poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 2: Upa­jając się miłością nie do­puść do kaca.

Dedykacja dla Rafała, Weroniki, Gabrysi i Kuby- dziękuję, że jesteście.

Barcelona, sierpień 2013


Zaspanego Cesca obudził potworny, rozsadzający głowę ból. Przewrócił się na plecy i przetarł twarz dłońmi. Leżał na czymś twardym, zdecydowanie BARDZO twardym.
"O kuźwa... Ale kac..."
 Dopiero po chwili leniwie podniósł powieki i podparł się na łokciach, rozglądając uważnie dookoła. Bez wątpienia znajdował się w pokoju jakiegoś luksusowego, pięciogwiazdkowego hotelu.Było w nim jasno i schludnie, ale mimo wszystko z rozmachem.Co było w tym wszystkim najdziwniejsze? Fabregas tak po prostu leżał na podłodze. Coraz bardziej zdezorientowany, szybko podniósł się do siadu i zmarszczył brwi, nadal lustrując wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdował.
 Obok niego stało wykonane z jasnego drewna łóżko. Ktoś na nim leżał.
"Błagam, tylko nie bądź wysoką, dwudziestoletnią blondynką... błagam, błagam... Daniella mnie zastrzeli..."
 Nagle Cesc rozpoznał typowy, doskonale znany mu, wyszastany plecak, leżący pod przeciwną ścianą pokoju.
 Trochę już spokojniejszy, po raz kolejny uważnie rozejrzał się po pokoju i uśmiechnął szelmowsko.Tak, doskonale wiedział już co trzeba teraz zrobić. Wziął do ręki swojego buta leżącego opodal i cisnął nim w brązową czuprynę, wystającą spod śnieżnobiałej prześcieradła.
- Pique! Wstawaj, do jasnej cholery!- krzyknął przy tym Fabregas, chcąc wzmocnić efekt swojego chytrego planu.
- Co?! Shaki?! Milan?!- Gerard ocknął się i zdezorientowany spadł z łóżka, lądując tuż obok przyjaciela. Po chwili, widząc zataczającego go się ze śmiechu, dodał sarkastycznie z grobową miną- Ha ha ha, ale to było śmieszne... Naprawdę, Cesc? Naprawdę?
"Ooo, tak!Będę mu to wypominać przez całe życie"
 W końcu (tzn. kiedy Fabregas przestał się śmiać, a Pique walić w niego poduszką) postanowili ogarnąć trochę sytuację- dowiedzieć się co to właściwie za hotel i jak się tam, do diabła, znaleźli.
 Po wielu próbach poszukiwawczych Cesc znalazł w końcu swój biedny, poobijany telefon i zadzwonił do Sancheza- ostatniej osoby, którą zapamiętał, zanim wczorajszego wieczoru urwał mu się film.
- Słucham?
- Siema, Alex. Słuchaj, sprawa jest... Ja i Pique obudziliśmy się w jakimś hotelu. Za cholerę nie wiem, co tu robimy i w którą stronę do Danielli...- wyłkał Fabregas do komórki, mając nadzieję, że Sanchez zapamiętał więcej niż oni i pokieruje ich we właściwym kierunku. W kierunku domu, rzecz jasna.
- O Boże, Cescy... Rzeczywiście, ostro wczoraj zabalowaliście...- Alexis na chwilę umilkł, ale nagle go oświeciło- Wiem! Alba coś tam wczoraj bełkotał, że pił z wami jeszcze w Cortez'ie. Potem chyba padliście, z tego co wywnioskowałem.I raczej się nie mylę.
"Aha..."
- A mógłbyś po nas przyjechać?- spytał Cesc z nadzieją w głosie. Sanchez był jedyną osobą, która zjawiłaby się tam w tym momencie.
- Stary, wiesz, która jest godzina? Grubo po 16! Ja o tej porze w soboty się na plażę z psami wybieram!- na te słowa Fabregas wywrócił oczami. Jego obawy co do obiekcji przyjaciela na temat dnia i pory się sprawdziły. A Cesc wcale nie czuł satysfakcji, że i tym razem się nie mylił.
-Błagam, pożyczę ci moje korki- rzekł pomocnik, mając nadzieję, że lata spędzone razem w szatni na coś się zdadzą, a słabość Alexisa do nowego modelu Pumy w końcu się zwróci.
- No dobra. To jest drogie, ale do kupienia. Będę za godzinę.
- Dzięki, Chile.
- Fabregas, do cholery, gdzie mój portfel!- krzyknął Pique, zbierając swoje rzeczy i przeszukując kieszenie spodni i bluzy, które były porozrzucane po całym pokoju.
 Cesc schował telefon do torby.
- Podobno po imprezie piliśmy jeszcze z Albą. Mówiłem ci- z wiekiem słabnie twoja pijacka głowa, Geri.
 Pique popatrzył na przyjaciela "spod byka".
- Oho. Przypomnę, że ty się nawet do łóżka nie doczołgałeś.
 Po chwili obaj wybuchli śmiechem, sprzątając bajzel, w jakim stali.
 Cesc usiadł na łóżku z szerokim uśmiechem na twarzy- teraz, kiedy miał już pewność, że po pijaku nie zrobił żadnego głupstwa (oprócz picia z Albą, to samo w sobie jest głupstwem), był o wiele spokojniejszy. Może nawet zadowolony, bo w końcu udało mu się spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. A teraz w domu czekała na niego córka i kobieta, którą kochał (i która chyba się martwiła- "21 połączeń nieodebranych od: Daniella").
 Aby trochę uspokoić sytuację jeszcze zanim wróci do domu, napisał jej wiadomość:
"Wszystko jest ok. Za jakieś dwie godziny będę w domu. Kocham :)
Cesc"
*****
 Ciemnowłosa kobieta wyprostowała się i spojrzała w lustro. Do pomieszczenia wpadały ostatnie promienie zachodzącego słońca. Przez otwarte okno wkradał się do środka lekki wietrzyk, który plątał jej włosy i myśli. Nigdy nie była bardziej niezdecydowana, niż w tamtej chwili. Niepewność podjętych decyzji była zbyt przytłaczająca.
"Inaczej nic się nie zmieni..."
  W swoim odbiciu widziała zmęczoną, prawie czterdziestoletnią matkę trójki dzieci i partnerkę piłkarza jednej z najlepszych drużyn świata. Nie chciała tego widzieć. Wolała ujrzeć tam niedojrzałą, pełną ambicji i marzeń do spełnienia dwudziestolatkę, która wciąż szuka na świecie swojego miejsca. Otarła dłonią kilka kolejnych łez, które spływały po jej policzku. Chwiejnym krokiem podeszła do łóżeczka swojej córki. Spojrzała w jej śliczne, ciemne oczka i uśmiechnęła się lekko. 
 -Kocham cię- wyszeptała cicho, wiedząc jak bardzo rani ją i jej ojca swoimi decyzjami. Ale nie mogła inaczej. To było po prostu instynktowne. Dobrze wiedziała że musi teraz trzymać się tego co postanowiła.
 Zeszła po schodach i udała się do salonu. Usiadła wśród beżowych poduszek rozrzuconych na sofie i przejechała ręką po jednej z nich. Przymknęła oczy i czując jak powoli dopada ją fala wspomnień związana z tym domem, pokręciła głową i oczyściła myśli z obrazów jakie podrzucała jej pamięć. Pięknych obrazów.   Ale mimo wszystko już nieaktualnych. 
 Wzięła głęboki oddech i przygotowywała się do rozmowy, jaką przyjdzie jej odbyć. 
___________________________________________________________________________________
Szczerze przepraszam za swoją długą nieobecność, ale naprawdę nie było to zależne ode mnie. Pięciodniowa wycieczka w góry nie sprzyja dodawaniu rozdziałów. Kolejny miał być już w tamten czwartek ale- urodziny i tak dalej :) Tak czy siak- coś naskrobałam. mam nadzieję, że się spodoba i nikt nie zaśnie. Jeżeli ktoś czyta to opowiadanko to proszę o komentarze, bo wiem że stać was na więcej :) 
Pozdrawiam i całuję :*
 


