poniedziałek, 27 października 2014

Rozdział 23: Kłopot z życiem po­lega na tym, że nie ma okaz­ji go przećwiczyć i od ra­zu ro­bi się to na poważnie.

Dedykacja dla Dagmary- która chyba wciąż w siebie nie wierzy.

Barcelona, kwiecień 2014

soundtrack


Oczami Blanci
 Usłyszałam drzwi wejściowe otwierają się i zamykają. Odstawiłam filiżankę z kawą i westchnęłam ciężko- czekała mnie dość ciekawa, choć zapewne niemiła rozmowa. Ale przecież od początku wiedziałam, że to się tak skończy. Że kiedy Cesc się dowie, wpadnie w furię- to dało się przewidzieć. Ale chyba nie spodziewałam się, że po prostu wyjdzie z domu tylko po to, aby wrócić w połowie nocy. A właściwie to nad ranem- zegarek w moim telefonie wskazywał równo 4.16.
 Carles opuścił teren willi zaraz po wyjściu Fabregasa. Bez słowa. Nie powiedział ANI JEDNEGO SŁOWA. Rzucił w moją stronę jedynie przepełnione żalem spojrzenie. Dla niego to też było trudne. Kochał Cesca jak brata, a od kiedy Gerard zapadł w śpiączkę byli ze sobą nawet bliżej niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe. Nie chciał mówić mu o transferze. Co więcej- nie chciał nawet do tej sytuacji dopuścić. Ale stało się. I to właśnie Puyol, czując na sobie ciężar tego obowiązku, postanowił mu przekazać te jakże cudowne informacje.
 Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów i podniosłam głowę. W tym samym momencie w drzwiach do salonu stanął Fabregas. Kiedy mnie zobaczył włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił wzrok. 
-Gdzie byłeś?- spytałam, naiwnie mając nadzieję, że odpowie.
 Ale nie odpowiedział. Milczał jak zaklęty, wpatrując się w podłogę. Głośno przełknęłam ślinę i znów westchnęłam.
-Co zamierzasz teraz zrobić?- spróbowałam jeszcze raz.
 Po kilku minutach grobowej ciszy postanowiłam rozegrać to trochę inaczej. Wstałam z sofy, podeszłam do piłkarza i stanęłam naprzeciwko niego. Nawet nie podniósł na mnie wzroku.
- Cesc, proszę cię...- powiedziałam cicho i dotknęłam jego ciepłego policzka. Drgnął, czując moją dłoń, ale wciąż pozostawał całkowicie niewzruszony. Kochałam go najbardziej jak się tylko dało i nie chciałam go ranić. Ale to zrobiłam. I konsekwencje musiały przyjść. 
 Dalej milczał. W tamtej chwili po prostu nie potrafiłam dotrzeć do niego słowami. Z bezsilności objęłam go w pasie, wtuliłam się w jego przesiąkniętą moimi ulubionymi perfumami bluzę i zagryzłam wargę w nadziei, że mnie nie odepchnie. I nie zrobił tego. Nadal stał sztywno z rękami w kieszeniach. 
-Kocham cię, Cesc. Przepraszam, wiem, że źle zrobiłam- powiedziałam głucho w jego ramię.
 Nagle coś się w nim odblokowało. Wyciągnął dłonie ze spodni i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej co fizycznie było już prawie niemożliwe.
-To właśnie chciałem usłyszeć- odparł cicho, gładząc moje włosy.
-Ja...przepraszam, naprawdę. Próbowałam rozmawiać z Martino i Rosellem, próbowałam ich jakoś namówić, ale nie chcieli mnie słuchać- przerwałam, aby wziąć haust powietrza- Co ja mogę, Cesc- jestem tylko dziewczyną sławnego piłkarza, a nie specjalistą od spraw transferów.
 Mój chłopak przez chwilę milczał. Miałam nadzieję, że zrozumie w jakiej znalazłam się sytuacji. Naprawdę niewiele mogłam zrobić kiedy zapadła ta decyzja, a zarząd i nawet sam Puyol zabronili mi mu o czymkolwiek powiedzieć.
