poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Epilog

Dedykacja dla Was wszystkich- jeżeli razem z tą historią i ze mną przeżyliście prawie rok, nie zawsze pięknej i kolorowej, ale jednak cudownej (przynajmniej dla mnie), "wędrówki", wiodącej między różnymi rozterkami Fabregasa.



 Pamiętam, że zawsze czegoś mi brakowało. Czegoś, czego nawet nie potrafiłem opisać. Czułem jakąś niedającą nie wypełnić pustkę w sercu, która rosła z każdym dniem. Nie wiedziałem, czego tak naprawdę było mi trzeba. Coś wiecznie było nie tak, jak myślałem, że powinno być. Miałem miłość. Kochałem Daniellę, kochałem Lię, a piłkę i Barcelonę stawiałem zawsze na podium wartości w swoim życiu...ale nawet mimo tak doskonale ułożonych spraw, czegoś mi brakowało. To uczucie jakbym czegoś nie dokończył, o czymś zapomniał, nie pozwalało mi być tym szczęśliwym człowiekiem na jakiego wyglądałem i za jakiego wszyscy mnie brali.
 Teraz, po tym wszystkim co przeżyłem, mogę stwierdzić, że już znalazłem to czego szukałem przez całą swoją pseudoidealną egzystencję. Co więcej-miałem to już od dawna, tylko nie potrafiłem tego zaakceptować.
 Blanca i wszystko co mnie z nią spotkało, sprawiło, że teraz jeszcze bardziej kocham swoją rodzinę. Teraz już bez strachu patrzę na Daniellę, szczęśliwą i uśmiechniętą, bo wiem, że jeżeli odejdzie to nie dlatego, że już mnie nie kocha. Lię, Marię i Joe rozpieszczam jak tylko można. Kocham ich bezwarunkowo i mam nadzieję, że uda mi się być dla nich dobrym ojcem, kimś, kogo będą chcieli naśladować. Niedługo na świecie pojawi się ktoś jeszcze- Isabell dołączy do nas wraz z końcem wiosny. Daniella czuje się dobrze. To napawa mnie optymizmem.
  Wypadek Gerarda i jego śpiączka uświadomiły mi jak wielu dobrych przyjaciół mam wokół siebie. A szczególnie tych trzech, których inicjały wytatuowałem sobie w swoim śnie. Wiem, że mnie nie puszczą i że zawsze mogę liczyć na tych debili. Zrozumiałem, że Messi, Pique i Puyol to nieodłączna część mojego życia i mnie. 
 Nielegalny transfer wzbudzał we mnie najgorsze negatywne uczucia. Ale dzięki temu teraz doceniam każdy dzień w Barcelonie i każdą minutę w bordowo-granatowej koszulce. Daję z siebie wszystko, walczę- dla niej. Dla Barcy. Dla klubu mojego życia...który jednak będę musiał opuścić. Następny sezon i kilka kolejnych spędzę w Londynie- podpisano już wstępną umowę z Chelsea, tym razem już legalnie. A dalej? Jeszcze tego nie planowałem. Może znowu wrócę do Barcelony, może zostanę u The Blues, a może wyląduję w jakiejś amerykańskiej, słabej drużynie ze starymi gwiazdami w składzie. Ale przecież piłka, którą gram i którą mam w sercu, na całym świecie jest okrągła.
 Teraz jestem szczęśliwy. 
 I nie miałbym nic przeciwko gdyby tak pozostało.

the end

___________________________________________________________

Kochani
To już ostatni mój post na tym blogu
Płaczę jak chora psychicznie, prawie jak po finale mundialu
Dziękuję wam za ten niespełna rok, który tutaj razem spędziliśmy
To było dla mnie naprawdę cudowne przeżycie i od razu zapowiadam, że nie jest to koniec mojej przygody z pisaniem. Na razie chcę wrócić na Dziennik niedoszłego samobójcy, a później się zobaczy, może jakieś małe wakacyjne opowiadanie :3
Dziękuję wam za wszystkie komentarze, pochwały miłe słowa i prawie 15 000 wyświetleń
Nawet o takiej licznie nie śniłam
Kocham was
Będę tutaj czasem wracać
I was też do tego zachęcam
Visca el Barca y visca el Catalunya!
 ♥

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 30: Codzienność nie musi być szara. Wystarczy zobaczyć kolory w nic nieznaczących szczegółach.

Dedykacja dla Cesca Fabregasa- za to, że był tak dobrym materiałem na głównego bohatera. Za to, że był jednym z tych piłkarzy, którzy przekonali mnie nie tylko do jednego klubu, ale i ogólnie piłki. Za to jakim jest świetnym ojcem. Za to, że pokazał mi, że dla pasji można zrezygnować ze wszystkiego.

Barcelona, sierpień 2013


 Fabregas zamrugał kilkakrotnie i po chwili niechętnie rozejrzał się po sali.
 'Cholera, kiedy w końcu obudzę się bez bólu głowy?'
 Za wielkimi oknami było już prawie ciemno, a w pomieszczeniu panował przyjemny półmrok. Materac dalej było niewygodny, piżama w paski nadal gryzła rozdrażnione ciało,  a wenflon od kroplówki wciąż skutecznie ograniczał ruchy. Nic się nie zmieniło.
 Ale nagle Cesc zauważył coś, czego nie było w sali kiedy Geri wyszedł, a on zasnął. Tuż przy jego łóżku, na krześle, siedziała kobieta. Miała ciemne, długie włosy, które rozlewały się falami  na plecach. Jej twarz była wtulona w kołdrę. Chyba spała. Samo patrzenie na nią sprawiło, że Fabregas koniecznie musiał się rozprostować- w takiej półsiedzącej pozycji musiało jej być strasznie niewygodnie.
 'Daniella'
 Cesc uśmiechnął się lekko, słysząc jej spokojny oddech. Chciał jej dotknąć, ale w ostatniej chwili zabrał dłoń jak oparzony.
 'Czy ja ją dalej kocham?'
 Przez jego głowę przeleciało tysiąc obrazów i wspomnień. Tych z Daniellą i z Lią. Wróciły wszystkie piękne chwile jego życia. W większości z nich była właśnie Semaan.
 I nagle Fabregas spróbował przypomnieć sobie Blancę.
 Nic.
 Pustka.
 Nawet nie pamiętał jak wyglądała.
 'Nie. Nie myśl teraz o niej'
 Cesc delikatnie dotknął ramienia śpiącej kobiety.
-Kochanie...-powiedział, lekko zachrypniętym głosem.
 Daniella natychmiast się ocknęła i podniosła twarz. Jej sen musiał być bardzo płytki. Po chwili odgarnęła włosy i skierowała na Fabregasa swoje ciemne, zaspane oczy.
-Dobry wieczór- przywitał się Cesc z lekkim uśmiechem na ustach.
 Tak dawno jej nie widział. Tak bardzo za nią tęsknił. Tak pięknie wyglądała z tymi popłatanymi kosmykami, założonymi za ucho.
-Jak się czujesz?- spytała ciepło, łapiąc go za rękę.
 Fabregas poczuł, jak jego ciało przechodzi dziwny dreszcz. Miała takie delikatne, chłodne palce. Za nimi też tęsknił.
-Lepiej-odparł po chwili, wpatrując się w piwne tęczówki kobiety. Zacisnął mocniej jej dłoń, uniósł do ust i pocałował jej wierzch.Westchnął głęboko i przymknął powieki.
 Czekała go ciężka przeprawa.Wybudzenie się ze śpiączki miało tyle samo wad, ile zalet.
 Kochał Blancę. I ich nienarodzone dziecko, które stracili. Kochał swoje życie, choć daleko mu było do ideału.
 'To wszystko jest jakieś nienormalne' 
-To dobrze...Bardzo się o ciebie martwiłam, Cesc- powiedziała Daniella, wyrywając go z zamyślenia.
 Fabregas znowu spojrzał w jej oczy.
 Były tak przepełnione miłością, że aż ciężko mu było cokolwiek z siebie wydusić. To w nich zobaczył całą swoją przyszłość. I już nie było w nim wątpliwości.
-Wiem. Przepraszam, że dostarczyłem ci powodu do zmartwień- szepnął.
 Daniella uśmiechnęła się szeroko.
-W końcu. Już się bałam, że jesteś idealny- odparła. 
 Wtedy był już pewien. 
 Blanca była tylko jego wyobrażeniem.
 A Daniella? Siedziała tam, przy nim.Była prawdziwa.Kochała go. Martwiła się. 
 I nagle materac wydał się wygodny, materiał piżamy delikatny, a igła wenflonu nie sprawiała już kłopotu. 

