czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 19: Bez cier­pienia nie zro­zumie się szczęścia.

Dedykacja dla Michała- za to, że wciąż go nie lubię, choć tak bardzo się chłopak stara.

Barcelona, kwiecień 2014

 bania z dzieciakami  

-Cesc, niesiesz ten aparat?- krzyknęła zniecierpliwiona Blanca, powtarzając te słowa już któryś raz z kolei. 
 Fabregas dwoma skokami pokonał schody i przebiegł przez korytarz. Wpadł do sypialni i chaotycznymi ruchami zaczął przeczesywać wszystkie szuflady. Kiedy na dnie jednej z nich znalazł obiekt swoich poszukiwań, uśmiechnął się tryumfalnie i ruszył na parter. Po chwili z lekką zadyszką, znalazł się w salonie.
 Wyglądało na to, że w jego domu byli już prawie wszyscy- Cesc na urodziny Lii zaprosił prawie cały skład Barcy, Shakirę (która początkowo miała obiekcje- Gerard wciąż był w Szwajcarii, wciąż w śpiączce, a przecież gdzie on, tam i ona) i kilku kolegów z Arsenalu. 
 Pomocnik uśmiechnął się szeroko, widząc Cristiana z córeczką, Puyola wymieniającego uwagi z Is na temat Milana i Gerarda- syna kapitana, który urodził się na początku marca. 
 W kącie pokoju stał Alexis z Amelią- Fabregas wciąż nie mógł się nadziwić, że udało jej się z nim wytrzymać już prawie pięć miesięcy. 
'Cud. Cud na ziemi'
 Po przeciwnej stronie Cesc zauważył Neymara z Davi'm, a obok nich Leo z Antonellą i Thiago.Kobieta Messi'ego, która była już w siódmym miesiącu ciąży, wyglądała prześlicznie. Dziewczynka, bo to ona miała zasilić szeregi barcelońskiego przedszkola, chyba naprawdę była dla An powodem do dumy.
 Na twarzy pomocnika pojawił się lekki, smutny uśmiech. 
'Brakuję już tylko...'
 Pique wciąż był w śpiączce, w która wprowadzili go lekarze. Pozostawienie go w niej dłużej niż pół roku mogło grozić trwałymi uszkodzeniami mózgu i niektórych organów. Ale wybudzenie go z niej było jeszcze bardziej niebezpieczne. Tak czy siak- na podjęcie decyzji było jeszcze trochę czasu. A Shakira ciągle twierdziła, że bez Fabregasa, sama, jej nie podejmie.
'Mamy jeszcze czas'
 -Znalazłeś?- spytała radośnie Blanca, podchodząc do Cesca.
On popatrzył na nią ze smutkiem w oczach i odparł półgłosem:
-Kogoś jeszcze brakuje...
Dziewczyna przechyliła głowę, a z jej ust zszedł uśmiech. Westchnęła cicho.
- Jestem pewna, że kiedy tylko się wybudzi, przyjedzie zobaczyć Lię i złożyć jej życzenia- powiedziała delikatnie i splotła swoją dłoń z jego zimnymi palcami, które sztywno zaciskał w pięść.
 Fabregas spojrzał w jej czekoladowe oczy i pokiwał głową.
 Od kiedy Blanca z nim zamieszkała, w końcu zaczął zapominać o wszystkim, co złego go spotkało. Była jego radością. Jego uśmiechem. Jej optymizm zarażał go każdego dnia i tylko on utrzymywał go przy zdrowych zmysłach. Wszystko, co go męczyło i co wciąż nie dawało mu spokoju, przelewał na piłkę. Robił co się tylko dało, żeby prędzej skończyć sezon i pojechać do Gerarda. Kiedy już mięśnie odmawiały mu posłuszeństwa, organizm wysiadał, a kończyny przestawały wykonywać rozkazy rozumu, powtarzał sobie, że "to dla Lii, Blanci i Gerarda". Działało za każdym razem. 
 Daniella się nie odezwała. Nie dzwoniła, nie pisała, nie przyjechała. To oznaczało, że Cesc ma na razie Lię na wyłączność. I to mu pasowało.
 Ale mimo, że był już zmęczony tym wszystkim, tęsknił za Pique i powoli wariował, był po prostu szczęśliwy. Był szczęśliwy i wiedział, że to, co go spotkało uczyniło go silniejszym.
-Uwaga! Zdjęcie grupowe!- krzyknął Cesc, znowu uśmiechając się szeroko.
'Na smutki przyjdzie czas. Teraz mamy tu imprezę do zrobienia'
 Blanca widząc zmianę w jego zachowaniu, również się uśmiechnęła i poszła po Lię.
 Po chwili wszyscy zebrani zaczęli tłoczyć się dookoła córki Fabregasa i jego dziewczyny. Pomocnik stanął naprzeciwko nich i zrobił zdjęcie, z trudem obejmując całość na zdjęciu.
Jeszcze przez chwilę przyglądał się swojemu dziełu i nagle krzyknął:
-To co- czas na toast!
Odpowiedział mu jedynie szeroko pojęty entuzjazm męskiej części gości.
~*~
 bania bez dzieciaków

