sobota, 28 marca 2015

Rozdział 30: Codzienność nie musi być szara. Wystarczy zobaczyć kolory w nic nieznaczących szczegółach.

Dedykacja dla Cesca Fabregasa- za to, że był tak dobrym materiałem na głównego bohatera. Za to, że był jednym z tych piłkarzy, którzy przekonali mnie nie tylko do jednego klubu, ale i ogólnie piłki. Za to jakim jest świetnym ojcem. Za to, że pokazał mi, że dla pasji można zrezygnować ze wszystkiego.

Barcelona, sierpień 2013


 Fabregas zamrugał kilkakrotnie i po chwili niechętnie rozejrzał się po sali.
 'Cholera, kiedy w końcu obudzę się bez bólu głowy?'
 Za wielkimi oknami było już prawie ciemno, a w pomieszczeniu panował przyjemny półmrok. Materac dalej było niewygodny, piżama w paski nadal gryzła rozdrażnione ciało,  a wenflon od kroplówki wciąż skutecznie ograniczał ruchy. Nic się nie zmieniło.
 Ale nagle Cesc zauważył coś, czego nie było w sali kiedy Geri wyszedł, a on zasnął. Tuż przy jego łóżku, na krześle, siedziała kobieta. Miała ciemne, długie włosy, które rozlewały się falami  na plecach. Jej twarz była wtulona w kołdrę. Chyba spała. Samo patrzenie na nią sprawiło, że Fabregas koniecznie musiał się rozprostować- w takiej półsiedzącej pozycji musiało jej być strasznie niewygodnie.
 'Daniella'
 Cesc uśmiechnął się lekko, słysząc jej spokojny oddech. Chciał jej dotknąć, ale w ostatniej chwili zabrał dłoń jak oparzony.
 'Czy ja ją dalej kocham?'
 Przez jego głowę przeleciało tysiąc obrazów i wspomnień. Tych z Daniellą i z Lią. Wróciły wszystkie piękne chwile jego życia. W większości z nich była właśnie Semaan.
 I nagle Fabregas spróbował przypomnieć sobie Blancę.
 Nic.
 Pustka.
 Nawet nie pamiętał jak wyglądała.
 'Nie. Nie myśl teraz o niej'
 Cesc delikatnie dotknął ramienia śpiącej kobiety.
-Kochanie...-powiedział, lekko zachrypniętym głosem.
 Daniella natychmiast się ocknęła i podniosła twarz. Jej sen musiał być bardzo płytki. Po chwili odgarnęła włosy i skierowała na Fabregasa swoje ciemne, zaspane oczy.
-Dobry wieczór- przywitał się Cesc z lekkim uśmiechem na ustach.
 Tak dawno jej nie widział. Tak bardzo za nią tęsknił. Tak pięknie wyglądała z tymi popłatanymi kosmykami, założonymi za ucho.
-Jak się czujesz?- spytała ciepło, łapiąc go za rękę.
 Fabregas poczuł, jak jego ciało przechodzi dziwny dreszcz. Miała takie delikatne, chłodne palce. Za nimi też tęsknił.
-Lepiej-odparł po chwili, wpatrując się w piwne tęczówki kobiety. Zacisnął mocniej jej dłoń, uniósł do ust i pocałował jej wierzch.Westchnął głęboko i przymknął powieki.
 Czekała go ciężka przeprawa.Wybudzenie się ze śpiączki miało tyle samo wad, ile zalet.
 Kochał Blancę. I ich nienarodzone dziecko, które stracili. Kochał swoje życie, choć daleko mu było do ideału.
 'To wszystko jest jakieś nienormalne' 
-To dobrze...Bardzo się o ciebie martwiłam, Cesc- powiedziała Daniella, wyrywając go z zamyślenia.
 Fabregas znowu spojrzał w jej oczy.
 Były tak przepełnione miłością, że aż ciężko mu było cokolwiek z siebie wydusić. To w nich zobaczył całą swoją przyszłość. I już nie było w nim wątpliwości.
-Wiem. Przepraszam, że dostarczyłem ci powodu do zmartwień- szepnął.
 Daniella uśmiechnęła się szeroko.
-W końcu. Już się bałam, że jesteś idealny- odparła. 
 Wtedy był już pewien. 
 Blanca była tylko jego wyobrażeniem.
 A Daniella? Siedziała tam, przy nim.Była prawdziwa.Kochała go. Martwiła się. 
 I nagle materac wydał się wygodny, materiał piżamy delikatny, a igła wenflonu nie sprawiała już kłopotu. 