 ~*~

Barcelona, wrzesień 2013

 'Sesja u psychologa, runda 2' 
-Dobrze, więc...myślał pan o tym co ostatnio powiedziałam?- kobieta poprawiła okulary i założyła nogę na nogę, po czym z zainteresowaniem spojrzała na Cesca. 
 Fabregas głośno wypuścił powietrze z płuc.
 Czasu na przemyślenia ostatnio miał nawet zbyt wiele. Dostał od Martino kilka tygodni wolnego. Na treningach mógł pojawiać się jedynie raz na parę dni, kilka razy uczestniczył w konferencji prasowej lub jakimś wywiadzie. Po za tym głownie przesiadywał w domu. Z Lią.Z Marią. Z Joe. I z Daniellą. 
 Właśnie. 
 Daniella.
 Opowiedział jej swój sen ze wszystkimi szczegółami. Na początku była trochę zazdrosna o Blancę, ale później zaśmiała się i powiedziała, że ona też czasem miewa różne sny, niekoniecznie z Cesciem w roli głównej. 
 Bał się jej reakcji na to wszystko. Ale najwidoczniej bezpodstawnie.
 W pewnej kwestii jednak jego kobieta przyznała mu rację. Chciała wrócić do modelingu. Długo o tym rozmawiali, dyskutowali przez kilka długich godzin, aż w końcu doszli do porozumienia- Daniella miała pracować na swoich zasadach, ze swoimi własnymi godzinami pracy. Agencja poszła na taki układ. 
 No i oczywiście dzięki Leo, Pique i Puyolowi, Cesc został skierowany na kilka sesji u psychologa.
 'No właśnie...'
-Owszem. I wydaje mi się, że jest w tym trochę racji. Dużo o tym czytałem.Taka aktywność mózgu w czasie śpiączki farmakologicznej jest dość typowa.
 'To by oznaczało, że jednak nie mam żadnej choroby psychicznej! Tak!' 
-Podobno sny są zwykle odzwierciedleniem tego, czego najbardziej się boimy i czego najbardziej pragniemy. Jak było u pana?- spytała psycholog, ponownie poprawiając duże okulary. 
-Większości rzeczy z mojego snu się boję-odparł Fabregas, zamyślonym głosem- Ale nie wszystkiego. 
-Reszta to pana marzenia, tak? 
 Cesc pokiwał lekko głową.
-A Blanca?- dodała szybko lekarka- Myśli pan o niej czasami? 
 Fabregas zmarszczył brwi. 
 Całe wakacje 2009 spędził w Nowym Jorku, z czego większość z poznaną kilka miesięcy wcześniej Daniellą. Gerard twierdził, że nie pamięta dziewczyny, którą Cesc mógłby tak potraktować. A Neymar także bardzo wiarygodnie zapierał się, że żadnej Blanci Iriarte nie zna. 
-Ja po prostu ją sobie wymyśliłem. Nikt taki nie istnieje. Ona była zbyt idealna. W ogóle...ostatnio myśląc nad moim snem doszedłem do wniosku, że wiele rzeczy było w nim przesadzonych,przejaskrawionych, były pozbawione szczegółów, niedopracowane...To był zwykły sen, tylko trochę dłuższy niż inne. 
 Kobieta uśmiechnęła się lekko. 
-Panie Fabregas...My wszyscy możemy jedynie dążyć do ideału. To powinien być jeden z najważniejszych celów w naszym życiu- powiedziała spokojnie, po czym lekko pochyliła się w stronę Cesca- Ale po tym jak poznałam pana przyjaciół- Leo, Gerarda i Carlesa, pana ukochaną i cudowną córeczkę...mogę chyba bez wyrzutów sumienia stwierdzić, że pańskie życie jest bardzo blisko ideału. I nawet w żadnym śnie nie mogłoby być ono lepsze, niż jest teraz.
 Fabregas w zamyśleniu pokiwał głową i uśmiechnął się lekko.
 Miał przyjaźń.Miłość.I szczęście. 
'Lepiej i tak już nie będzie' 
_________________________________________________________________

I tak oto ukazuje się ostatni rozdział tego opowiadania. 
Płakać będę przy epilogu, więc na razie spokojnie. Opanujmy wzruszenie.
Proszę o komentarze, bo wiecie, że was kocham. Pokażcie, że było i jest was tutaj dużo :3
Buziaki :* ♥


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 29: Trudno wierzyć w cuda kiedy się ich nie doświadcza.

Dedykacja dla Huberta- kiedy ty sam siebie nie rozumiesz, a ktoś cię rozumie, wiesz, że cuda jednak się zdarzają. 

