środa, 4 czerwca 2014
Rozdział 3: Nie porzucaj marzeń dla innych. Oni nie porzucą swoich dla Ciebie
Dedykacja dla Kamila i Kasi... oni wiedzą za co
Barcelona, sierpień 2013
Cesc cicho otworzył drzwi wejściowe i wrzucił klucze do koszyczka na stoliku pod lustrem. Uśmiechnął się szeroko, widząc swoje odbicie- na kacu, a zwłaszcza takim jak tego dnia, wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle. Rozejrzał się po spokojnym i pełnym harmonii domu. Aby nie obudzić Lii, która o tej porze pewnie już dawno spała, postanowił nie krzyczeć nic głupiego i irytująco głośnego, w stylu "wróciłem!".
Zostawił swoją torbę treningową na korytarzu i przeszedł się do salonu. Panował w nim przyjemny półmrok, jednak mimo to Cesc zauważył wyraźnie rysującą się sylwetkę Danielli, skulonej na sofie. Zapalił lampkę na małym stoliku, która rozjaśniła wnętrze, dając mu trochę ciepła ciepła.
Uśmiechnął się lekko widząc swoją piękną kobietę. Właśnie w takich momentach najbardziej docierało do niego jak wielkim jest szczęściarzem, że ma ją tylko dla siebie. Kiedy tak na nią patrzył, miał wrażenie, że nic się nie zmieniło. Że dalej są zakochaną parą spacerującą po uliczkach Londynu, w którym się poznali. Że dalej są tylko oni, a nie Lia, wspólne życie, dom, rachunki i obowiązki. Że nic innego się nie liczy.
-Hej, kochanie.
Podszedł do niej i nachylił się, aby dać jej buziaka w policzek, jak zwykł robić na powitanie. Każdego ranka. Po każdym treningu. Zawsze.
Daniella odwróciła głowę, dając mu do zrozumienia, że coś się stało. Cesc wyprostował się i spojrzał na nią z uśmiechem.
-Coś się stało?- spytał delikatnie. Widząc, że Daniella zaciska usta w wąską linię, postanowił trochę się z nią podrażnić- Obcasy ci się połamały czy jak?- dodał wesoło.
- Przestań- odpowiedziała kobieta poważnym tonem. Nie lubiła kiedy Fabregas się tak zachowywał. Wieczny żartowniś, nawet kiedy nie trzeba.
Piłkarz uniósł ręce w akcie obronnym i ruszył do kuchni, która była oddzielona od salonu tylko wysepką. Otworzył lodówkę, wyjął z niej butelkę wody i oparł się o blat, biorąc kilka łyków zimnej cieczy. Pociągnął nosem i zrezygnowany spojrzał w okno.
"Co ją znowu ugryzło?... Rodzice dzwonili z zaproszeniem na obiad? Maria ma problemy w szkole? Joe znowu pokłócił się z kolegami? A może chodzi o to, że nie wróciłem na noc do domu...."
Pokręcił głową i opróżnił do końca butelkę. Nagle do pomieszczenia weszła Daniella. Usiadła na jednym z krzeseł twarzą do Fabregasa i westchnęła głęboko.
- Cesc... odchodzę- powiedziała cicho, spuszczając głowę.
Piłkarz zaksztusił się i kaszlnął kilka razy. Po chwili spojrzał na kobietę z uniesionymi brwiami.
- Słucham, co?- spytał, mając nadzieję, że jednak się przesłyszał. Niestety, słowa jakie padły chwilę później pozbawiły go resztek tej nadziei.
-Odchodzę- powtórzyła- Zabieram ze sobą dzieciaki. Na razie zatrzymamy się u rodziców, a później wyjeżdżamy do Londynu- dodała. Chciała aby jej ton był jak najbardziej obojętny. Ale raczej nie za bardzo jej to wychodziło.