-Ja też cię kocham...I nie musisz się tłumaczyć, to nie jest twoja wina. Sam powinienem o to zadbać- w jego głosie brzmiała nuta poczucia winy. 
-Więc co zamierzasz zrobić?- zapytałam ponownie.
-Nie wiem. Jeszcze. Ale na pewno nie będę się z zarządem kłócić o ten transfer. Skoro naprawdę mnie tu nie chcą, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
 Zapadła cisza. Wciąż wtulona w Cesca słyszałam jego równy oddech i spokojne bicie serca. W jednej chwili moje poczucie bezpieczeństwa wzrosło dwukrotnie. Nie potrafiłabym chyba ubrać w słowa tego, jak cudownie było mi z nim w tamtym momencie.
 Odsunęłam się trochę od Fabregasa i spojrzałam w jego oczy. Były takie...puste. Nie było w nich optymizmu, radości, niczego, co znałam. Tylko pustka.
 Powoli zbliżyłam się do niego i złożyłam na jego miękkich ustach delikatny pocałunek. Kiedy znów oddaliłam swoją twarz, Cesc nachylił się nade mną, jakby było mu za mało, jakby szukał moich warg. W momencie, w którym już je odnalazł, zaczął składać na nich spokojne buziaki, jakby dzielił namiętność w taki sposób, by starczyło mu jej na każdego z nich. 
.W magiczny sposób już w następnej chwili znaleźliśmy się w naszej sypialni. W kolejnej- na łóżku. Przez jakiś czas się całowaliśmy, nie pozbywając się żadnej części garderoby, ani mojej, ani Fabregasa. 
 Nagle usłyszałam cichy płacz.
-Lia...- mruknęłam cicho i zsunęłam się z łóżka- Pójdę do niej.
-Nie, ja to zrobię- odparł Cesc, podnosząc się do siadu.
Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem.
-Ja na dół po mleko, ty do małej- powiedziałam spokojnie.
Piłkarz również się uśmiechnął i pocałował mnie w czubek głowy. Po chwili rozeszliśmy się po domu ze swoimi zadaniami.
 Kiedy uznałam, że mleko jest już odpowiednio przygotowane, udałam się schodami na piętro i skierowałam do pokoju Lii, w którego wychodziło na korytarz przytłumione światło. Weszłam do niego i zatrzymałam się przy Cescu, który trzymał dziewczynkę na rękach i z przymkniętymi oczami nucił jej hymn Barcy.
-...Blaugrana al vent, un crit valent.
 Ku mojemu zaskoczeniu, Lia spała. A to oznaczało, że starannie przygotowane mleko już raczej do niczego się nie przyda.
- Zawsze przy tym zasypia- szepnął, podnosząc na mnie wzrok. Po chwili uśmiechnął się lekko- Ty zresztą też.
Odparłam mu morderczym uśmiechem, a on tylko szerzej rozciągnął usta.
 Po chwili odłożył śpiącą Lię do łóżeczka, a my bezszelestnie wyszliśmy z jej pokoju.
 Wiedziałam, że to nie jest najlepszy moment, żeby mu powiedzieć. Nie w środku nocy, nie przed półfinałem Ligi Mistrzów z Bayernem. Ale nie mogłam dłużej czekać.
-Emm...Cesc?
-Tak?- mruknął.
-My...chyba musimy o czymś porozmawiać- zaczęłam niepewnie.
-To nie może poczekać do rana?- odparł Fabregas, wchodząc do sypialni. Zaczął zdejmować bluzę i spojrzał na zegarek- Chociaż w sumie już jest rano...
-Cesc, ja wiem, że nie tak właśnie miało być, ale...ja..wyszło jak wyszło i ja...ja jestem w ciąży- wydusiłam z siebie, stojąc na środku pomieszczenia.
-...co?- spytał przerażony Cesc, będąc w połowie zdejmowania koszulki.
_______________________________________________________________