Barcelona, sierpień 2013 


 W głowie Cesca zaczęło nieprzyjemnie szumieć. Było to szumienie tak głośne i intensywne, że po kilku minutach stało się wręcz nie do zniesienia, a Fabregas zaczął pragnąć ponownej utraty przytomności. W pamięci miał pustkę. Ciemną, niewypełnioną lukę- jedyne, co pamiętał, to El Clasico. Nie wiedział, gdzie jest i co się stało. 
 Wszystko przeraźliwie go bolało.
 'Cholera, znowu piłem z Albą?' 
 Huk rozklejanych powiek zawirował mu głowie, a powietrze wdychane do płuc wydawało się jakieś ciężkie. Najpierw uderzyła go wszechogarniająca biel. Z grymasem bólu na twarzy przymknął oczy, ale po chwili ponownie spróbował rozejrzeć się po pomieszczeniu, co jakiś czas nerwowo mrugając, by jak najszybciej przyzwyczaić źrenice do światła jarzeniówek. 
 Cesc leżał na łóżku szpitalnym. Zaraz obok niego stało kilka aparatur, które co chwilę podejrzanie pikały lub wydawały z siebie inne dźwięki. Do prawej ręki miał doprowadzoną kroplówkę. 
 Tak, zdecydowanie szpital. 
 'To tłumaczyłoby dlaczego jest tu tak, kurwa, jasno!' 
 Fabregas niezgrabnymi ruchami, rozciągając piżamę w szare paski, spróbował podnieść się do siadu.
 Nagle przypomniał sobie przebieg meczu. Faul. Upadek. Ronaldo. 
 Nie wierzył, że przez taką kontuzję tak bardzo będzie go wszystko bolało. A już na pewno nie głowa, którą normalnie rozsadzało ciśnienie. 
 W pewnym momencie, uważnie lustrując jasne pomieszczenie, zatrzymał wzrok na kimś, kto ,skulony w nienaturalny sposób, spał na fotelu pod drzwiami do sali...i kto niesamowicie chrapał. 
 Cesc zmarszczył brwi, lekko zaniepokojony. Po chwili w kącie zauważył stary, wysłużony plecak z herbem Barcy. 
 'Niemożliwe...'
 Fabregas w przerażeniu wsłuchiwał się w dźwięki, jakie wydawał z siebie Gerard, i ,nie odrywając od niego wzroku, czuł, że jego oddech przyspiesza. 
 'Ale jak?... Przecież...No jak?!' 
-Ge-Ge-Geri?-wyjąkał szeptem Cesc. Po chwili, kiedy nie przyniosło to żadnych efektów, spróbował bardziej skutecznego sposobu- Pique, kurwa mać! 
 Kataloński obrońca ocknął się z głębokiego snu i podniósł z fotela, z niezadowoleniem mrucząc pod nosem coś w stylu 'nigdy ci się nie dadzą wyspać'.
 I nagle ich spojrzenia się spotkały. 
 Fabregas z niedowierzaniem patrzył w oczy przyjaciela, którego od ponad pół roku nie wiedział nawet przez chwilę i którego był gotowy pożegnać już na zawsze. 
 Gerard, leniwie rozciągając mięśnie, podszedł do łóżka Cesca i oparł się o jego szczyt u stóp pomocnika Barcy- cały czas patrzył wprost na niego.
-Witamy z powrotem w świecie żywych- powiedział wesoło, po czym szeroko się uśmiechnął. 
-Co ja tutaj robię?-spytał półgłosem Fabregas. Wciąż nie wierzył w to, co widział. Po chwili dodał, trochę pewniejszym głosem-Co TY tutaj robisz?
'Cholera, co się dzieje?' 
Gerard spuścił wzrok, ale z jego ust nie zszedł uśmiech.
-Lekarz ostrzegał...-powiedział i zamilkł na chwilę. Nagle znowu spojrzał na Cesca- Możliwe, że nic nie pamiętasz. Przez tydzień byłeś nieprzytomny. Podczas meczu z Santosem, kiedy strzeliłeś gola, paru kibiców weszło na boisko i ,zanim ktoś zdążył interweniować, ciężko cię pobili.
 Fabregas z niedowierzaniem kręcił głową. Nagle jakoś dziwnie drażniące wydało mu się pieczenie dolnej wargi i zaklejonego plastrem, rozciętego łuku brwiowego.
-Chwila...to jaki mamy dziś dzień?- to wszystko nie mieściło się w jego głowie. Jakim cudem rozmawiał z Pique? I...mecz z Santosem? 
 'Zwariowałem' 
 Gerard uniósł brwi, widocznie zdziwiony pytaniem przyjaciela. Po chwili namysłu odpowiedział: 
- 9 sierpnia 2013, a...coś nie tak?- w jego głosie brzmiała podejrzliwość. 
 Cesc przerażony wciągnął powietrze do płuc. 
-Ale...przecież...-Fabregas znowu umilkł, nie potrafiąc złożyć słów w logiczne wypowiedzi. 
 To prawie rok. 
 Więc co-to wszystko to był tylko sen? Śpiączka, podczas której jego mózg się nudził, zafundowała mu najlepiej dopracowany sen w życiu? 
 'Niemożliwe' 
 Myśl, że odejście Danielli, wypadek Gerarda, nielegalny transfer, Blanca i cała reszta- to był tylko wytwór jego chorej wyobraźni...była dla niego niemałym szokiem.
 No właśnie-Blanca. To wszystko oznaczało, że kobieta, którą tak pokochał, prawdopodobnie nie istnieje i jest tylko jedną z postaci w jego wyimaginowanej układance. Tylko myśląc o tym czuł, że jego klatka piersiowa zapada się, bez zamiaru powrotu.
 Cesc spojrzał na Gerarda zaszklonymi od łez oczami. On wciąż wpatrywał się w przyjaciela z uniesionymi brwiami. Nic zapewne nie rozumiał z dość nietypowego zachowania Fabregasa.
-Coś nie tak?- powtórzył Pique, zmartwionym głosem.
-Po prostu...-urwał Cesc.
 I nagle spłynęły na niego wątpliwości.
 A co jeżeli właśnie to, cała ta rozmowa z Pique, jest jego wyobrażeniem? Doznał poważnej kontuzji. Może to właśnie ona spowodowała taką aktywność mózgu? Nie był już niczego pewien. 
 Jedynie tego, że może Gerardowi zaufać.
-Bo...ja miałem bardzo dziwny sen. I..nie jestem do końca pewien czy to na pewno był TYLKO sen- tłumaczył powoli Cesc, chcąc by przyjaciel dobrze go zrozumiał. 
 Pique kilka razy pokiwał głową. 
-Dobrze...To może...czy w tym swoim śnie zrobiłeś coś co mogło zostawić na twoim ciele trwały ślad?-spytał po chwili.
-Tak, dwa tatuaże-odparł szybko Fabregas -Jeden tutaj- dodał i wskazał na nadgarstek, na którym jednak nie było nic oprócz wenflonu od kroplówki.
-Może to właśnie wbijana igła dostarczyła do twojego mózgu bodźce, by myśleć, że robisz sobie tatuaż. I już! Tajemnica snu rozwiązana!- powiedział tryumfalnie Gerard. 
-A...czy Daniella...- zaczął nieobecnie Cesc, zatapiając się w hipotetycznych wytłumaczeniach jego zachowań w czasie śpiączki.
-Zaraz tu będzie, tylko zostawi Lię u Shak- dokończył za niego Pique, patrząc na wyświetlacz telefonu, który chwilę wcześniej wyciągnął z kieszeni. Odwrócił się na pięcie, wziął z kąta plecak i spojrzał na Cesca jeszcze raz, szeroko się uśmiechając- A ja lecę na trening. Niedługo zaczynamy ligę, a ty masz do tego czasu wyzdrowieć, panie Fabs.
-Geri...pamiętasz wakacje 2009?-spytał nagle pomocnik.
-No jasne, kto by tego nie pamiętał- odparł Gerard z jeszcze szerszym uśmiechem- Każdy do dzisiaj wspomina urlop w Nowym Jorku. No i chyba..chyba wtedy poznałeś Daniellę, tak? 
 'A więc Blanca pewnie nie istnieje'
-Przyjdę jeszcze wieczorem- dodał Pique, zakładając skórzaną kurtkę- A wtedy opowiesz mi caaaały swój sen, jasne? 
-Jasne- odparł cicho Cesc.
-Do wieczora, mordo!-krzyknął Geri i po chwili zostawił go samego w szpitalnej sali.
_____________________________________________________________________

Tsaa, to się chyba nazywa nieoczekiwany zwrot akcji :D 
Nie jestem w tym najlepsza więc same oceńcie :3
I proszę, błagam o komentarze. Wystarczy mi jedno słowo, jednak literka nawet, albo dwie. Ale cokolwiek, proszę, bo to nie ma sensu bez was ;-; 
No i jeszcze jeden rozdział i epilog. 
Buziaki :* ♥



sobota, 14 marca 2015

Rozdział 28: El Clasico to nie mecz. To walka. Bój na śmierć i życie.

