niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 6: Związek jest jak impreza- im lepszy, tym trudniej się po nim ogarnąć.


Dedykacja dla Kamili. Za to, że mogę do niej przyjść z każdym problemem.

Barcelona, październik 2013 

 Wesoła grupka piłkarzy stanęła przed drzwiami willi Fabregasa. Puyol, jako przywódca i przedstawiciel grupynacisnął dzwonek i ogarnął rozwrzeszczane towarzystwo krótką, ale za to jakże skuteczną reprymendą.
  Mieli tu być już dawno temu. Plan niezapowiedzianej wizyty i Cesca powstał już w poprzednim miesiącu. Ale przez ten czas nie mogli zebrać się do kupy. I dosłownie, i w przenośni. A to Leo musiał jechać na obiad do teściów, a to Gerard miał rocznicę z Shaki, a to Carles dostał zaproszenie na chrzciny syna wujka męża siostry żony brata (...?), a to mecz z Realem. Zawsze coś. W końcu jednak udało im się ustalić odpowiednią datę. 

 Wszyscy dobrze wiedzieli, że Lia wróciła do Fabregasa. Ze od tygodnia próbuje jakoś poradzić sobie sam z opieką nad nią. Zabierał ją ze sobą na treningi, konferencje, raz nawet na mecz. Ale Martino nie miał serca żeby na niego na to krzyczeć, raz tylko zaproponował mu kontakt do opiekunki do dzieci jego syna. Cesc podziękował grzecznie i dalej robił swoje. Zwykle jego córeczka pozostawała pod opieką przemiłej fizjoterapeutki- Allie, w której koledzy Fabsa widzieli jego nową dziewczynę. Jednak on sam nie chciał o tym nawet słyszeć. Cały czas poświęcał córce, a spytany o jakieś romanse wybuchał głośnym śmiechem.
 Po chwili drzwi się otworzyły- stanął w nich Cesc, trzymając na rękach Lię. Był zdyszany i miał potargane włosy. Widząc szczerzącą się do niego "elitę" Barcy, zmarszczył brwi, a na jego twarzy namalowało się jedno wielkie zdezorientowanie..
-Yyy... Cześć?- powiedział niepewnie, nadal lustrując ich wzrokiem. Połowa drużyny pod jego domem w sobotnie popołudnie?

"Co do cholery...."
 Piłkarze wybuchli salwą powitań. Puyol oczywiście przemówił w imieniu całej grupy.
- Przyszliśmy do ciebie na piwo... Tak, wiem- nie brzmi to zbyt oficjalnie, ale przynajmniej prawdziwie.
-Ja mam FIFE!- krzyknął Alves, machając opakowaniem z grą.
-A ja procenty!- Cesc usłyszał głos Alby, ale zauważył tylko skrzynkę piwa wyciągniętą ponad głowy przyjaciół.
-Ja z kolei spalonego kurczaka w piekarniku- dodał Fabregas ze zrezygnowaniem.
 Lia uśmiechała się do piłkarzy wesoło, tak jakby ona także cieszyła się z ich przybycia. Wymachiwała nóżkami we wszystkie strony, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- Dobra. Przydziały czas zacząć!- Puyol klasnął w dłonie- Messi- zajmij się Lią! Valdes, Alves- ogarnijcie tą FIFE! Alba- piwo do lodówki! Xavi, Iniesta- zobaczcie, co da się jeszcze zrobić z tym kurczakiem! Sanchez- muzyka! Pique!... Pique?- Carles machnął niedbale ręką- Pomóż Leo!
 Po chwili wszyscy, każdy ze swoim zajęciem, rozbiegli się po domu Fabregasa. Messi zabrał Lię z rąk Cesca i poszedł schodami na górę. Zaraz za nim podreptał Gerard. W końcu na korytarzu został tylko Puyol i nadal zdezorientowany Fabs.
- A ja? Co ja mam robić?- spytał, odprowadzając wzrokiem po schodach niskiego Argentyńczyka, który przed chwilą zabrał mu córkę.
- Ty usiądź i przez chwilę nic nie rób. Wszyscy wiemy, że od tygodnia nie masz na nic czasu. Popatrz jak ty wyglądasz! 

Cesc zerknął na swoje ubranie i po chwili znowu przeniósł wzrok na kapitana.
-Koszula nie pasuje do tych spodni? Wiedziałem!- powiedział Fabregas, udając zrezygnowanie. 
Puyol popatrzył na niego z dezaprobatą, ale nie skomentował tych słów. Po chwili uśmiechnął się i przyciągnął go do siebie, mierzwiąc koledze włosy.
-No to co? Zaczynamy?
*****
Męski wieczór, co do minuty zaplanowany przez Pique, okazał się być strzałem w dziesiątkę. Odkąd zaczęła się liga, nikt z drużyny nie miał czasu żeby spotkać się przy piwie.
"Może rzeczywiście przydałaby mi się mała pomoc przy opiece nad Lią?"
  Lia , według wcześniejszego założenia Gerarda, została zawieziona do jego domu, gdzie została pod opieką Shak i w doborowym towarzystwie Milana.