 Przyjęcie urodzinowe Lii śmiało można uznać za imprezę roku. Kiedy już ciasto, słodkie napoje i żelki się skończyły, a została już jedynie sama wódka, piwo i inne alkohole, dzieci zostały odwiezione w bezpieczne miejsce (jakim był dom Messi'ego, w którym tego wieczora rezydowały cztery nianie). W tym momencie impreza dopiero się zaczęła.
 Alexis z Neymar'em zajęli się muzyką, więc zabawa była naprawdę przednia. A ponieważ w opinii Alby procenty też były niczego sobie, taą część programu również można zaliczyć do udanych.
 W końcu, w ciągłym zabieganiu, meczach i treningach, znalazł się czas na wspólną, naprawdę dobrą imprezę.
'W końcu to nie byle jaka okazja'
 Cesc wszedł do kuchni, niosąc kilka opróżnionych butelek po piwie i nucąc pod nosem jakąś piosenkę, zasłyszaną w radiu. Odstawił szkło na blat i kątem oka zauważył stojącą przy oknie Blancę. Rozmawiała przez telefon i prawdopodobnie nie wiedziała o obecności Fabregasa. I z tego co usłyszał piłkarz- ta rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych.
-Mamo! Już ci mówiłam- nie mogę teraz przyjechać do Polski! Cesc na mecze, a niedługo...-Blanca zamilkła, zapewne jej rozmówczyni wtrąciła jakąś niemiłą uwagę, bo już po chwili dziewczyna wybuchła- Nic mnie to nie obchodzi! Żegnam!
 Cesc nie zrozumiał praktycznie ani słowa z rozmowy, ponieważ jego umiejętności związane z językiem polskim wciąż ograniczały się do "proszę", "dziękuję", "przepraszam" i "kocham cię". Ale on już wiedział, kto mógł wytrącić jego kobietę z równowagi.
 Blanca schowała telefon do kieszeni spodni, odwróciła się i automatycznie wpadła na Fabregasa, który stał tuż za nią. Zanim zdążyła się odsunąć, on przytulił ją do siebie i nie pozwolił, by wyrwała się z jego uścisku. Dobrze wiedział, czym by się to skończyło.
 Mama Blanci- pani Anna Iriarte- dzwoniła do córki raz na bliżej nieokreślony czas. Po każdej z takich rozmów dziewczyna była wręcz tykającą bombą, która jedynie Cesc mógł rozbroić. Sam Fabregas przeraźliwie bał się momentu, w którym stanie przed Polką i powie "chcę ożenić się z pani córką". Miał coraz większą pewność, że zginąłby na miejscu.
'Tsaa, zdecydowanie trzeba to odwlec w czasie'
-Co tym razem?- spytał spokojnie piłkarz, gładząc Blancę po włosach.
-To samo co zwykle. Ona wciąż nalega, żebyśmy przyjechali. Nie wiem, ile jeszcze da się ja zwodzić- odparła dziewczyna zmęczonym głosem.
Fabregas odsunął się i ujął twarz dziewczyny w dłonie.Spojrzał w jej smutne i przygnębione oczy. Nie lubił ich takich.
-Porozmawiamy o tym później, dobrze?- szepnął, a ona w odpowiedzi pokiwała głową bez przekonania. Cesc pocałował ją w czoło i dodał- Nie myśl o tym na razie. 
Złapał ją za rękę i razem ruszyli do reszty gości, bawiących się w salonie przy alkoholu i zmienianej co chwilę przez Neymara muzyce.
_________________________________________________________________