Dedykacja dla K.- dziękuję trochę kolorów. 

Barcelona, maj 2014 


zapowiedź
 
soundtrack
   Na twarzy Cesca trwała szalona gra świateł.Co chwilę oślepiany błyskiem aparatów, schylił się, poprawił getry i jeszcze raz dokładnie zawiązał sznurówki korków. Czuł, że ręce mu drżą. Z niewzruszoną miną wyprostował się i poczuł jak wszystko wokół niego zwalnia.
 Ludzie z obsługi wciąż biegali po tunelu Camp Nou jak psychopaci, ale jakby nie tak szybko. Co chwilę ktoś wchodził na boisko, a ktoś właśnie z niego schodził, robiąc zamieszanie. Valdes zakładał rękawice, mocno zaciskając paski. Neymar podskakiwał w miejscu, później wybijał palce ze stawów, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić. Messi stał ze spuszczoną głową i złożonymi dłońmi, chyba się modlił. Puyol stał przy samym wyjściu z tunelu i rozmawiał o czymś z arbitrem, żywo gestykulując. Alexis nerwowo przeczesywał włosy raz jedną, raz drugą ręką, po czym zaczął podwijać nogawki spodenek. Xavi szeptał coś do Iniesty, pocierając czoło. Alba stał w środku tego burdelu i z wielkimi oczami, niczym dziecko we mgle, rozglądał się dookoła. 
 Po drugiej stronie tunelu, za barierką, stali piłkarze Realu. Twarze jakby znane, ale nie znajome. Rozgrzewali się, rozmawiali między sobą, ale na tym koniec. Zero prowokujących spojrzeń,jednoznacznych gestów czy chamskich tekstów.
 Fabregas zdał sobie sprawę, że nic nie słyszy. Ani wybijanych palców Neymara, ani dyskusji Puyola z sędzią, ani szeptów Xavi'ego, ani kłótni Ramosa z Isco, ani hymnu śpiewanego przez kibiców. Był tylko on, przerażone bicie jego serca i ciężki, głęboki oddech. Nie podejrzewał, że poczuje się tak dopiero na chwilę przed wyjściem na boisko. Ale kiedy przyszedł ten meoment, było o wiele gorzej niż się spodziewał. Powoli robiło mu się niedobrze. 
 'Dasz radę, Cescy' 
 Nagle podbiegł do niego Bartra. Krzyczał coś. Fabregas patrzył jak jego usta bezgłośnie poruszają się w zwolnionym tempie. Nie słyszał ani jednego słowa Marca. Nadal był tylko szalony łomot jego serca i ciężki oddech.
 Powoli piłkarze i sędziowie zaczęli wchodzić na murawę. Cesc wciąż zdezorientowany, popchnięty przez Bartrę, nieobecnie przeszedł parę metrów tunelu i wyszedł na płytę boiska. Uderzyła go jasna fala reflektorów Camp Nou. Lekko mrużąc oczy rozejrzał się po stadionie- cały świecił bordowo-granatowymi koszulkami, szalikami i flagami. Na jednej z trybun rozpościerała się wielka mozaika z napisem "Cesc". 
 Odwrócił się i spojrzał na trybunę za sobą, zmierzając na swoje miejsce obok Alexisa. Wszyscy kibice stali. Krzyczeli coś, śpiewali, ale Katalończyk nadal ich nie słyszał.
 Nagle kolory i kształty nabrały ostrości, oddech przyspieszył, a do uszu Fabregasa dobiegły wszystkie odgłosy stadionu. 
 Mężczyzna uśmiechnął się słabo, stanął obok Sancheza, a po chwili tuż obok niego pojawił się Bartra. 
 Hymn. Jego serce zadrżało. Ale nie wyrwało się z piersi, choć chciał by tak zrobiło. Przynajmniej mogłoby tu zostać na zawsze. 
 Po całym oficjalnym wstępie, sędziowie tuż przed rozpoczęciem meczu poprosili o spokojną grę i rywalizację fair-play. Kilku piłkarzy Realu wymownie pokręciło głowami, ale nie padło żadne niemiłe słowo.
 'Wygramy to. Dla ciebie, Geri. Dla Barcy
 Zaczęli Królewscy. Zawody już od pierwszej minuty były bardzo zaciekłe i raczej pozbawione zasad. Cesc przez pierwsze parę chwil był odrobinę oszołomiony. Miał wrażenie, że odczuwa wszystko dookoła- drżenie gardeł kibiców śpiewających hymn Barcelony, wściekłość niemal przebijającą się przez skórę piłkarzy po każdej nieudanej akcji, delikatny materiał flag łopoczących na wietrze. 
 Nagle na trybunach ujrzał mały, niepozorny transparent- "We still love you, Cesc".
 Wiedział już, że tego wieczoru nie może pozostać w cieniu. 
 Nie tym razem. 