 Mimo, że Cesc nie planował i nie chciał się upić, Alba zawsze dbał dbał o to, by w jego dłoni było piwo. Nawet jeżeli Fabregas protestował. Po paru godzinach całe towarzystwo było nieźle wstawione. Zwłaszcza, że piłkarze dorwali się do zapasów wódki, przywiezionych przez Cesca z Polski jako pamiątkę po Euro 2012. Jedynie Messi pozostał trzeźwy- ktoś musiał tę hołotę później porozwozić po willach w Barcelonie.
 Nagle, tuż przed kolejnym łykiem piwa, Cesc usłyszał dzwonek do drzwi. Ominął tańczącego na korytarzu, uśmiechniętego Valdesa i krzyknął do piłkarzy, którzy prowadzili ,ożywioną w dyskusję, grę w FIFE.
- Któryś zamawiał pizzę?
"A nie, sorry. Kto chciałby pizzę po tak pysznym kurczaku?"
 Cesc wytrzepał z okruszków i poprawił swoją klubową koszulkę, którą Iniesta wcisnął na niego kilka minut wcześniej. Otworzył drzwi.
 Stała za nimi młoda, ładna dziewczyna. Miała ciemne oczy, a brązowe loki swobodnie opadały jej na ramiona. Była wyraźnie zdenerwowana i zniesmaczona.
 Kiedy zobaczyła Cesca, uśmiechnęła się sztucznie. Bardzo sztucznie.
- Dobry wieczór, panie Fabregas- powiedziała, a w jej głosie słychać było złość.
- Dobry wieczór- odparł Cesc, nadal lustrując nieznajomą wzrokiem.
- Pragnę panu przypomnieć, że nie mieszka pan na tej ulicy sam, a niektórzy o godzinie...- spojrzała niedbale na zegarek- Drugiej w nocy potrzebują trochę ciszy, spokoju, a przede wszystkim- snu. Więc...
- Przepraszam, że przerywam, ale wydaję mi się, że to nie pani będzie mi rozkazywać. A zresztą- wątpię , by nasza muzyka nie dawała pani spać. Żaden z sąsiadów nigdy się na mnie nie skarżył, tylko pani szuka dziury w całym- uciął Cesc, zdenerwowany tymi nagłymi odwiedzinami.
" O przepraszam. Nie będzie mi tu jakaś paniusia wyrzucała, że niby muzyka za głośno"
 Dziewczyna zrobiła jeszcze bardziej zdenerwowaną minę. Już miała obrzucić Fabregasa wyzwiskami, kiedy obok niego pojawił się Messi.
- Stało się coś?- spytał, przenosząc wzrok z dziewczyny na kolegę.

-Nie, nic- odparł obojętnie Fabs, nadal ze złością patrząc w oczy nieznajomej.
  Ona zaś powiedziała coś w obcym języku, odwróciła się na pięcie i bez słowa ruszyła ścieżką do furtki. Cesc zacisnął usta w kreskę i wycofał się z pola bitwy.
 Jedynie Leo nie zapomniał o dobrym wychowaniu i po chwili krzyknął za dziewczyną:
-Do widzenia! Yyy... to znaczy... Dobranoc!
________________________________________________________________________________

Spokojnie, drogie panie. Zapewne spodziewałyście się jakiegoś hardcore, albo coś, ale nie- to była bardzo spokojna impreza :D no dobra, może nie tak do końca. Kolejny rozdział na pewno ukaże się przed zakończeniem roku szkolnego. Postaram się. Dziękuję za wsparcie i proszę o więcej komentarzy, bo to naprawdę dla mnie wielka motywacja.
Buziaki :* ♥ 
Moja reakcja na odpadnięcie Hiszpanii z mundialu: 



5 komentarzy:

  1. czyżby ta paniusia miała się jeszcze pojawić w blogu? mhmm :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały blog nie przestawaj pisać.Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że moje komentarze już nie są samotne ! CIeszę się niezmiernie :D Strasznie lubię czytać Twoje rozdziały. Zastanawia mnie co będzie z Lią, Daniellą i wgl jak to będzie dalej :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmm, ta pani, to chyba częściej będzie gościła w życiu Fabsia :*
    Taak, tacy kumple to skarb, a w szczególności Alba, bo ma piwo :D
    Rozdział bardzo mi się podoba :*
    17 rozdział u mnie na: http://zapomniec-wszystko.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń