieniło. Że dalej są zakochaną parą spacerującą po uliczkach Londynu, w którym się poznali. Że dalej są tylko oni, a nie Lia, wspólne życie, dom, rachunki i obowiązki. Że nic innego się nie liczy.

 -Hej, kochanie.
Podszedł do niej i nachylił się, aby dać jej buziaka w policzek, jak zwykł robić na powitanie. Każdego ranka. Po każdym treningu. Zawsze. 
 Daniella odwróciła głowę, dając mu do zrozumienia, że coś się stało. Cesc wyprostował się i spojrzał na nią z uśmiechem.
-Coś się stało?- spytał delikatnie. Widząc, że Daniella zaciska usta w wąską linię, postanowił trochę się z nią podrażnić- Obcasy ci się połamały czy jak?- dodał wesoło.
- Przestań- odpowiedziała kobieta poważnym tonem. Nie lubiła kiedy Fabregas się tak zachowywał. Wieczny żartowniś, nawet kiedy nie trzeba.
  Piłkarz uniósł ręce w akcie obronnym i ruszył do kuchni, która była oddzielona od salonu tylko wysepką. Otworzył lodówkę, wyjął z niej butelkę wody i oparł się o blat, biorąc kilka łyków zimnej cieczy. Pociągnął nosem i zrezygnowany spojrzał w okno.
"Co ją znowu ugryzło?... Rodzice dzwonili z zaproszeniem na obiad? Maria ma problemy w szkole? Joe znowu pokłócił się z kolegami? A może chodzi o to, że nie wróciłem na noc do domu...."
 Pokręcił głową i opróżnił do końca butelkę. Nagle do pomieszczenia weszła Daniella. Usiadła na jednym z krzeseł twarzą do Fabregasa i westchnęła głęboko.
- Cesc... odchodzę- powiedziała cicho, spuszczając głowę.
Piłkarz zaksztusił się i kaszlnął kilka razy. Po chwili spojrzał na kobietę z uniesionymi brwiami.
- Słucham, co?- spytał, mając nadzieję, że jednak się przesłyszał. Niestety, słowa jakie padły chwilę później pozbawiły go resztek tej nadziei. 
-Odchodzę- powtórzyła- Zabieram ze sobą dzieciaki. Na razie zatrzymamy się u rodziców, a później wyjeżdżamy do Londynu- dodała. Chciała aby jej ton był jak najbardziej obojętny. Ale raczej nie za bardzo jej to wychodziło.
- Dzieci już wyjechały...- powiedziała spokojnie, po czym dodała najdelikatniej jak się tylko dało, bo zbyt dobrze wiedziała jaka będzie reakcja-...Lia też. 
Fabregas poczuł jak jego cały świat w jednym momencie się zawalił. Wszystko co miał, nagle rozpadło się na kawałeczi i rozpłynęło. Tak po prostu. Miał wrażenie, że zacierają się wokół niego kształty i kontury. Kolory straciły wyrazistość. 
- O nie. Lii mi nie zabierzesz- powiedział po chwili z goryczą i wściekłością w głosie. Jego córka była w tym momencie najważniejsza. Rozpadający się związek, który miał trwać na zawsze, nie miał już znaczenia przy takim obrocie spraw.
- Nie masz teraz nic do powiedzenia!- krzyknęła Daniella, tracąc cierpliwość. Chciała jak najszybciej zakończyć tą rozmowę i wyjść, zostawiając go samego z tym wszystkim w pustym domu. Po chwili dodała spokojniej - Pogadamy o tym jak trochę ochłoniesz. 
Cesc westchnął głęboko, próbując powstrzymać złość, która dosłownie się z niego wylewała. Czuł, że nic nie ma już znaczenia. Całe jego życie legło w gruzach. Dobrze wiedział, że tego nie da się już uratować- Daniella była zbyt stanowcza.
Po chwili spojrzał na nią z wyrzutem.
- Do jasnej cholery...dlaczego?- spytał cicho, łudząc się, że ona mu odpowie.
Kobieta zacisnęła usta w wąską kreskę i odwróciła wzrok.
- Nie możemy tak żyć. Ja nie potrafię... po prostu nie daję rady. Nie da się ciągle stwarzać pozorów, że jest dobrze- powiedziała łamiącym się głosem.
-A nie jest?-Zabolały go te słowa. Przez te wszystkie chwile myślał, że są szczęśliwi... Więc chyba tylko on był...
- Nie, Cesc. Ja nie chcę być tylko matką. Chce coś jeszcze w życiu zrobić... Przy tobie nie mogę. Kocham cię...ale nie mogę tak trwać w zawieszeniu- powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza.
"Przykre...po prostu przykre"
-Wybacz, ale nie rozumiem- odparł chłodno, wbijając wzrok w okno.
Daniella podeszła do niego i położyła dłoń na jego policzku. bała się, że ją odrzuci. Ale nie zrobił tego. Zamiast tego spojrzał jej prosto w oczy i to w nich znalazła odpowiedź, co tak naprawdę czuł. 
Smutek. Żal. Złość. Wyrzut. Niezrozumienie. Frustracja. Wszystko po trochę.
Nie mogąc dłużej patrzeć na ból, jaki mu zadała, wtuliła się w jego ciepłą, przesiąkniętą zapachem perfum bluzę. Nie odepchnął jej. Przyciągnął ją do siebie i delikatnie gładził jej ciemne włosy.
-Kocham cię- wyszeptała.
Cesc, mając pewność, że to już ostatnie takie wyznanie w jego stronę z jej ust, nie odpowiedział. Upajał się tymi słowami i ich echem w jego głowie. Stali tak dłuższą chwilę, mając nadzieję, że nie będą musieli się rozstawać. Ale decyzja już zapadła. 
W końcu Daniella odsunęła się od Fabregasa i.. zniknęła. Miał wrażenie, że słyszał głuchy trzask drzwi, ale nie był w stanie określić czy aby na pewno się nie przesłyszał. Cały czas tylko zaciskał mocno powieki, powtarzając w myślach wciąż te same słowa.
'Ja ciebie też, Daniello...Ja ciebie też"
*****
 Gerard zamaszystym ruchem otworzył drzwi. Rozejrzał się po cichym, mrocznym domu Fabregasa i wbiegł po schodach na górę. Do pokoju Lii zaprowadziło go delikatne światło wychodzące na korytarz.Zdyszany i cały czerwony ze zmęczenia wpadł do środka.
Jedyną łunę w małym pomieszczeniu dawała niewielka lampa stojąca  w kącie. Naprzeciw łóżeczka pani Fabregas, na podłodze, oparty o ścianę siedział Cesc. W dłoni trzymał piwo, a obok niego stały trzy kolejne butelki trunku.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wzrok miał utkwiony tuż przed sobą, był całkowicie pozbawiony wyrazu.
"Proszę, niech tylko przestanie boleć..."
-Boże, Fabregas... Co się stało?- spytał Pique nadal stojąc w drzwiach. Z trudem łapał oddech. Kiedy kilkanaście minut temu dostał wiadomość od przyjaciela, był pewien, że wydarzyło się coś poważnego.
- Daniella... odeszła- odpowiedział cicho Cesc, nawet nie patrząc na Gerarda.
- Jak to "odeszła"? Tak po prostu?
- Tak po prostu...- powtórzył Fabregas, jakby sam w to nie wierzył. Nadal wpatrując się w martwy punkt na pustym łóżeczku Lii, wziął łyk piwa.
  Pique usiadł na podłodze obok Cesca, opierając głowę o ścianę.
- Tak naprawdę to nigdy jej nie lubiłem.
  Pomocnik popatrzył na przyjaciela z uniesionymi brwiami. Po chwili pokręcił głową.
- Teraz to już nieważne. To już koniec.
 Gerard przez chwilę milczał, układając w głowie wszystkie myśli.

- A Lia?
-Nie oddam jej Danielli- odparł pewnie Fabregas- Chcę co najmniej miesiąc, żeby się z nią pożegnać.
 Tak naprawdę Cesc walczył sam ze sobą. Gonitwa myśli w jego głowie trwała bez końca.
 Nagle, po raz pierwszy od początku rozmowy, ich spojrzenia się spotkały. Gerard dostrzegł w oczach Cesca złość...i żal. Ale także smutek, ból i pustkę, której dawno nie widział. Dopiero wtedy Pique zdał sobie sprawę z tego, jaki Cesc jest teraz słaby. Jakby coś w nim pękło, jakaś brama, fortyfikacja, opadła...Ale Pique był pewien,że Cesc tak po prostu się nie podda. Nie, nie on. Nie jego przyjaciel.
 Fabregas odwrócił wzrok. Teraz już wiedział co robić.

- Napij się ze mną- powiedział, podając Geriemu butelkę piwa- I wiesz co?... tak sobie teraz myślę...na chuj mi kobieta? Przecież mam ciebie.
 Gerard prychnął śmiechem, podziwiając siłę psychiczną Cesca. A jednak nawet w takiej sytuacji mógł go zaskoczyć.
- Nie prześpię się z tobą, jeżeli o to ci chodzi- odparł Pique.
- Dzięki, że jesteś- powiedział Fabregas. Mimo wszystko, potrzebował go właśnie wtedy.

- Ja? Ja zawsze jestem- rzucił wesoło, biorąc łyk piwa- A niby gdzie miałbym być?
  Długo jeszcze siedzieli w ciszy. Nie przerywało jej nic. W półmroku dwaj przyjaciele opijali wolność. I całkowity brak zobowiązań....(to zależy jak dla kogo) 

___________________________________________________________________________________

No więc przepraszam za jakość tekstu. Naprawdę. Brak weny przytłacza. Ale przynajmniej długi :) Dziękuję za wszystkie miłe słowa....i proszę o więcej.  Pozdrawiam :* ♥