~*~


 -No i co jeszcze?! Może czerwoną do tego?!- krzyknął Neymar w kierunku sędziego. Jego postawa pozostała jednak niewzruszona. Najwidoczniej wybuch złości Brazylijczyka raczej nie zrobił na nim większego wrażenia. 
 Bale uśmiechnął się szyderczo, bezkarnie wyglądając znad ramienia arbitra. 
 Dopiero po chwili na miejscu sporu pojawił się Fabregas i Puyol. Kapitan podszedł do sędziego, próbując jakoś wynegocjować karę niższą niż żółta kartka, a Cesc odciągnął Neymara za rękaw trochę dalej. 
-Uspokój się. Z ławki nam nie pomożesz- powiedział, patrząc w rozwścieczone oczy przyjaciela- Zrozumiałeś? 
-Tak, tylko ja, kurwa, nic nie zrobiłem. To on mnie podciął- odparł da Silva.
 Po chwili podszedł do nich Carles.
-Ostatnie pouczenie, następnym razem już nic nie poradzę. Ogranij się, Ney- ostrzegł chłodno. 
 Sędzia jeszcze przez chwilę krzykiem prosił o mniej agresywne zachowanie i wznowił grę. 
 Mecz od samego początku był bardzo trudny. Odwaga i determinacja Madrytu sprawiała wiele problemów i czyniła ten finał jeszcze bardziej ważnym. Ale mimo to Katalończycy nie bali się spokojnej tiki-taki czy rajdów przez całe boisko.Dzięki temu już po kwadransie Barca objęła prowadzenie. Na konto Messi'ego wpadł kolejny gol, a na konto Neymara- asysta. 
 Ale mimo wszystko mecz jakoś nie wiódł się nikomu. 
 Cesc kiedy tylko mógł robił wszystko- w pomocy, w ataku, kilka razy nawet skutecznie w obronie. Wiedział, że ten finał należy do niego i nie może tego zmarnować.
 Kończyła się pierwsza połowa. Arbiter doliczył dwie minuty. Leo zgrabnym ruchem podał piłkę do Fabregasa. Obaj, omijając licznych piłkarzy Realu, gnali pod bramkę przeciwnika najszybciej jak się dało.
 Katalończyk szukał zwrotnego podania do Messi'ego, ale na próżno- wszyscy obrońcy już wrócili, a w polu karnym zrobiło się strasznie ciasno. Tuż przed bramkarzem kręcił się Neymar i Alexis, ale obaj byli dobrze kryci, więc Cesc nie widział innego wyjścia. Nie chcąc stracić takiej sytuacji, strzelił na bramkę, nie oczekując po tym strzale zbyt wiele. 
 Po chwili jednak, słysząc radosne wiwaty kibiców i kolegów z drużyny, którzy teraz zbiegali się do niego z całego boiska, zorientował się, że trafił. 
 Nie mógł uwierzyć, że się udało. Sędzia zakończył połowę meczu, a piłkarze Barcy zamiast schodzić do szatni, podrzucali Fabregasa i śpiewali. 
 Skończyli 45 minut gry wynikiem 2:0. 
 'Nie możemy tego teraz zawalić' 
 Kiedy w końcu koledzy postawili do na murawie, Cesc ucałował "L" złożone z palców i wskazał na swój nowy, lekko jeszcze zaczerwieniony tatuaż na nadgarstku- "GLC"- Gerard, Lionel, Carles.
 Po chwili, schodząc do szatni i znikając z obrębu kamer, z lekkim, nieprzytomnym uśmiechem pogładził palcami inny, naznaczony atramentem znak na jego skórze, o którym nikt jeszcze nie wiedział- chodziło o malutką literkę na jego karku- "B". 

~*~

 Fabregas został sam w szatni. Wszyscy już wyszli, tylko on został, by jeszcze trochę rozmasować twarde łydki- czuł, że jego mięśnie pod wpływem wyczerpującego wysiłku kurczą się i buntują. Jeszcze nigdy nie bolało to tak bardzo.
 Nagle w drzwiach do szatni Barcelony stanął Ronaldo. Skrzyżował ręce na piersi i zrobił kilka kroków w stronę Cesca.Uśmiechnął się lekko. 
-To był doskonały strzał- powiedział cicho. W jego głosie brzmiała nuta podziwu. 
 Katalończyk uśmiechnął się krzywo, z grymasem bólu na twarzy dotykając podbicia stopy- kolejne nerwy i mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. 
-Dzięki...Ty też dzisiaj błyszczysz- odparł Fabregas, zakładając korki i wiążąc sznurowadła. Spojrzał na Cristiano- Brakuje tylko bramki do ideału. 
 Portugalczyk prychnął śmiechem- albo nie wierzył w swoje możliwości, albo uznał to za obrazę. Bez różnicy- Cesc nie rozwodził się nad tym, jak Ronaldo zrozumiał jego słowa.
 Wstał i znowu wykrzywił się z bólu. Mimo to po chwili spróbował się uśmiechnąć. Już chciał coś powiedzieć, kiedy piłkarz Realu nagle zapytał: 
-Czy to prawda, że to twój ostatni mecz w koszulce Barcelony? 
 Z twarzy Fabregasa zniknął uśmiech, nawet ten wykrzywiony bólem. Spojrzał w oczy Cristiano.
-Tak, ale wolałbym teraz o tym ani nie myśleć, ani rozmawiać.
 Ronaldo pokiwał lekko głową i spuścił wzrok. 
-Chodźmy już, zaraz zaczną- dodał bezbarwnie Cesc, ruszając do wyjścia z szatni. 
 Po chwili Portugalczyk dogonił go i razem, w milczeniu, szli przez tunel Camp Nou. Chwilę przed wyjściem na murawę, piłkarz Realu znowu się odezwał.
-Tak w ogóle to...bardzo mi przykro. Wiem, że musisz teraz bardzo cierpieć.
 Fabregas zmarszczył brwi. W pierwszej chwili pomyślał, że jest mu przykro z powodu jego odejścia do Anglii. Ale wydało mu się to zbyt podejrzane. 
-Śmierć przyjaciela to straszne przeżycie. Mam nadzieję, że to cię nie złamie, Cesc- powiedział Cristiano zupełnie poważnie, patrząc mu w oczy. Poklepał go po ramieniu- Pique był wspaniałym piłkarzem i człowiekiem.
 Po czym Ronaldo tak po prostu wbiegł na boisko i ustawił się na swojej pozycji. 
 A Fabregas nadal stał zdezorientowany tuż przy linii bocznej. 
'Co on pierdoli? Przecież Gerard żyje' 
 Ale nagle w jego głowie pojawiło się tysiąc czarnych myśli. 
'Ale...przecież...' 
 Nagle podszedł do niego Martino.
-Wszystko w porządku?- spytał zmartwiony.
- Mister, Pique żyje, prawda?- powiedział bez emocji, patrząc na martwy punkt gdzieś na przeciwnej trybunie. 
-Oczywiście, że żyje- odparł zdziwiony Tata- A cóż to w ogóle za pytanie?
 Cesc pokiwał głową po czym bez słowa wszedł na murawę. 
 'Mój przyjaciel żyje i ma się bardzo dobrze' 
  Idąc na swoją pozycję spojrzał w stronę uśmiechniętego Ronaldo. Oczywiście, całe te kondolencje miały na celu wyprowadzenie go z równowagi. 
'Niezły chwyt. Prawie, że brzytwy'
 Jeszcze bardziej zdeterminowany i pewny siebie zaczął drugą połowę. Wszystko wychodziło mu niemalże idealnie. Zabierał piłki, rajdami przenosił akcję na drugą stronę boiska, dośrodkowywał, odwalał robotę za trzech.
 Nagle Cesc dostał piłkę od Alby. Pewnie ominął Ramosa i przez chwilę kiwał się z Isco. W tym czasie w polu karnym znalazł się Neymar i Alexis. Fabregas precyzyjnie wykopał do nich futbolówkę.
 W ułamku sekundy poczuł jak uginają się pod nim kolana. Ktoś ostrym wślizgiem wjechał mu w nogi. Piłkarz Barcelony z hukiem uderzył placami o murawę.
-Trzeba się było nie wychylać i zrozumieć delikatną aluzję, kataloński szczurze- powiedział ktoś tuż nad nim. 
 Cesc czuł, że powietrze blokuje mu się w płucach. Nie mógł wziąć oddechu. Nagle tuż obok niego pojawił się sędzia i kilku fizjoterapeutów. Krzyczeli. Fabregas słyszał ich jak przez grubą szybę, a widział jak przez mgłę. Po chwili przez skorupę przebiły się krzyki Messi'ego, wściekły głos Puyola i spokojny, zimny głos arbitra.
-Ronaldo, czerwona kartka.
 Wciąż nie mogąc złapać oddechu, poczuł, że coś rozsadza jego głowę od środka. Zamrugał kilkakrotnie i stracił przytomność. 
_______________________________________________________________