Wybaczcie, że tak długo, ale nauka nie popłaca ;-; 
Przyznam szczerze, że jest gorzej niż myślałam. Ale zuch się nie przejmuje i wesoło maszeruje :D
Rozdział kolejny w terminie bliżej nieokreślonym. I nie ze względu na brak weny czy coś (bo wena jest nawet w nadmiarze), tylko po prostu nie wyrabiam z czasem, a doba jest już dla mnie za krótka. Ale postaram się temu jakoś zaradzić i niedługo przybędę z nowym fragmentem mojego cudeńka :D (to był żart mojego życia, śmiejcie się)
Zapraszam na mojego drugiego bloga- Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥ 



niedziela, 5 października 2014

Rozdział 22: Sta­ramy się nie umierać z miłości, która nie była śmier­ci warta. A póżniej i tak nasze serce zalewa ból.

Dedykacja dla Kasi- świeczki, muzyka, odpały przy reklamach. Tak, to jest to, co działa na moją wenę :3

Barcelona, kwiecień 2014

coś dla ukojenia zmysłów 

 Cesc z niedowierzaniem i zdziwieniem patrzył na Daniellę przez przednią szybę samochodu. Nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Czuł, że każda część jego ciała odmawia mu posłuszeństwa i targają nim emocje, których nawet nie potrafiłby ubrać w słowa. 
 Ona też go rozpoznała. Mimo to przez długą chwilę stała przed maską, a światła Audi padały na jej czarną, obszytą koronką sukienkę.
'Akurat tu i akurat teraz? No jasna cholera!'
 Przez głowę Fabregasa przelatywały tysiące myśli, podsuwając co raz to nowe słowa, obrazy i wspomnienia. Nie wiedział za bardzo jak powinien się w tym momencie zachować- wybuchnąć czy spokojnie podejść do sprawy? A jeżeli miał wybrać tę drugą opcję- to czy dałby radę? Z braku pomysłów i zdenerwowania przygryzł  dolną wargę.
 Nagle Daniella spokojnym krokiem podeszła do otwartego okna ze strony kierowcy. Potarła zmarznięte ramiona i spojrzała w oczy Cesca. Kilka razy otwierała usta i je zamykała, jakby chciała coś powiedzieć, ale sama do końca nie wiedziała co. Więc wciąż milczała. 
 A piłkarz patrzył na nią z oczekiwaniem, czując, jak jego tętno przyspiesza, a oddech staje się nerwowy i nierównomierny. 
-Podrzucisz mnie pod hotel Cortez?- spytała cicho kobieta, a Fabregas zadrżał na sam dźwięk jej głosu.
 Mimo świecącej ostrzegawczo, czerwonej lampeczki w głowie, pokiwał głową.
 Prawie pięć miesięcy bez żadnego znaku życia i jedyne co ona ma do powiedzenia to prośba o podwózkę?
'Naprawdę, Daniella? Naprawdę?'
 Ale wbrew wszystkiemu co czuł, wszystkiemu co zabraniało mu udzielić jej jakiejkolwiek pomocy, nie mógł jej zostawić samej w środku nocy na środku najmniej ciekawego i najniebezpieczniejszego osiedla w Barcelonie.
 Nie potrafił być aż tak zimnym draniem.

~*~

 Cesc zaczął mocniej zaciskać palce na kierownicy samochodu. Od piętnastu minut musiał wdychać zbyt dobrze znany mu zapach perfum. Od piętnastu minut czekał na choćby najkrótsze słowo z ust Danielli. Od piętnastu minut jego organizm walczył sam ze sobą, żeby kontrolować nagły wybuch złości i skrywanego żalu. Od piętnastu minut cholernie wkurzał go każdy samochód, który go mijał, każdy przechodzeń, który dziękował mu uśmiechem za przepuszczenie, każda para, która szła chodnikiem, trzymając się za ręce. 
 Wszystko działało mu na nerwy. 
 Kobieta westchnęła nerwowo i przełknęła ślinę.
-Wpadłam do Barcelony po Lię- powiedziała lekko zachrypniętym głosem. 
Fabregas prychnął ironicznym śmiechem.
 Wręcz nie potrafił uwierzyć, że ona wciąż uważa się za matkę jego córki. Już bardziej była nią pani Renette, albo Blanca. Ale na pewno nie ona. Nie po pięciu miesiącach, w ciągu których pewnie nawet ani razu nie myślała co u Lii, idąc na co raz to odważniejsze sesje zdjęciowe, promujące Mistrzostwa Świata w Brazylii. 
 Mimo wszystkiego, o czym myślał i co chciał jej zarzucić, Katalończyk milczał. Jedynie jeszcze mocniej zacisnął dłonie na kierownicy Audi i lekko przyspieszył. 
 Kobieta, nie słysząc żadnego komentarza ani odpowiedzi ze strony piłkarza, powtórzyła trochę pewniej:
- Cesc, chcę odzyskać moją córkę- w jej głosie nie było już żadnych uczuć. Tylko zawziętość. 
 Fabregas znów nie dopowiedział.
 Nagle skręcił z głównej drogi i zjechał w wąską uliczkę, prowadzącą między niewielkimi domami jednorodzinnymi. Daniella nie znała tej okolicy. Ale miała pewność, że do jej hotelu powinni się kierować w zupełnie inną stronę. 
 Tym razem Cesc bardziej wcisnął gaz, prawie czterokrotnie przekraczając dozwoloną prędkość. Mimo to kobieta nie czuła strachu- piłkarz zawsze panował nad samochodem i jeżeli jechał tak szybko, to widocznie musiał mieć pewność, że uda mu się okiełznać moc pojazdu. Wbrew ponad 200km/h na liczniku, wierzyła w umiejętności Fabregasa.
 Nagle Katalończyk zatrzymał Audi, wyłączył silnik i wysiadł z samochodu, trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem przeszedł przez parking i po chwili wszedł na pustą plażę. Wziął do ręki jeden z większych kamyków leżących w piasku i cisnął nim w wodę. Jego oddech był przyspieszony, a jego myśli dosłownie krzyczały jak oszalałe. Krzyczały różne rzeczy. Cesc nie chciał ich słuchać. Pokręcił głową i westchnął głęboko. 
 Był tak bardzo....zły? Zdenerwowany? Nie potrafił nawet określić tego, co czuł.
'Kurwa, jak można być tak niezdecydowanym!'
 Trzęsły mu się ręce, serce waliło jak oszalałe, oddychał płytko i nierówno. Było mu cholernie zimno. 
 Po chwili po prostu usiadł na piasku i wbił wzrok w wzburzone fale, słuchając ich szumu.
 Tymczasem Daniella obserwowała go przez szybę samochodu, w którym wciąż siedziała, zaskoczona zachowaniem Fabregasa. Widząc jak roztrzęsiony wplata palce we włosy i zaczyna kołysać się w przód i w tył, poczuła, że nie może tak dłużej zbierać myśli.
 Co ma być to będzie. Nie da się wszystkiego zaplanować.
 Wysiadła z Audi i skierowała się w stronę piłkarza. Zdjęła wysokie obcasy i boso szła do niego przez całkowicie pustą plażę. Czuła, że jej ciało ponownie zaczyna drżeć z zimna. 
-Cesc...-powiedziała spokojnie, będąc już parę metrów od Katalończyka. 
-Nie, kurwa, błagam, nic nie mów- powiedział zmęczonym głosem. Podniósł się z piasku i stanął naprzeciwko niej- Nie zabierzesz jej. Zapomniałaś o niej. Miałaś odezwać się w marcu. Zapomniałaś o naszej córce! 