- Dzieci już wyjechały...- powiedziała spokojnie, po czym dodała najdelikatniej jak się tylko dało, bo zbyt dobrze wiedziała jaka będzie reakcja-...Lia też.
Fabregas poczuł jak jego cały świat w jednym momencie się zawalił. Wszystko co miał, nagle rozpadło się na kawałeczi i rozpłynęło. Tak po prostu. Miał wrażenie, że zacierają się wokół niego kształty i kontury. Kolory straciły wyrazistość.
- O nie. Lii mi nie zabierzesz- powiedział po chwili z goryczą i wściekłością w głosie. Jego córka była w tym momencie najważniejsza. Rozpadający się związek, który miał trwać na zawsze, nie miał już znaczenia przy takim obrocie spraw.
- Nie masz teraz nic do powiedzenia!- krzyknęła Daniella, tracąc cierpliwość. Chciała jak najszybciej zakończyć tą rozmowę i wyjść, zostawiając go samego z tym wszystkim w pustym domu. Po chwili dodała spokojniej - Pogadamy o tym jak trochę ochłoniesz.
Cesc westchnął głęboko, próbując powstrzymać złość, która dosłownie się z niego wylewała. Czuł, że nic nie ma już znaczenia. Całe jego życie legło w gruzach. Dobrze wiedział, że tego nie da się już uratować- Daniella była zbyt stanowcza.
Po chwili spojrzał na nią z wyrzutem.
- Do jasnej cholery...dlaczego?- spytał cicho, łudząc się, że ona mu odpowie.
Kobieta zacisnęła usta w wąską kreskę i odwróciła wzrok.
- Nie możemy tak żyć. Ja nie potrafię... po prostu nie daję rady. Nie da się ciągle stwarzać pozorów, że jest dobrze- powiedziała łamiącym się głosem.
-A nie jest?-Zabolały go te słowa. Przez te wszystkie chwile myślał, że są szczęśliwi... Więc chyba tylko on był...
- Nie, Cesc. Ja nie chcę być tylko matką. Chce coś jeszcze w życiu zrobić... Przy tobie nie mogę. Kocham cię...ale nie mogę tak trwać w zawieszeniu- powiedziała, a po jej policzku spłynęła łza.
"Przykre...po prostu przykre"
-Wybacz, ale nie rozumiem- odparł chłodno, wbijając wzrok w okno.
Daniella podeszła do niego i położyła dłoń na jego policzku. bała się, że ją odrzuci. Ale nie zrobił tego. Zamiast tego spojrzał jej prosto w oczy i to w nich znalazła odpowiedź, co tak naprawdę czuł.
Smutek. Żal. Złość. Wyrzut. Niezrozumienie. Frustracja. Wszystko po trochę.
Nie mogąc dłużej patrzeć na ból, jaki mu zadała, wtuliła się w jego ciepłą, przesiąkniętą zapachem perfum bluzę. Nie odepchnął jej. Przyciągnął ją do siebie i delikatnie gładził jej ciemne włosy.
-Kocham cię- wyszeptała.
Cesc, mając pewność, że to już ostatnie takie wyznanie w jego stronę z jej ust, nie odpowiedział. Upajał się tymi słowami i ich echem w jego głowie. Stali tak dłuższą chwilę, mając nadzieję, że nie będą musieli się rozstawać. Ale decyzja już zapadła.
W końcu Daniella odsunęła się od Fabregasa i.. zniknęła. Miał wrażenie, że słyszał głuchy trzask drzwi, ale nie był w stanie określić czy aby na pewno się nie przesłyszał. Cały czas tylko zaciskał mocno powieki, powtarzając w myślach wciąż te same słowa.
'Ja ciebie też, Daniello...Ja ciebie też"
*****
Gerard zamaszystym ruchem otworzył drzwi. Rozejrzał się po cichym, mrocznym domu Fabregasa i wbiegł po schodach na górę. Do pokoju Lii zaprowadziło go delikatne światło wychodzące na korytarz.Zdyszany i cały czerwony ze zmęczenia wpadł do środka.