Przepraszam kibiców Realu za to jakiego potwora zrobiłam z Ronaldo. Ale pisałam ten rozdział w czasie wielkiej nienawiści do tego pana. Więc przepraszam :D 
Obiecałam rozdział w weekend- jest rozdział. 
Dziękuję za ten jeden komentarz pod zapowiedzią. To dla mnie bardzo ważne :3
A tak w ogóle nasz misiaczek-pysiaczek-Fabsiu będzie miał drugą córeczkę :3 
Buziaki :* ♥

Lia taka piękna *-*

poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 28: El Clasico to nie mecz. To walka. Bój na śmierć i życie/ ZAPOWIEDŹ

Dedykacja dla pani Agnieszki

Barcelona, maj 2014



 Cesc włączył muzykę w słuchawkach i ,całkowicie odłączony od otaczającej go rzeczywistości, przemierzał korytarze, przechodząc przez najdłuższe tunele Camp Nou. 
 Wielu jego znajomych sportowców stosowała taki trik- zatapiali się w ulubionych dźwiękach przed ważnymi zawodami. Albo by odzyskać wewnętrzny spokój i ciszę, albo by zagrzać się jeszcze bardziej do walki. Dla Fabregasa był to pewien niezastąpiony sposób na odcięcie się od emocji. Muzyka go oczyszczała, powstrzymywała przed zbędnymi analizami, myśleniem o całkiem drugorzędnych sprawach. Pomagała się skupić, trzymać myśli w ryzach, nie pozwalać im się rozproszyć. 
 Dawała wręcz swego rodzaju pewność. Pewność, że nie ucieknie nagle ze stadionu i nie zaszyje się gdzieś w najgłębszym kącie swojego domu, tylko dlatego, że znaczenie jakiegoś ważnego meczu po prostu go przerosło.
 Pewność, że nie zachowa się jak amator.
 I choć od dawna amatorem nie był i od początku, od dziecka, doskonale wiedział, że ta ukochana Barcelona, ta, w której zawsze pragnął grać, nie znosi porażek, że nie wybacza błędów- to za każdym razem czuł w sercu takie dziwne kłucie, jakby z każdą sekundą ktoś wbijał mu w nie szpilkę. To nie bolało. Przypominało tylko o tym, jakie to wszystko ważne. Przypominało, że nie może nikogo zawieść, a już zwłaszcza siebie. 
 Tej nocy wcale nie zamierzał oszczędzać sobie wysiłku. Finał Ligi Mistrzów, rozgrywany między FC Barceloną i Realem Madryt było wielkim wydarzeniem. 
 Dla zdenerwowanych, zestresowanych do granic możliwości piłkarzy, w których wszyscy pokładali nadzieję.
 Dla kibiców, którym równie mocno udzielał się bojowy nastrój. 
 Dla mediów, bijących się o prawa do emisji meczu, głowiących się nad okładką gazety następnego dnia i doszukujących się ukrytych znaczeń z ruchu warg sportowców. 
 Ale za tym wielkim widowiskiem, wspaniałą ucztą świata piłki nożnej, nazywanej przez dziennikarzy i ekspertów "sportowym wydarzeniem roku"- kryła się nienawiść. Silny, surowy męski świat, który rządził się już bardziej pieniędzmi i znajomościami niż tylko samą piłką i umiejętnościami. Wymagał walki, ciągłej rywalizacji, nawet poza boiskiem. Pompowanie balonika. Najczęściej wyimaginowane afery, kłótnie i spory między piłkarzami, trenerami, całymi klubami. A i tak zwykle takowe występują między kibicami. 
 Ironia. 
'Nie tak to powinno wyglądać' 
 Cesca z zamyślenia wyrwał ruch po jego prawej stronie- obok jego ramienia pojawił się El Turco.Ochroniarz Messi'ego. Jego obecność zwiastowała przybycie samego Argentyńczyka. Fabregas lekko jeszcze rozkojarzony rozejrzał się dookoła- tuż za sobą zobaczył wyszczerzonego Leo, który kroczył przez korytarz Camp Nou niczym wesoły przedszkolak. Katalończyk uśmiechnął się do niego i ponownie spojrzał na wyższego o głowę mężczyznę w czarnym garniturze, o niewzruszonym wyrazie twarzy. 
 El Turco był zawsze i wszędzie tam, gdzie Messi'emu mogło grozić niebezpieczeństwo. Nieraz ratował go przed szalonymi fanatykami i przesadnie nachalnymi dziennikarzami. Osobisty ochroniarz Leo był jedną z tych osób, które broniły go przed zbyt wymagającymi zasadami świata piłki. Może to właśnie dlatego Messi nigdy nie wyszedł z okresu, kiedy gra była zabawą i pasją. A nie ogólnoświatowym biznesem do prania brudnych pieniędzy. 
'On nadal gra o rower'
 Przy Leo wszystko wydawało się łatwiejsze. Gra, którą obaj prowadzili od dawna, nadal była dla niego sensem życia. Kochał to jak nikt inny. Żył tym, choć miał życie poza piłką.
'Ale on nie musi, na szczęście, przekonywać się o bólu jaki potrafi sprawić ta pasja'
 Od kiedy podpisano transfer, Cesc stracił różowe okulary, przez które patrzył na to wszystko. Wiedział, że będzie mu tego brakować kiedy wyjedzie. Ale widząc ten dziecinny uśmiech na twarzy Messi'ego, wiedział już, że tej nocy da z siebie więcej niż zawsze. 
 Fabregas odłączył słuchawki od telefonu i schował je do bocznej kieszeni torby. 
-Wszystko w porządku?- spytał Leo, zrównując z nim krok.
-Teraz już tak- odparł Fabregas, spoglądając w przyjazne, ciemne oczy Argentyńczyka. Kiedy obok nich pojawili się także Xavi, Iniesta, Valdes, Puyol, Neymar, Alexis i kilku innych piłkarzy, powtórzył ciszej- Teraz już tak.
 Po chwili na jego plecy wskoczył Alba, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowane dźwięki.
 Udało się.
 Muzyka podziałała.
 Był już spokojny. 
______________________________________________________________

Przepraszam. To mój powrót tutaj po dwóch miesiącach.
Może rozdział (a właściwie to jego zapowiedź) nie jest jakiś super świetny, ale ja i tak uważam to za postęp.
Przez pewien czas miałam... jakby to dobrze ująć- bardzo duże problemy z weną. I musiałam na jakiś czas dać sobie spokój z pisaniem. Niestety, bo pomysłów miałam dużo, tylko po prostu nie umiałam ich jakoś ładnie i w miarę składnie pozbierać do kupy.
Ale teraz już wracam. Na początku może być dziwnie. Ale poprawię się.
Nowe opowiadanie pojawi się po epilogu tutaj. 
Rozdziały będą się ukazywać w każdy weekend.
Na razie nie przewiduję powrotu na Dziennik niedoszłego samobójcy. Po prostu nie chcę zrobić z tego głupiego i bezsensownego zbitku moich myśli.
Ale za to obiecuję nadrobić wszystkie wasze opowiadania, o które śmiało możecie dopominać się tutaj i w zakładce Wasze blogi. 
Dziękuję za ponad 13,500 wyświetleń ♥ 
Cóż, to chyba tyle.
Proszę o komentarze, pokażcie mi, że warto się starać :3
Buziaki :*  ♥ 


niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 27: Nie można być całe życie smutnym. To do niczego nie prowadzi. Za to uśmiech otwiera wszystkie drzwi.