 ~*~

Barcelona, wrzesień 2013

 'Sesja u psychologa, runda 2' 
-Dobrze, więc...myślał pan o tym co ostatnio powiedziałam?- kobieta poprawiła okulary i założyła nogę na nogę, po czym z zainteresowaniem spojrzała na Cesca. 
 Fabregas głośno wypuścił powietrze z płuc.
 Czasu na przemyślenia ostatnio miał nawet zbyt wiele. Dostał od Martino kilka tygodni wolnego. Na treningach mógł pojawiać się jedynie raz na parę dni, kilka razy uczestniczył w konferencji prasowej lub jakimś wywiadzie. Po za tym głownie przesiadywał w domu. Z Lią.Z Marią. Z Joe. I z Daniellą. 
 Właśnie. 
 Daniella.
 Opowiedział jej swój sen ze wszystkimi szczegółami. Na początku była trochę zazdrosna o Blancę, ale później zaśmiała się i powiedziała, że ona też czasem miewa różne sny, niekoniecznie z Cesciem w roli głównej. 
 Bał się jej reakcji na to wszystko. Ale najwidoczniej bezpodstawnie.
 W pewnej kwestii jednak jego kobieta przyznała mu rację. Chciała wrócić do modelingu. Długo o tym rozmawiali, dyskutowali przez kilka długich godzin, aż w końcu doszli do porozumienia- Daniella miała pracować na swoich zasadach, ze swoimi własnymi godzinami pracy. Agencja poszła na taki układ. 
 No i oczywiście dzięki Leo, Pique i Puyolowi, Cesc został skierowany na kilka sesji u psychologa.
 'No właśnie...'
-Owszem. I wydaje mi się, że jest w tym trochę racji. Dużo o tym czytałem.Taka aktywność mózgu w czasie śpiączki farmakologicznej jest dość typowa.
 'To by oznaczało, że jednak nie mam żadnej choroby psychicznej! Tak!' 
-Podobno sny są zwykle odzwierciedleniem tego, czego najbardziej się boimy i czego najbardziej pragniemy. Jak było u pana?- spytała psycholog, ponownie poprawiając duże okulary. 
-Większości rzeczy z mojego snu się boję-odparł Fabregas, zamyślonym głosem- Ale nie wszystkiego. 
-Reszta to pana marzenia, tak? 
 Cesc pokiwał lekko głową.
-A Blanca?- dodała szybko lekarka- Myśli pan o niej czasami? 
 Fabregas zmarszczył brwi. 
 Całe wakacje 2009 spędził w Nowym Jorku, z czego większość z poznaną kilka miesięcy wcześniej Daniellą. Gerard twierdził, że nie pamięta dziewczyny, którą Cesc mógłby tak potraktować. A Neymar także bardzo wiarygodnie zapierał się, że żadnej Blanci Iriarte nie zna. 
-Ja po prostu ją sobie wymyśliłem. Nikt taki nie istnieje. Ona była zbyt idealna. W ogóle...ostatnio myśląc nad moim snem doszedłem do wniosku, że wiele rzeczy było w nim przesadzonych,przejaskrawionych, były pozbawione szczegółów, niedopracowane...To był zwykły sen, tylko trochę dłuższy niż inne. 
 Kobieta uśmiechnęła się lekko. 
-Panie Fabregas...My wszyscy możemy jedynie dążyć do ideału. To powinien być jeden z najważniejszych celów w naszym życiu- powiedziała spokojnie, po czym lekko pochyliła się w stronę Cesca- Ale po tym jak poznałam pana przyjaciół- Leo, Gerarda i Carlesa, pana ukochaną i cudowną córeczkę...mogę chyba bez wyrzutów sumienia stwierdzić, że pańskie życie jest bardzo blisko ideału. I nawet w żadnym śnie nie mogłoby być ono lepsze, niż jest teraz.
 Fabregas w zamyśleniu pokiwał głową i uśmiechnął się lekko.
 Miał przyjaźń.Miłość.I szczęście. 
'Lepiej i tak już nie będzie' 
_________________________________________________________________

I tak oto ukazuje się ostatni rozdział tego opowiadania. 
Płakać będę przy epilogu, więc na razie spokojnie. Opanujmy wzruszenie.
Proszę o komentarze, bo wiecie, że was kocham. Pokażcie, że było i jest was tutaj dużo :3
Buziaki :* ♥


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 29: Trudno wierzyć w cuda kiedy się ich nie doświadcza.

Dedykacja dla Huberta- kiedy ty sam siebie nie rozumiesz, a ktoś cię rozumie, wiesz, że cuda jednak się zdarzają. 

Barcelona, sierpień 2013 


 W głowie Cesca zaczęło nieprzyjemnie szumieć. Było to szumienie tak głośne i intensywne, że po kilku minutach stało się wręcz nie do zniesienia, a Fabregas zaczął pragnąć ponownej utraty przytomności. W pamięci miał pustkę. Ciemną, niewypełnioną lukę- jedyne, co pamiętał, to El Clasico. Nie wiedział, gdzie jest i co się stało. 
 Wszystko przeraźliwie go bolało.
 'Cholera, znowu piłem z Albą?' 
 Huk rozklejanych powiek zawirował mu głowie, a powietrze wdychane do płuc wydawało się jakieś ciężkie. Najpierw uderzyła go wszechogarniająca biel. Z grymasem bólu na twarzy przymknął oczy, ale po chwili ponownie spróbował rozejrzeć się po pomieszczeniu, co jakiś czas nerwowo mrugając, by jak najszybciej przyzwyczaić źrenice do światła jarzeniówek. 
 Cesc leżał na łóżku szpitalnym. Zaraz obok niego stało kilka aparatur, które co chwilę podejrzanie pikały lub wydawały z siebie inne dźwięki. Do prawej ręki miał doprowadzoną kroplówkę. 
 Tak, zdecydowanie szpital. 
 'To tłumaczyłoby dlaczego jest tu tak, kurwa, jasno!' 
 Fabregas niezgrabnymi ruchami, rozciągając piżamę w szare paski, spróbował podnieść się do siadu.
 Nagle przypomniał sobie przebieg meczu. Faul. Upadek. Ronaldo. 
 Nie wierzył, że przez taką kontuzję tak bardzo będzie go wszystko bolało. A już na pewno nie głowa, którą normalnie rozsadzało ciśnienie. 
 W pewnym momencie, uważnie lustrując jasne pomieszczenie, zatrzymał wzrok na kimś, kto ,skulony w nienaturalny sposób, spał na fotelu pod drzwiami do sali...i kto niesamowicie chrapał. 
 Cesc zmarszczył brwi, lekko zaniepokojony. Po chwili w kącie zauważył stary, wysłużony plecak z herbem Barcy. 
 'Niemożliwe...'
 Fabregas w przerażeniu wsłuchiwał się w dźwięki, jakie wydawał z siebie Gerard, i ,nie odrywając od niego wzroku, czuł, że jego oddech przyspiesza. 
 'Ale jak?... Przecież...No jak?!' 
-Ge-Ge-Geri?-wyjąkał szeptem Cesc. Po chwili, kiedy nie przyniosło to żadnych efektów, spróbował bardziej skutecznego sposobu- Pique, kurwa mać! 
 Kataloński obrońca ocknął się z głębokiego snu i podniósł z fotela, z niezadowoleniem mrucząc pod nosem coś w stylu 'nigdy ci się nie dadzą wyspać'.
 I nagle ich spojrzenia się spotkały. 
 Fabregas z niedowierzaniem patrzył w oczy przyjaciela, którego od ponad pół roku nie wiedział nawet przez chwilę i którego był gotowy pożegnać już na zawsze. 
 Gerard, leniwie rozciągając mięśnie, podszedł do łóżka Cesca i oparł się o jego szczyt u stóp pomocnika Barcy- cały czas patrzył wprost na niego.
-Witamy z powrotem w świecie żywych- powiedział wesoło, po czym szeroko się uśmiechnął. 
-Co ja tutaj robię?-spytał półgłosem Fabregas. Wciąż nie wierzył w to, co widział. Po chwili dodał, trochę pewniejszym głosem-Co TY tutaj robisz?
'Cholera, co się dzieje?' 
Gerard spuścił wzrok, ale z jego ust nie zszedł uśmiech.
-Lekarz ostrzegał...-powiedział i zamilkł na chwilę. Nagle znowu spojrzał na Cesca- Możliwe, że nic nie pamiętasz. Przez tydzień byłeś nieprzytomny. Podczas meczu z Santosem, kiedy strzeliłeś gola, paru kibiców weszło na boisko i ,zanim ktoś zdążył interweniować, ciężko cię pobili.
 Fabregas z niedowierzaniem kręcił głową. Nagle jakoś dziwnie drażniące wydało mu się pieczenie dolnej wargi i zaklejonego plastrem, rozciętego łuku brwiowego.
-Chwila...to jaki mamy dziś dzień?- to wszystko nie mieściło się w jego głowie. Jakim cudem rozmawiał z Pique? I...mecz z Santosem? 
 'Zwariowałem' 
 Gerard uniósł brwi, widocznie zdziwiony pytaniem przyjaciela. Po chwili namysłu odpowiedział: 
- 9 sierpnia 2013, a...coś nie tak?- w jego głosie brzmiała podejrzliwość. 
 Cesc przerażony wciągnął powietrze do płuc. 
-Ale...przecież...-Fabregas znowu umilkł, nie potrafiąc złożyć słów w logiczne wypowiedzi. 
 To prawie rok. 
 Więc co-to wszystko to był tylko sen? Śpiączka, podczas której jego mózg się nudził, zafundowała mu najlepiej dopracowany sen w życiu? 
 'Niemożliwe' 
 Myśl, że odejście Danielli, wypadek Gerarda, nielegalny transfer, Blanca i cała reszta- to był tylko wytwór jego chorej wyobraźni...była dla niego niemałym szokiem.
 No właśnie-Blanca. To wszystko oznaczało, że kobieta, którą tak pokochał, prawdopodobnie nie istnieje i jest tylko jedną z postaci w jego wyimaginowanej układance. Tylko myśląc o tym czuł, że jego klatka piersiowa zapada się, bez zamiaru powrotu.
 Cesc spojrzał na Gerarda zaszklonymi od łez oczami. On wciąż wpatrywał się w przyjaciela z uniesionymi brwiami. Nic zapewne nie rozumiał z dość nietypowego zachowania Fabregasa.
-Coś nie tak?- powtórzył Pique, zmartwionym głosem.
-Po prostu...-urwał Cesc.
 I nagle spłynęły na niego wątpliwości.
 A co jeżeli właśnie to, cała ta rozmowa z Pique, jest jego wyobrażeniem? Doznał poważnej kontuzji. Może to właśnie ona spowodowała taką aktywność mózgu? Nie był już niczego pewien. 
 Jedynie tego, że może Gerardowi zaufać.
-Bo...ja miałem bardzo dziwny sen. I..nie jestem do końca pewien czy to na pewno był TYLKO sen- tłumaczył powoli Cesc, chcąc by przyjaciel dobrze go zrozumiał. 
 Pique kilka razy pokiwał głową. 
-Dobrze...To może...czy w tym swoim śnie zrobiłeś coś co mogło zostawić na twoim ciele trwały ślad?-spytał po chwili.
-Tak, dwa tatuaże-odparł szybko Fabregas -Jeden tutaj- dodał i wskazał na nadgarstek, na którym jednak nie było nic oprócz wenflonu od kroplówki.
-Może to właśnie wbijana igła dostarczyła do twojego mózgu bodźce, by myśleć, że robisz sobie tatuaż. I już! Tajemnica snu rozwiązana!- powiedział tryumfalnie Gerard. 
-A...czy Daniella...- zaczął nieobecnie Cesc, zatapiając się w hipotetycznych wytłumaczeniach jego zachowań w czasie śpiączki.
-Zaraz tu będzie, tylko zostawi Lię u Shak- dokończył za niego Pique, patrząc na wyświetlacz telefonu, który chwilę wcześniej wyciągnął z kieszeni. Odwrócił się na pięcie, wziął z kąta plecak i spojrzał na Cesca jeszcze raz, szeroko się uśmiechając- A ja lecę na trening. Niedługo zaczynamy ligę, a ty masz do tego czasu wyzdrowieć, panie Fabs.
-Geri...pamiętasz wakacje 2009?-spytał nagle pomocnik.
-No jasne, kto by tego nie pamiętał- odparł Gerard z jeszcze szerszym uśmiechem- Każdy do dzisiaj wspomina urlop w Nowym Jorku. No i chyba..chyba wtedy poznałeś Daniellę, tak? 
 'A więc Blanca pewnie nie istnieje'
-Przyjdę jeszcze wieczorem- dodał Pique, zakładając skórzaną kurtkę- A wtedy opowiesz mi caaaały swój sen, jasne? 
-Jasne- odparł cicho Cesc.
-Do wieczora, mordo!-krzyknął Geri i po chwili zostawił go samego w szpitalnej sali.
_____________________________________________________________________

Tsaa, to się chyba nazywa nieoczekiwany zwrot akcji :D 
Nie jestem w tym najlepsza więc same oceńcie :3
I proszę, błagam o komentarze. Wystarczy mi jedno słowo, jednak literka nawet, albo dwie. Ale cokolwiek, proszę, bo to nie ma sensu bez was ;-; 
No i jeszcze jeden rozdział i epilog. 
Buziaki :* ♥



sobota, 14 marca 2015

Rozdział 28: El Clasico to nie mecz. To walka. Bój na śmierć i życie.

Dedykacja dla K.- dziękuję trochę kolorów. 

Barcelona, maj 2014 


zapowiedź
 
soundtrack
   Na twarzy Cesca trwała szalona gra świateł.Co chwilę oślepiany błyskiem aparatów, schylił się, poprawił getry i jeszcze raz dokładnie zawiązał sznurówki korków. Czuł, że ręce mu drżą. Z niewzruszoną miną wyprostował się i poczuł jak wszystko wokół niego zwalnia.
 Ludzie z obsługi wciąż biegali po tunelu Camp Nou jak psychopaci, ale jakby nie tak szybko. Co chwilę ktoś wchodził na boisko, a ktoś właśnie z niego schodził, robiąc zamieszanie. Valdes zakładał rękawice, mocno zaciskając paski. Neymar podskakiwał w miejscu, później wybijał palce ze stawów, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić. Messi stał ze spuszczoną głową i złożonymi dłońmi, chyba się modlił. Puyol stał przy samym wyjściu z tunelu i rozmawiał o czymś z arbitrem, żywo gestykulując. Alexis nerwowo przeczesywał włosy raz jedną, raz drugą ręką, po czym zaczął podwijać nogawki spodenek. Xavi szeptał coś do Iniesty, pocierając czoło. Alba stał w środku tego burdelu i z wielkimi oczami, niczym dziecko we mgle, rozglądał się dookoła. 
 Po drugiej stronie tunelu, za barierką, stali piłkarze Realu. Twarze jakby znane, ale nie znajome. Rozgrzewali się, rozmawiali między sobą, ale na tym koniec. Zero prowokujących spojrzeń,jednoznacznych gestów czy chamskich tekstów.
 Fabregas zdał sobie sprawę, że nic nie słyszy. Ani wybijanych palców Neymara, ani dyskusji Puyola z sędzią, ani szeptów Xavi'ego, ani kłótni Ramosa z Isco, ani hymnu śpiewanego przez kibiców. Był tylko on, przerażone bicie jego serca i ciężki, głęboki oddech. Nie podejrzewał, że poczuje się tak dopiero na chwilę przed wyjściem na boisko. Ale kiedy przyszedł ten meoment, było o wiele gorzej niż się spodziewał. Powoli robiło mu się niedobrze. 
 'Dasz radę, Cescy' 
 Nagle podbiegł do niego Bartra. Krzyczał coś. Fabregas patrzył jak jego usta bezgłośnie poruszają się w zwolnionym tempie. Nie słyszał ani jednego słowa Marca. Nadal był tylko szalony łomot jego serca i ciężki oddech.
 Powoli piłkarze i sędziowie zaczęli wchodzić na murawę. Cesc wciąż zdezorientowany, popchnięty przez Bartrę, nieobecnie przeszedł parę metrów tunelu i wyszedł na płytę boiska. Uderzyła go jasna fala reflektorów Camp Nou. Lekko mrużąc oczy rozejrzał się po stadionie- cały świecił bordowo-granatowymi koszulkami, szalikami i flagami. Na jednej z trybun rozpościerała się wielka mozaika z napisem "Cesc". 
 Odwrócił się i spojrzał na trybunę za sobą, zmierzając na swoje miejsce obok Alexisa. Wszyscy kibice stali. Krzyczeli coś, śpiewali, ale Katalończyk nadal ich nie słyszał.
 Nagle kolory i kształty nabrały ostrości, oddech przyspieszył, a do uszu Fabregasa dobiegły wszystkie odgłosy stadionu. 
 Mężczyzna uśmiechnął się słabo, stanął obok Sancheza, a po chwili tuż obok niego pojawił się Bartra. 
 Hymn. Jego serce zadrżało. Ale nie wyrwało się z piersi, choć chciał by tak zrobiło. Przynajmniej mogłoby tu zostać na zawsze. 
 Po całym oficjalnym wstępie, sędziowie tuż przed rozpoczęciem meczu poprosili o spokojną grę i rywalizację fair-play. Kilku piłkarzy Realu wymownie pokręciło głowami, ale nie padło żadne niemiłe słowo.
 'Wygramy to. Dla ciebie, Geri. Dla Barcy
 Zaczęli Królewscy. Zawody już od pierwszej minuty były bardzo zaciekłe i raczej pozbawione zasad. Cesc przez pierwsze parę chwil był odrobinę oszołomiony. Miał wrażenie, że odczuwa wszystko dookoła- drżenie gardeł kibiców śpiewających hymn Barcelony, wściekłość niemal przebijającą się przez skórę piłkarzy po każdej nieudanej akcji, delikatny materiał flag łopoczących na wietrze. 
 Nagle na trybunach ujrzał mały, niepozorny transparent- "We still love you, Cesc".
 Wiedział już, że tego wieczoru nie może pozostać w cieniu. 
 Nie tym razem. 