Jedyną łunę w małym pomieszczeniu dawała niewielka lampa stojąca w kącie. Naprzeciw łóżeczka pani Fabregas, na podłodze, oparty o ścianę siedział Cesc. W dłoni trzymał piwo, a obok niego stały trzy kolejne butelki trunku.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wzrok miał utkwiony tuż przed sobą, był całkowicie pozbawiony wyrazu.
"Proszę, niech tylko przestanie boleć..."
-Boże, Fabregas... Co się stało?- spytał Pique nadal stojąc w drzwiach. Z trudem łapał oddech. Kiedy kilkanaście minut temu dostał wiadomość od przyjaciela, był pewien, że wydarzyło się coś poważnego.
- Daniella... odeszła- odpowiedział cicho Cesc, nawet nie patrząc na Gerarda.
- Jak to "odeszła"? Tak po prostu?
- Tak po prostu...- powtórzył Fabregas, jakby sam w to nie wierzył. Nadal wpatrując się w martwy punkt na pustym łóżeczku Lii, wziął łyk piwa.
Pique usiadł na podłodze obok Cesca, opierając głowę o ścianę.
- Tak naprawdę to nigdy jej nie lubiłem.
Pomocnik popatrzył na przyjaciela z uniesionymi brwiami. Po chwili pokręcił głową.
- Teraz to już nieważne. To już koniec.
Gerard przez chwilę milczał, układając w głowie wszystkie myśli.
- A Lia?
-Nie oddam jej Danielli- odparł pewnie Fabregas- Chcę co najmniej miesiąc, żeby się z nią pożegnać.
Tak naprawdę Cesc walczył sam ze sobą. Gonitwa myśli w jego głowie trwała bez końca.
Nagle, po raz pierwszy od początku rozmowy, ich spojrzenia się spotkały. Gerard dostrzegł w oczach Cesca złość...i żal. Ale także smutek, ból i pustkę, której dawno nie widział. Dopiero wtedy Pique zdał sobie sprawę z tego, jaki Cesc jest teraz słaby. Jakby coś w nim pękło, jakaś brama, fortyfikacja, opadła...Ale Pique był pewien,że Cesc tak po prostu się nie podda. Nie, nie on. Nie jego przyjaciel.
Fabregas odwrócił wzrok. Teraz już wiedział co robić.
- Napij się ze mną- powiedział, podając Geriemu butelkę piwa- I wiesz co?... tak sobie teraz myślę...na chuj mi kobieta? Przecież mam ciebie.
Gerard prychnął śmiechem, podziwiając siłę psychiczną Cesca. A jednak nawet w takiej sytuacji mógł go zaskoczyć.
- Nie prześpię się z tobą, jeżeli o to ci chodzi- odparł Pique.
- Dzięki, że jesteś- powiedział Fabregas. Mimo wszystko, potrzebował go właśnie wtedy.
- Ja? Ja zawsze jestem- rzucił wesoło, biorąc łyk piwa- A niby gdzie miałbym być?
Długo jeszcze siedzieli w ciszy. Nie przerywało jej nic. W półmroku dwaj przyjaciele opijali wolność. I całkowity brak zobowiązań....(to zależy jak dla kogo)
___________________________________________________________________________________
No więc przepraszam za jakość tekstu. Naprawdę. Brak weny przytłacza. Ale przynajmniej długi :) Dziękuję za wszystkie miłe słowa....i proszę o więcej. Pozdrawiam :* ♥
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No nie... Gdzie są komentarze ja się pytam ? O.o Opowiadanie jest świetne i w końcu zaczyna się coś dziać :D Nie żeby wcześniej było nudno, bo Geri skutecznie nas rozweselał, no a przynajmniej mnie :D Jestem ciekawa jak to dalej będzie wyglądało. Niech Cescy nie oddaje Lii ! :( Ona ma zostać z nim <3
OdpowiedzUsuń