-Nie zapomniałam o niej!- krzyknęła Daniella ze łzami w oczach. Jak mógł tak mówić? Jak mógł jej coś takiego zarzucić?- Nigdy o niej nie zapomniałam! To ona jest dla mnie najważniejsza i dlatego chcę ją odzyskać!... Cesc, oddaj mi Lię- powiedziała błagalnym tonem, czując jak po jej policzkach spływają już słone krople.
-Nie. Nie po tym, jak potraktowałaś bycie matką jako jakąś umowę- odparł Fabregas, tonem całkowicie wypranym z emocji- I co, podoba ci się życie modelki? Nie brakuje ci mnie? Jesteś taka, kurwa, szczęśliwa?!- dodał po chwili, w końcu dając upust wszystkiemu co w nim siedziało.
-Nie jestem...Myślałam, że będzie inaczej. Dlatego wróciłam...- powiedziała cicho kobieta, czując, że jej upór słabnie z każdą kolejną łzą.
-Teraz? Kiedy już ułożyłem sobie życie po tym jak je zniszczyłaś? Kurwa, nie rób tego jeszcze raz- odparł Cesc. Widząc jak Daniella spuszcza wzrok, ociera łzy, rozmazując cały makijaż, upuszcza z dłoni buty, nie wytrzymał.
 Podszedł do niej i przytulił mocno, wplatając palce w jej długi włosy i napawając się ich cudownym zapachem.
-Ja cię wciąż tak cholernie mocno kocham- wyszeptał.
Kobieta objęła go w pasie i dalej płakała.
-Ja ciebie też, Cescy- odparła. 
Stali tak przez parę minut. Ciszę między nimi przerywał tylko szum fal i łkanie Danielli.
-...ja ciebie też, ale nie możemy być już razem. Nie potrafiłabym wrócić do tego życia, choć tak bardzo za nim tęsknię- dodała z bólem z głosie.
-Jestem z kimś- powiedział nagle Fabregas.
Czuł, że kobieta delikatnie kiwa głową. Zauważył też, że przestała płakać.
-To dobrze- odparła spokojnie- Będzie dobrą matką dla Lii?
-Myślę, że tak- powiedział Cesc- Pozwolisz, żeby ze mną została?
Daniella westchnęła głęboko. Odsunęła się od torsu piłkarza i spojrzała mu w oczy. I znowu po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
-Masz rację. Jestem okropną matką. Nie powinnam was nigdy zostawiać- odparła łamiącym się głosem. 
 Fabregas otarł jej łzy i lekko się uśmiechnął.
-Nie płacz- szepnął.
-Cesc, obiecaj mi coś- powiedziała- Obiecaj, że nigdy już nie pozwolisz, żebym zaistniała w życiu Lii. Że ona się nigdy nie dowie, jak bardzo ją kochałam i jak bardzo żałuję, że was zostawiłam. Powiedz jej, że nigdy jej nic do niej nie czułam...Tak będzie jej łatwiej.
 Fabregas podziwiał siłę Danielli i jej miłość do ich córki. Ale nawet gdyby chciał, nie mógł złożyć takiej obietnicy.
 Piłkarz pocałował ją w czubek głowy i odparł:
- Lia nigdy nie uwierzyłaby w takie kłamstwa- po tych słowach wyciągnął w kieszeni spodni portfel. Wyjął z niego zdjęcie ich córki i podał je kobiecie.Ona wzięła je do ręki i uśmiechnęła się smutno.
-Jest do ciebie taka podobna- powiedziała cicho i podniosła wzrok na Cesca- Dziękuję.
 Na chwilę zapadła cisza. Fabregas czuł, że jego ciało znowu drży z zimna.
-Chodź, podwiozę cię do tego Corteza.
-Nie, ja się jeszcze przejdę- odparła szybko Daniella i wskazała palcem nieokreślonym punkt gdzieś za sobą- Jest tu taki mały hotel, prześpię się tam.
 Po raz ostatni się do niego uśmiechnęła, wzięła z piasku swoje buty i ruszyła plażą, wzdłuż linii wody.
 Fabregas długo odprowadzał ją wzrokiem, kuląc się z zimna.
 Ani razu się nie odwróciła.
_________________________________________________________________

Bum, bum, powracam z nowym rozdziałem :D 
Wiem, że niewiele się dzieje, ale chciałam jak najlepiej oddać uczucia związane z tą sytuacją. Nie wiem, czy wyszło dobrze, ale ja jestem nawet w miarę zadowolona :3
Mam teraz tyle nauki, że powoli nie daję rady. W tym tygodniu mam cztery sprawdziany i, prawdopodobnie, co najmniej pięć kartkówek ;-; Porażka.
Zapraszam na mojego drugiego bloga ♥ - Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥ 

Tak słodko :3