Dedykacja dla Patryka- koleżko, jak coś jej zrobisz to zginiesz, pamiętaj :3

Barcelona, maj 2014



 Cesc delikatnie zamknął tylne drzwi domu, przepuszczając w nich Barca. Pies od razu pobiegł do kuchni, gdzie zawsze stała jego miska- pewnie był głodny.
 Na dworze i w domu panował już przyjemny półmrok. Ale mimo wszystko było jeszcze za wcześnie, żeby pojechać do szpitala, więc Fabregas wrócił do domu, żeby chociaż się przebrać i oddać Leo samochód. Stwierdził, że nawet jeżeli miałby się tłumaczyć reporterom, którzy wiernie czekali na niego pod bramą, to i tak pojedzie do Blanci już swoim Audi- Messi powinien niedługo jechać na wieczorny trening.
 Właśnie, trening.
 Cesc wszedł do kuchni, dał psu trochę karmy i wyjął z kieszeni telefon. Wybrał numer Martino i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Słucham?- głos Taty rozległ się już po dwóch sygnałach.
-Dzień dobry, trenerze. Niestety nie będzie mnie dzisiaj wieczorem w Ciutat.
-Dlaczego? Coś się stało, Cesc?- spytał zmartwiony.
-Moja dziewczyna, Blanca...Jest w szpitalu. Poroniła- powiedział Fabregas.
-O mój Boże...Dobrze, rozumiem. O nic się nie martw, jutro też masz wolne. Wszystko załatwię...A jak ona się czuje?
-Fizycznie raczej dobrze. Gorzej z psychiką.
-A ty?
 Cesc zamarł. Przez chwilę zastanawiał się jaka odpowiedź na to pytanie będzie najlepsza.
A wszystkie jakie pojawiły się w jego głowie wcale nie nadawały się do uspokajania Martino.
-Jakoś się trzymam- skłamał- Dziękuję, trenerze. Do zobaczenia w sobotę.
-Do zobaczenia, Cesc.
 Piłkarz zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni. Zacisnął mocno powieki, żeby tylko się nie rozpłakać.
 Wcale się nie trzymał.
 Był chyba bardziej tym wszystkim zmartwiony niż Blanca.
 Westchnął głęboko i otworzył oczy. Nie mógł przecież zwariować.
 Wyszedł na korytarz zdejmując swoją czarną bluzę. Już miał wejść do salonu, kiedy zatrzymał się wpół kroku.
 Na sofie, pod kocem, leżała Carlota. Chyba spała.
 Obok niej, na podłodze, siedział Leo. A z nim- Lia. Bawili się kolorowymi klockami, budując jakiś domek.
 Fabregas wszedł do salonu.
-Dawno zasnęła?- spytał cicho, wskazując na swoją siostrę.
Messi podniósł wzrok. 
-Jakąś godzinę temu- odpowiedział.
Cesc usiadł obok siostry- skulona dziewczyna zajmowała jedynie połowę miejsca na sofie. Wziął z dywanu swoją córkę i posadził ją na swoich kolanach.
-A ty księżniczko co dziś robiłaś?- spytał, próbując się uśmiechnąć, i połaskotał ją bo brzuchu. Dziewczynka w odpowiedzi głośno się zaśmiała.
-Wstała jak tylko wyjechałeś, więc razem z Carlą jakoś się nią zajęliśmy- odparł Messi. Po chwili dodał z niepewnością-....Ona nadal śpi w południe, prawda? 
-Mhmm- odburknął Cesc, raczej nie skupiając się na niczym do powiedział jego przyjaciel. 
Leo popatrzył na niego podejrzliwie.
-Gdzie jest Blanca?
Fabregas milczał, wpatrując się w martwy punkt przed sobą.
-Coś się stało?...Długo cię nie było, Carlota zaczynała się martwić.
Pomocnik pokiwał głową w ciszy. Z powrotem posadził swoją córkę obok Messi'ego wśród zabawek.
'Kurwa, dlaczego mi zawsze musi trafić się coś takiego? Czym im tam w górze tak zawiniłem?'
-Blanca poroniła- odparł nieobecnym głosem. Spojrzał na Leo.
 Twarz jego przyjaciela zawsze wyrażała wiele emocji. Od kiedy zabrakło między nimi Gerarda, kiedy jeszcze bardziej zacieśniły się więzy między nimi, Fabregas trochę celniej odgadywał uczucia Leo...
 Ale w tamtej chwili Cesc nie potrafił nic zrozumieć. Żal, współczucie, smutek, zmieszanie. Połączenie różnych uczuć, których właściwie nie powinien znać ktoś taki jak Messi.
 Milczenie zaczynało być głośne. Nawet Lia (która szukała wśród klocków tego jednego, właśnie teraz potrzebnego jej do budowy domku) nie odważyła się go przerwać.
 Leo kilka razy próbował się odezwać, ale ciągle z tego rezygnował. Jakby nie wiedział jakie słowa będą najlepsze.
-Cesc, przykro mi...- powiedział niepewnie po kilku minutach ciszy.
-Wiem... Tylko po prostu zaczynam mieć żywą nadzieję, że to jakiś straszny, niesamowicie głupi sen- powiedział Fabregas- Zwariuję niedługo.
 Znowu zapadła cisza. Nagle do salonu wszedł Barc. Pies podszedł do Cesca i usiadł u jego stóp. Pomocnik poklepał go po grzbiecie, po czym owczarek zainteresował się Lią, która dopiero teraz go zauważyła, uśmiechnęła się szeroko i zaklaskała małymi rączkami. 
 Fabregas rozciągnął lekko usta, po czym westchnął głęboko.
-Po prostu mam już, kurwa, dość- szepnął i ukrył twarz w dłoniach.
 Leo spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.
-Już późno, jadę na trening. Cześć, mała- powiedział do Lii, delikatnie szturchając ją w ramię.
Wstał i już miał iść na korytarz, kiedy zatrzymał się nagle.
-Cesc, moje kluczyki.
-Racja- odparł szybko Fabregas, wyciągnął je z kieszeni spodni i rzucił Messi'emu.
 Argentyńczyk popatrzył na przyjaciela jeszcze raz.
-Trzymaj się, stary.
 Pomocnik spróbował się uśmiechnąć.
 Po chwili usłyszał tylko trzask zamykanych drzwi.