4 komentarze:

  1. Nie no, ja wymiękam xd To jest genialne. Cescy jest genialny, Geri jeszcze lepszy i Alexis, Alba... Umieram. Brak mi słów normalnie, co często się nie zdarza więc potraktuj to jak najbardziej jako komplement :D Jak ja sobie wyobrażę ich w dwójkę takich... wstawionych (lekko rzecz ujmując) to śmieję sie sama do siebie xd Dziewczyno nie wiem skąd ty masz takie pomysły, ale gratuluje :D
    Tylko dlaczego tak mało komentarzy !
    LUDZIE KOMENTUJCIE ! TO NIE JEST JAKOŚ SPECJALNIE MĘCZĄCA CZYNNOŚĆ ! :D

    zapraszam serdecznie do siebie : http://unbreakable18.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział jest ewidentnie cudowny <3
    taki bardzo śmieszny. jak czytałam ten fragment, kiedy Cesc rzucił w Geriego butem to wybuchnęłam śmiechem :D i jeszcze Alba.. no i Alexis z tymi psami. no nie mogę :D hahah :D
    mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny <3
    buziaczki :*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. nawet nieźle ci idzie czekamy dalej

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, robi się coraz ciekawiej. Czekam na więcej ;*

    OdpowiedzUsuń