~*~


 -No i co jeszcze?! Może czerwoną do tego?!- krzyknął Neymar w kierunku sędziego. Jego postawa pozostała jednak niewzruszona. Najwidoczniej wybuch złości Brazylijczyka raczej nie zrobił na nim większego wrażenia. 
 Bale uśmiechnął się szyderczo, bezkarnie wyglądając znad ramienia arbitra. 
 Dopiero po chwili na miejscu sporu pojawił się Fabregas i Puyol. Kapitan podszedł do sędziego, próbując jakoś wynegocjować karę niższą niż żółta kartka, a Cesc odciągnął Neymara za rękaw trochę dalej. 
-Uspokój się. Z ławki nam nie pomożesz- powiedział, patrząc w rozwścieczone oczy przyjaciela- Zrozumiałeś? 
-Tak, tylko ja, kurwa, nic nie zrobiłem. To on mnie podciął- odparł da Silva.
 Po chwili podszedł do nich Carles.
-Ostatnie pouczenie, następnym razem już nic nie poradzę. Ogranij się, Ney- ostrzegł chłodno. 
 Sędzia jeszcze przez chwilę krzykiem prosił o mniej agresywne zachowanie i wznowił grę. 
 Mecz od samego początku był bardzo trudny. Odwaga i determinacja Madrytu sprawiała wiele problemów i czyniła ten finał jeszcze bardziej ważnym. Ale mimo to Katalończycy nie bali się spokojnej tiki-taki czy rajdów przez całe boisko.Dzięki temu już po kwadransie Barca objęła prowadzenie. Na konto Messi'ego wpadł kolejny gol, a na konto Neymara- asysta. 
 Ale mimo wszystko mecz jakoś nie wiódł się nikomu. 
 Cesc kiedy tylko mógł robił wszystko- w pomocy, w ataku, kilka razy nawet skutecznie w obronie. Wiedział, że ten finał należy do niego i nie może tego zmarnować.
 Kończyła się pierwsza połowa. Arbiter doliczył dwie minuty. Leo zgrabnym ruchem podał piłkę do Fabregasa. Obaj, omijając licznych piłkarzy Realu, gnali pod bramkę przeciwnika najszybciej jak się dało.
 Katalończyk szukał zwrotnego podania do Messi'ego, ale na próżno- wszyscy obrońcy już wrócili, a w polu karnym zrobiło się strasznie ciasno. Tuż przed bramkarzem kręcił się Neymar i Alexis, ale obaj byli dobrze kryci, więc Cesc nie widział innego wyjścia. Nie chcąc stracić takiej sytuacji, strzelił na bramkę, nie oczekując po tym strzale zbyt wiele. 
 Po chwili jednak, słysząc radosne wiwaty kibiców i kolegów z drużyny, którzy teraz zbiegali się do niego z całego boiska, zorientował się, że trafił. 
 Nie mógł uwierzyć, że się udało. Sędzia zakończył połowę meczu, a piłkarze Barcy zamiast schodzić do szatni, podrzucali Fabregasa i śpiewali. 
 Skończyli 45 minut gry wynikiem 2:0. 
 'Nie możemy tego teraz zawalić' 
 Kiedy w końcu koledzy postawili do na murawie, Cesc ucałował "L" złożone z palców i wskazał na swój nowy, lekko jeszcze zaczerwieniony tatuaż na nadgarstku- "GLC"- Gerard, Lionel, Carles.
 Po chwili, schodząc do szatni i znikając z obrębu kamer, z lekkim, nieprzytomnym uśmiechem pogładził palcami inny, naznaczony atramentem znak na jego skórze, o którym nikt jeszcze nie wiedział- chodziło o malutką literkę na jego karku- "B". 

~*~

 Fabregas został sam w szatni. Wszyscy już wyszli, tylko on został, by jeszcze trochę rozmasować twarde łydki- czuł, że jego mięśnie pod wpływem wyczerpującego wysiłku kurczą się i buntują. Jeszcze nigdy nie bolało to tak bardzo.
 Nagle w drzwiach do szatni Barcelony stanął Ronaldo. Skrzyżował ręce na piersi i zrobił kilka kroków w stronę Cesca.Uśmiechnął się lekko. 
-To był doskonały strzał- powiedział cicho. W jego głosie brzmiała nuta podziwu. 
 Katalończyk uśmiechnął się krzywo, z grymasem bólu na twarzy dotykając podbicia stopy- kolejne nerwy i mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. 