Witam z powrotem, drogie panie! :*
No więc teraz kilka spraw organizacyjnych:
Sprawa numer pierwsza- na moim nowym blogu ukazali się już bohaterowie :) Zapraszam 
Dziennik niedoszłego samobójcy/ Bohaterowie
Sprawa numer druga- błagam was, jeżeli będziecie czytać moje drugie opowiadanie, nie zapomnijcie o tym blogu. Proszę. Będzie on kontynuowany, a nowe rozdziały będą dodawane równie często jak na Dzienniku.
Sprawa numer trzecia- właśnie. Dziennik. Jeszcze w tym tygodniu ukaże się na nim prolog. Nie będzie zbyt długi, ale po prostu musi być :D
Sprawa numer czwarta- niektóre fakty w tym rozdziale są zmienione (np. ciąża Antonelli, imię syna Puyola). Wynika to z tego, że to opowiadanie było pisane (i skończone) już dawno...dawno, dawno temu, więc nie chcę już zmieniać tego wszystkiego (bo było by nienaturalne, że przewidziałam tego typu rzeczy :D ). Niektóre fakty są po prostu inne i koniec, kropka. 
Sprawa numer piąta- tak, po raz kolejny zmieniłam wygląd bloga. To wszystko dlatego, że wciąż nie jestem z niego zadowolona i wciąż czekam na mój nowy-stary nagłówek. Bądźcie cierpliwe :3
Co do samego rozdziału pisało mi się go bardzo miło i przyjemnie. Nie wiem dlaczego, po prostu przyszło mi to z dawną przyjaciółką 'Lekkością'.
Dziękuję za wszystkie komentarze :*
Buziaki :* ♥ 




czwartek, 21 sierpnia 2014

Epilog#1

 Dedykacja dla...nikogo. Niech epilog pozostanie bezpański. 

coś dla zakłócenia ciszy

Poza miejscem, poza czasem. 

Słyszałem kiedyś, że człowiek zmienia się najbardziej nie pod wpływem przymusu czy czasu, a pod wpływem miłości.
 Wcześniej nie za bardzo wierzyłem w jakąkolwiek wiarygodność tych słów. Dopiero kiedy minęło parę lat, ja wydoroślałem, a moim życiem zaczęła kierować Daniella i Lia, zrozumiałem, ile jest w nich prawdy. Jednak to chyba wciąż nie była ta zmiana, jakiej się spodziewałem. Wciąż myślałem, że to chyba nie jest to, czego oczekuję od życia.
 Słyszałem też, że miłość uskrzydla, nadaje egzystencji sens, a wszystko inne prócz tej jednej osoby, przestaje mieć aż tak wielkie znaczenie.
 Ciężko mi stwierdzić czy w przypadku moim i Dani było właśnie tak, jak opisują to wszystkie łzawe historyjki, w której każdy zachód słońca oznacza pocałunek, a każda noc kończy się...wiadomo jak. 
 ...ale kiedy w moim życiu pojawiła się Blanca (już po raz drugi), zyskałem swego rodzaju pewność. Pewność, że to jest to czego szukałem. To, czego mi wiecznie brakowało. 
 Tylko kiedy miałem ją obok siebie, czułem się na tyle dobrze, żeby w pełni świadomie, zgodnie z sumieniem powiedzieć "jestem szczęśliwy".
 Ona była moim dopełnieniem. Była wszystkim.
 Po pewnym czasie zacząłem sobie zadawać pytania- a może właśnie tak miało być? Może mieliśmy się spotkać jeszcze raz, żeby wszystko naprawić? 
 Żeby dać sobie jeszcze jedną szansę i spróbować ten jeden, ostatni raz...

~*~

 Kobieta spojrzała na jego pozbawioną wyrazu twarz i zacisnęła mocniej jego bezwładną dłoń. Ostatnio, kiedy tak robiła, lekko się uśmiechnął. Nie wiedziała, czy to dlatego, że rzeczywiście poczuł jej dotyk, czy dlatego, że wyobraźnia funduje mu nowe, piękne obrazy.
 Poczuła, że po jej twarzy spływa samotna łza.
 A może w swoim świecie uśmiecha się teraz do innej?
_________________________________________________________

No więc jest ten epilog. 
Mam nadzieję, że nie napaliłyście się na jakiś mega długi, bo jest....no...dość krótki, delikatnie mówiąc :)
Wiem, że trochę nie wiecie o co chodzi. Ale zostawiam to do osądu waszej wyobraźni :3
Nie zabijajcie mnie, proszę. 
Nowym rozdziałem wam wszystko wynagrodzę, obiecuję.
Tak więc zauważyłam, że zgodnie preferujecie Marca. No więc tak- próbowałam się już jako tako zabrać za to nowe opowiadanie, ale jakoś za nic mi nie idzie. Może to dlatego, że niedługo rok szkolny, a przecież najlepiej pisze mi się na lekcjach polskiego :D
Tak czy siak- na razie jeszcze nie zaczęłam. Ale wezmę się za to. Nie wiem jak, nie wiem co tam napiszę, nie wiem jaki będzie morał, ale wezmę się za historię pana Marca.
Nie martw się, Bartra- coś tam o tobie naskrobię. I tak zgaduję, że będzie to wiele niepochlebnych rzeczy :D
Buziaki :* ♥


środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 18: Świado­mość nie przychodzi bez bólu.