-Dzięki...Ty też dzisiaj błyszczysz- odparł Fabregas, zakładając korki i wiążąc sznurowadła. Spojrzał na Cristiano- Brakuje tylko bramki do ideału. 
 Portugalczyk prychnął śmiechem- albo nie wierzył w swoje możliwości, albo uznał to za obrazę. Bez różnicy- Cesc nie rozwodził się nad tym, jak Ronaldo zrozumiał jego słowa.
 Wstał i znowu wykrzywił się z bólu. Mimo to po chwili spróbował się uśmiechnąć. Już chciał coś powiedzieć, kiedy piłkarz Realu nagle zapytał: 
-Czy to prawda, że to twój ostatni mecz w koszulce Barcelony? 
 Z twarzy Fabregasa zniknął uśmiech, nawet ten wykrzywiony bólem. Spojrzał w oczy Cristiano.
-Tak, ale wolałbym teraz o tym ani nie myśleć, ani rozmawiać.
 Ronaldo pokiwał lekko głową i spuścił wzrok. 
-Chodźmy już, zaraz zaczną- dodał bezbarwnie Cesc, ruszając do wyjścia z szatni. 
 Po chwili Portugalczyk dogonił go i razem, w milczeniu, szli przez tunel Camp Nou. Chwilę przed wyjściem na murawę, piłkarz Realu znowu się odezwał.
-Tak w ogóle to...bardzo mi przykro. Wiem, że musisz teraz bardzo cierpieć.
 Fabregas zmarszczył brwi. W pierwszej chwili pomyślał, że jest mu przykro z powodu jego odejścia do Anglii. Ale wydało mu się to zbyt podejrzane. 
-Śmierć przyjaciela to straszne przeżycie. Mam nadzieję, że to cię nie złamie, Cesc- powiedział Cristiano zupełnie poważnie, patrząc mu w oczy. Poklepał go po ramieniu- Pique był wspaniałym piłkarzem i człowiekiem.
 Po czym Ronaldo tak po prostu wbiegł na boisko i ustawił się na swojej pozycji. 
 A Fabregas nadal stał zdezorientowany tuż przy linii bocznej. 
'Co on pierdoli? Przecież Gerard żyje' 
 Ale nagle w jego głowie pojawiło się tysiąc czarnych myśli. 
'Ale...przecież...' 
 Nagle podszedł do niego Martino.
-Wszystko w porządku?- spytał zmartwiony.
- Mister, Pique żyje, prawda?- powiedział bez emocji, patrząc na martwy punkt gdzieś na przeciwnej trybunie. 
-Oczywiście, że żyje- odparł zdziwiony Tata- A cóż to w ogóle za pytanie?
 Cesc pokiwał głową po czym bez słowa wszedł na murawę. 
 'Mój przyjaciel żyje i ma się bardzo dobrze' 
  Idąc na swoją pozycję spojrzał w stronę uśmiechniętego Ronaldo. Oczywiście, całe te kondolencje miały na celu wyprowadzenie go z równowagi. 
'Niezły chwyt. Prawie, że brzytwy'
 Jeszcze bardziej zdeterminowany i pewny siebie zaczął drugą połowę. Wszystko wychodziło mu niemalże idealnie. Zabierał piłki, rajdami przenosił akcję na drugą stronę boiska, dośrodkowywał, odwalał robotę za trzech.
 Nagle Cesc dostał piłkę od Alby. Pewnie ominął Ramosa i przez chwilę kiwał się z Isco. W tym czasie w polu karnym znalazł się Neymar i Alexis. Fabregas precyzyjnie wykopał do nich futbolówkę.
 W ułamku sekundy poczuł jak uginają się pod nim kolana. Ktoś ostrym wślizgiem wjechał mu w nogi. Piłkarz Barcelony z hukiem uderzył placami o murawę.
-Trzeba się było nie wychylać i zrozumieć delikatną aluzję, kataloński szczurze- powiedział ktoś tuż nad nim. 
 Cesc czuł, że powietrze blokuje mu się w płucach. Nie mógł wziąć oddechu. Nagle tuż obok niego pojawił się sędzia i kilku fizjoterapeutów. Krzyczeli. Fabregas słyszał ich jak przez grubą szybę, a widział jak przez mgłę. Po chwili przez skorupę przebiły się krzyki Messi'ego, wściekły głos Puyola i spokojny, zimny głos arbitra.
-Ronaldo, czerwona kartka.
 Wciąż nie mogąc złapać oddechu, poczuł, że coś rozsadza jego głowę od środka. Zamrugał kilkakrotnie i stracił przytomność. 
_______________________________________________________________

Przepraszam kibiców Realu za to jakiego potwora zrobiłam z Ronaldo. Ale pisałam ten rozdział w czasie wielkiej nienawiści do tego pana. Więc przepraszam :D 
Obiecałam rozdział w weekend- jest rozdział. 
Dziękuję za ten jeden komentarz pod zapowiedzią. To dla mnie bardzo ważne :3
A tak w ogóle nasz misiaczek-pysiaczek-Fabsiu będzie miał drugą córeczkę :3 
Buziaki :* ♥

Lia taka piękna *-*

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 28: El Clasico to nie mecz. To walka. Bój na śmierć i życie/ ZAPOWIEDŹ

Dedykacja dla pani Agnieszki

Barcelona, maj 2014



 Cesc włączył muzykę w słuchawkach i ,całkowicie odłączony od otaczającej go rzeczywistości, przemierzał korytarze, przechodząc przez najdłuższe tunele Camp Nou. 
 Wielu jego znajomych sportowców stosowała taki trik- zatapiali się w ulubionych dźwiękach przed ważnymi zawodami. Albo by odzyskać wewnętrzny spokój i ciszę, albo by zagrzać się jeszcze bardziej do walki. Dla Fabregasa był to pewien niezastąpiony sposób na odcięcie się od emocji. Muzyka go oczyszczała, powstrzymywała przed zbędnymi analizami, myśleniem o całkiem drugorzędnych sprawach. Pomagała się skupić, trzymać myśli w ryzach, nie pozwalać im się rozproszyć. 
 Dawała wręcz swego rodzaju pewność. Pewność, że nie ucieknie nagle ze stadionu i nie zaszyje się gdzieś w najgłębszym kącie swojego domu, tylko dlatego, że znaczenie jakiegoś ważnego meczu po prostu go przerosło.
 Pewność, że nie zachowa się jak amator.
 I choć od dawna amatorem nie był i od początku, od dziecka, doskonale wiedział, że ta ukochana Barcelona, ta, w której zawsze pragnął grać, nie znosi porażek, że nie wybacza błędów- to za każdym razem czuł w sercu takie dziwne kłucie, jakby z każdą sekundą ktoś wbijał mu w nie szpilkę. To nie bolało. Przypominało tylko o tym, jakie to wszystko ważne. Przypominało, że nie może nikogo zawieść, a już zwłaszcza siebie. 
 Tej nocy wcale nie zamierzał oszczędzać sobie wysiłku. Finał Ligi Mistrzów, rozgrywany między FC Barceloną i Realem Madryt było wielkim wydarzeniem. 
 Dla zdenerwowanych, zestresowanych do granic możliwości piłkarzy, w których wszyscy pokładali nadzieję.
 Dla kibiców, którym równie mocno udzielał się bojowy nastrój. 
 Dla mediów, bijących się o prawa do emisji meczu, głowiących się nad okładką gazety następnego dnia i doszukujących się ukrytych znaczeń z ruchu warg sportowców. 
 Ale za tym wielkim widowiskiem, wspaniałą ucztą świata piłki nożnej, nazywanej przez dziennikarzy i ekspertów "sportowym wydarzeniem roku"- kryła się nienawiść. Silny, surowy męski świat, który rządził się już bardziej pieniędzmi i znajomościami niż tylko samą piłką i umiejętnościami. Wymagał walki, ciągłej rywalizacji, nawet poza boiskiem. Pompowanie balonika. Najczęściej wyimaginowane afery, kłótnie i spory między piłkarzami, trenerami, całymi klubami. A i tak zwykle takowe występują między kibicami. 
 Ironia. 
'Nie tak to powinno wyglądać' 
 Cesca z zamyślenia wyrwał ruch po jego prawej stronie- obok jego ramienia pojawił się El Turco.Ochroniarz Messi'ego. Jego obecność zwiastowała przybycie samego Argentyńczyka. Fabregas lekko jeszcze rozkojarzony rozejrzał się dookoła- tuż za sobą zobaczył wyszczerzonego Leo, który kroczył przez korytarz Camp Nou niczym wesoły przedszkolak. Katalończyk uśmiechnął się do niego i ponownie spojrzał na wyższego o głowę mężczyznę w czarnym garniturze, o niewzruszonym wyrazie twarzy. 
 El Turco był zawsze i wszędzie tam, gdzie Messi'emu mogło grozić niebezpieczeństwo. Nieraz ratował go przed szalonymi fanatykami i przesadnie nachalnymi dziennikarzami. Osobisty ochroniarz Leo był jedną z tych osób, które broniły go przed zbyt wymagającymi zasadami świata piłki. Może to właśnie dlatego Messi nigdy nie wyszedł z okresu, kiedy gra była zabawą i pasją. A nie ogólnoświatowym biznesem do prania brudnych pieniędzy. 
'On nadal gra o rower'
 Przy Leo wszystko wydawało się łatwiejsze. Gra, którą obaj prowadzili od dawna, nadal była dla niego sensem życia. Kochał to jak nikt inny. Żył tym, choć miał życie poza piłką.
'Ale on nie musi, na szczęście, przekonywać się o bólu jaki potrafi sprawić ta pasja'
 Od kiedy podpisano transfer, Cesc stracił różowe okulary, przez które patrzył na to wszystko. Wiedział, że będzie mu tego brakować kiedy wyjedzie. Ale widząc ten dziecinny uśmiech na twarzy Messi'ego, wiedział już, że tej nocy da z siebie więcej niż zawsze. 
 Fabregas odłączył słuchawki od telefonu i schował je do bocznej kieszeni torby. 
-Wszystko w porządku?- spytał Leo, zrównując z nim krok.
-Teraz już tak- odparł Fabregas, spoglądając w przyjazne, ciemne oczy Argentyńczyka. Kiedy obok nich pojawili się także Xavi, Iniesta, Valdes, Puyol, Neymar, Alexis i kilku innych piłkarzy, powtórzył ciszej- Teraz już tak.
 Po chwili na jego plecy wskoczył Alba, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowane dźwięki.
 Udało się.
 Muzyka podziałała.
 Był już spokojny. 
______________________________________________________________

Przepraszam. To mój powrót tutaj po dwóch miesiącach.
Może rozdział (a właściwie to jego zapowiedź) nie jest jakiś super świetny, ale ja i tak uważam to za postęp.
Przez pewien czas miałam... jakby to dobrze ująć- bardzo duże problemy z weną. I musiałam na jakiś czas dać sobie spokój z pisaniem. Niestety, bo pomysłów miałam dużo, tylko po prostu nie umiałam ich jakoś ładnie i w miarę składnie pozbierać do kupy.
Ale teraz już wracam. Na początku może być dziwnie. Ale poprawię się.
Nowe opowiadanie pojawi się po epilogu tutaj. 
Rozdziały będą się ukazywać w każdy weekend.
Na razie nie przewiduję powrotu na Dziennik niedoszłego samobójcy. Po prostu nie chcę zrobić z tego głupiego i bezsensownego zbitku moich myśli.
Ale za to obiecuję nadrobić wszystkie wasze opowiadania, o które śmiało możecie dopominać się tutaj i w zakładce Wasze blogi. 
Dziękuję za ponad 13,500 wyświetleń ♥ 
Cóż, to chyba tyle.
Proszę o komentarze, pokażcie mi, że warto się starać :3
Buziaki :*  ♥