Dedykacja dla Krystiana. To on uświadomił mi, że ludzie się zmieniają. Bardzo szybko.

coś dla zakłócenia ciszy

Barcelona, grudzień 2013

 Cesc wybiegł na trybuny Camp Nou. Stadion był mroczny i spokojny, jedynie w tle słychać było muzykę, dobiegającą z sali bankietowej. Fabregas poczuł na twarzy lekki wietrzyk, który orzeźwił jego umysł. 
 Kilka metrów dalej, na jednym z ponad dziewięćdziesięciu tysięcy krzesełek, siedziała Blanca. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, a pusty wzrok był wbity w martwy punkt gdzieś na boisku. 
 "Cesc, nie spierdol tego"
-Blanca, proszę, porozmawiaj ze mną- powiedział cicho, z trudem opanowując drżenie głosu. Bał się, że dziewczyna znów ucieknie.
-Odejdź, Fabregas... Mam cię już dość- odparła zmęczonym głosem, nawet na niego nie patrząc.
-Ale...-Cesc uciął i po chwili, ze zrezygnowaniem, usiadł obok Blanci- Dlaczego wtedy odeszłaś? 
Dziewczyna pokręciła głową i odpowiedziała z poczuciem winy, jakby sama miała do siebie pretensje:
-Znowu ci uległam. Znowu byłam zbyt słaba, żeby ci się oprzeć. To coś trochę jak deja vu, wiesz?- Blanca pociągnęła nosem i westchnęła cicho. Po chwili spojrzała na Fabregasa i dodała, zadowolonym tonem- A moje odejście było swego rodzaju słodką zemstą.
-Zemstą?- zdziwił się Cesc, marszcząc brwi. 
Dziewczyna prychnęła śmiechem, odwracając wzrok.
-No tak. Na co ja głupia liczyłam. Ty mnie nie pamiętasz, prawda?- powiedziała spokojnie.
Cesc z przerażeniem zaczął szukać w pamięci kogoś o takim imieniu, wyglądzie albo co najmniej kogoś kto to wszystko ma i na dodatek zna Neymara.
 Zemsta? Czyli oni znali się jeszcze przed tą randką?
"Kurwa, dziewczyno! Kim ty jesteś?!"
 W akcie bezsilności, Fabregas westchnął i pokręcił głową. Nie pamiętał jej.
 Zapadł długa chwila ciszy. Cesc czuł, że jego ciało drży z zimna, ale wcale nie zamierzał wracać na salę- czekał na wyjaśnienia ze strony Blanci. 
 Ją również co jakiś czas przechodził nieprzyjemny dreszcz spowodowany albo niską temperaturą, albo emocjami, które nią targały.
 Nagle dziewczyna odetchnęła głęboko. I zaczęła mówić. Spokojnie, tonem całkowicie wypranym z jakichkolwiek uczuć.
-Latem, pięć lat temu, kiedy byłeś jeszcze w Arsenalu, przyjechałeś na wakacje do Barcelony. Ot, niezobowiązujący wypad do Hiszpanii... Poznałeś tutaj pewną dziewczynę. Dla ciebie to była tylko krótka zabawa. Ale dla tej naiwnej małolaty to były dwa najcudowniejsze tygodnie w jej życiu. Zakochała się w tobie bez pamięci...- Blanca zamilkła i po chwili dodała ze smutkiem w głosie- Wiesz jak się czuła, pewnego dnia budząc się bez ciebie? Kiedy wyjechałeś do Anglii, bez słowa pożegnania?...To ja byłam tą dziewczyną, Cesc. Ja. I nie jesteś sobie w stanie nawet wyobrazić tego, co wtedy czułam.
I w tym momencie Fabregasa olśniło.
"Kurwa"
 Wróciły wszystkie wspomnienia. Wróciły całe dwa tygodnie w słonecznej Barcelonie, spędzone u boku ślicznej, młodej Hiszpanki. A później jego wyjazd. Kilka dni wyrzutów sumienia. Kolejna dziewczyna.
 Spoliczkował się w myślach.
-Przepraszam, Blanca...naprawdę przepraszam...- Cesc czuł, że wzrasta w nim poczucie winy.
-A wiesz co bolało najbardziej?- jej słowa stały się chłodne, a ona odwróciła głowę i spojrzała prosto w brązowe tęczówki Fabregasa- Kiedy kilka tygodni później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
"Yyy...Co?"
-Chciałam urodzić dziecko...-nagle głos Blanci się załamał, a ona spuściła wzrok, wbijając go w swoje zmarznięte dłonie-...ale poroniłam w trzecim miesiącu.
 Widząc jak po jej policzkach zaczynają spływać łzy, Cesc nie wytrzymał.
"Jak mogłem być tak cholernym dupkiem?" 
 Fabregas przyciągnął do siebie dziewczynę i ją przytulił. Bał się, że go odepchnie. Ale ona tego nie zrobiła. Wciąż płakała, a on gładził ją po włosach. Po kilku minutach głębokiej ciszy, Cesc w końcu powiedział półgłosem:
- A może jesteśmy na siebie skazani?...Dwoje pechowców, którzy nie mają nic do stracenia.

Blanca odsunęła się odrobinę od Fabregasa i spojrzała mu w oczy.
-Jaką mam pewność, że i tym razem mnie nie zostawisz?- w jej głosie brzmiała niepewność.
-Mógłbym powiedzieć to samo- odparł i po chwili wzruszył ramionami- Nie wiem. Po prostu wydaje mi się, że limit bólu w obie strony został już wykorzystany.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
-W takim razie zaryzykuję...ale niczego ci nie obiecam- jej głos raczej nie wyrażał pewności, ale z jej oczu Katalończyk wyczytał, że już zdecydowała.
Fabregas nie mógł uwierzyć, że naprawdę się zgodziła.
-Jesteś w stanie znowu mi zaufać?- spytał.
-Nie. Jeszcze nie...Ale chyba cię kocham Cescy- odpowiedziała szeptem.
"Tym razem nie zmarnuję szansy"
 Po chwili Fabregas zaczął delikatnie całować Blancę. Kiedy dziewczyna odwzajemniła jego gest, pocałunek stał się o wiele bardziej namiętny. Cesc wpijał się w nią ustami jakby się dusił, a ona była powietrzem. I zapomnieli o wszystkim- o przyszłości, przeszłości- byli tylko oni.
 Nagle zaczął padać deszcz. Blanca odsunęła się od Fabregasa i spojrzała mu w oczy.
-Warto było czekać- szepnął, uśmiechając się lekko.
Dziewczyna opsrła oczoło na jego ramieniu.
-Obiecasz mi, że to się nie skończy?- spytała po długiej chwili ciszy, zakłócanej tylko przez głuche odgłosy zimnych kropli, uderzających o ziemię.
-Obiecuję- odparł Cesc.
Po chwili wstał, wziął ją za rękę i rzekł:
-Chodźmy stąd. Chcę ci pokazać pewne miejsce...- po czym uśmiechnął się do niej.
I już wiedział, że tym razem się uda.
______________________________________________________________

No więc tak- bardzo, bardzo, bardzo przepraszam za moją długą nieobecność. Ale przez tydzień byłam u mojej przyjaciółki (z tego miejsca pozdro dla Kasi), a później oczywiście coroczne, wielkie, rodzinne święto- i dwa dni bieganie po kuchni. Dalej- moja mama ma urlop (więc robię wszystko dookoła i mam pracy tyle, ile Messi hajsu). Niestety, w piątek znowu wyjeżdżam, więc przez ponad tydzień nowy rozdział na pewno się nie ukaże. Ale być może jutro (albo jeszcze dziś) uda mi się dodać epilog #1.
No właśnie. 
I tutaj zaczyna się zabawa.
To nie jest jeszcze koniec tej historii ( tak, wiem, zniszczyłam wszystkie wasze nadzieje). To jedynie koniec pierwszej części, która głównie kręciła się wokół Danielli, Blanci, opieki nad Lią, wypadku Gerarda i wielu, wielu innych.
Część druga będzie dalszym ciągiem przygód Fabregasa, tyle że problematyka będzie raczej inna. Jaka- zobaczycie same :)
No i jeszcze jedna sprawa.
Jesteśmy w połowie tego opowiadania. A w połowie drugiej części- chciałabym założyć nowego bloga. Kiedy skończę drugą część- jeszcze jednego. Chciałabym, żebyście wybrały nowego bohatera nowego opowiadania i odsyłam was do sondy w prawym górnym rogu :) 
 Jak zapewne zauważyłyście- pojawił się soundtrack do rozdziału :) Co wy na to? Piszcie w komentarzach :*
A i jeszcze ta pogoda... Ciągle gorąco, 40 stopni w cieniu, zero deszczu od prawie miesiąca, zdycham już od tego wszystkiego... a to i tak jeszcze nie koniec! Boże, daj mi siły i chociaż odrobinkę deszczu :)
Dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście cudowne :3
Buziaki :* ♥