~*~

 Cesc zatrzymał samochód na podjeździe i zgasił silnik. Spojrzał na Blancę. Dziewczyna oderwała wzrok od szyby i przeniosła go na swojego chłopaka, uśmiechając się lekko.
 Powinna wrócić ze szpitala już dawno. Ale dla bezpieczeństwa i pewności, że już naprawdę wszystko w porządku, została tam przed tydzień.
 W ciągu całej drogi przez miasto mówiła tylko o przeprowadzce do Anglii, o tym, że po drodze odwiedzą Polskę i jakie dokładnie miejsca w tym kraju Iriarte mu pokaże.
'Całą drogę? Ona o tym nawija od tygodnia!'
 Mimo, że niektóre z planów Blanci były wręcz fizycznie niemożliwe do wykonania, Fabregas cieszył się, że zamiast ciągle płakać z powodu utraconego dziecka, znalazła sobie inne, pochłaniające zajęcie, które w jakiś skuteczny sposób odciągały ją od smutku.
 Nawet jeżeli mowa o konfrontacji z matką dziewczyny- panią Anną Iriarte, której Cesc nawet przed owym spotkaniem już szczerze nie lubił.
'A śmiałem się z Pique jak miał problemy z teściową...'
 Fabregas uśmiechnął się szeroko na myśl o przyjacielu, którego stan zdrowia w ostatnich dniach się poprawił, co napawało pomocnika lekkim optymizmem. 
-Zacząłeś już trochę przygotowywać rzeczy do wyjazdu?- spytała nagle Blanca, wyrywając go z zamyślenia wesołym głosem. 
 Ta przeprowadzka naprawdę musiała ją cieszyć.
-Zobaczysz- odparł Cesc, łobuzersko się uśmiechając- Chodź.
 Wysiedli z samochodu i po tym jak Fabregas wyciągnął z bagażnika torbę Blanci, skierowali się do drzwi willi, które, jak się okazało, były otwarte. 
-Mamy gości czy włamanie?- spytała poddenerwowana Blanca, jak oparzona zabierając dłoń z klamki.
-Tak jakby gości- odparł uśmiechnięty piłkarz.
-Musisz mówić zagadkami?- powiedziała już spokojniej, lekko mrużąc oczy w stronę swojego chłopaka.
-Też cię kocham. 
 Fabregas pchnął drzwi. Na korytarzu, w straszym ścisku stał cały skład Barcelony. Każdy był uśmiechnięty od ucha do ucha, a na czele tego orszaku powitalnego stała Carlota z Lią na rękach. 
-Witamy w domu!- krzyknęli razem. 
 Cesc spojrzał na Blancę, która uśmiechnęła się lekko. 
-Ko
chanie, czy mamy jeszcze tą wódkę, którą przywiozłeś z Polski?- szepnęła.

-Trochę mamy- mruknął Fabs.
-A wystarczy dla wszystkich?-dodała. 
-...masz rację, skoczę po coś do sklepu- odparł. 
 Dziewczyna szerzej rozciągnęła usta i, biorąc od niego swoją torbę, spojrzała mu w oczy.
 Była naprawdę szczęśliwa.
 Cesc odetchnął z ulgą
'Leo i Carles mają zawsze dobre pomysły. A ten żeby zrobić imprezę powitalną dla Blanci- był wyjątkowo dobry, nawet jak na nich'
-No witam!- krzyknęła dziewczyna i ruszyła w stronę małego zbiorowiska na korytarzu.
 Kiedy Fabregas zobaczył jak Iriarte wita się ze wszystkimi piłkarzami, zapoznaje z Carlotą, bierze na ręce Lię- wraca do życia, spokojny o jej samopoczucie odwrócił się na pięcie i z uśmiechem ruszył do samochodu.
 _____________________________________________________

Jestem, moje drogie :)
Przepraszam za miesiąc przerwy, ale naprawdę szkoła (zwłaszcza te wszystkie ponadprogramowe konkursy, ooo tak -.-)  mnie zniechęca do wszystkiego . A kiedy już w końcu miałam czas to po prostu nie chciało mi się nic. Naprawdę.
Więc szczerze przepraszam i, niestety, nie obiecuję poprawy.
Ale za to was kocham :3 
Buziaki i Szczęśliwego Nowego Roku :* ♥ 




 hahahaha :3

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 26: Każdy kiedyś od­chodzi, lecz nie każdy z tą stratą się godzi.

Dedykacja dla Karola-... czasami słowa nie są potrzebne żeby się idealnie zrozumieć.

Barcelona, maj 2014

 Cesc lekko rozchylił zasłony i nerwowo przygryzł wargę. 
'Cholera, Leo- pospiesz się'
 Nagle usłyszał kroki na schodach. Opuścił salon i jeszcze raz spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu leżącego na stoliku pod lustrem. Wziął go do ręki i co raz bardziej zdenerwowany wybrał kontakt do Messi'ego, po czym włączył klawiaturę.
-Dzień dobry!- rzuciła wesoło Carlota, dopinając w biegu ostatnie guziki żółtej koszuli. Pokonała dwa ostatnie stopnie zgrabnym skokiem i z uśmiechem na twarzy dała buziaka w policzek bratu, który chaotycznymi ruchami pisał wiadomość. 
 Starszy Fabregas schował telefon do kieszeni spodni i spojrzał na siostrę, kierującą się do kuchni.
-Przeciętny- odparł bez entuzjazmu, odprowadzając ją wzrokiem do pomieszczenia obok.
 Po krótkiej chwili Lot wróciła w jego pole widzenia, trzymając w ręku szklankę soku pomarańczowego. Stanęła obok niego, oparła się o ścianę i uniosła brwi ze zdziwieniem.
-A to niby dlaczego?- spytała i wzięła łyk napoju.
-Spójrz, proszę, przez wychodzące na południe okno w salonie- odpowiedział Cesc, zaskakująco  precyzyjnie określając swoje polecenie.
 Carlota tym razem zmarszczyła czoło i, omijając brata, przemierzyła korytarz. Po raz ostatni pytająco zerknęła na starszego Fabregasa i weszła do salonu. Stanęła obok okna i, podobnie jak piłkarz parę minut wcześniej, delikatnie rozchyliła beżowe zasłony. 
-O kurwa...- powiedziała cicho dziewczyna- Nie wiedziałam, że jestem aż tak popularna.
 Cesc'owi, który nadal patrzył na siostrę ze swojego miejsca na korytarzu, opadły ramiona.
-Naprawdę, Lot? Naprawdę myślisz, że o to właśnie chodzi?- powiedział z ironią- Jesteś równie znana, jak ten filmik, na którym rzucamy w siebie lodami. A później cukierkami...i czekoladą...i błotem- kiedy usłyszał głośne parsknięcie śmiechem, połączone z dławieniem się, dodał- Mam wyliczać dalej?
 Odpowiedź nie padła.
'No tak- moja genialna siostra zakrztusiła się sokiem'
 Nagle Cesc usłyszał trzask zamykanych drzwi. Przez drugie, tylne wejście do willi wpadł Messi. Miał włosy w całkowitym nieładzie, przyspieszony oddech i kluczyki od samochodu w dłoni. 
-Siema, co się stało?- rzucił, próbując złapać haust powietrza.
 Fabregas popatrzył na niego z dezaprobatą. Podszedł do niego, złapał go za koszulkę i przeciągnął przez korytarz. Wszedł do salonu. Kiedy Leo zobaczył Carlotę, siedzącą na sofie, uśmiechnął się i pomachał do niej.
-O, hej, Carla- powiedział wesoło, a dziewczyna, nadal się krztusząc, podniosła jedynie dłoń w geście powitania.
 Starszy Fabregas nie zwrócił na to uwagi i z kamienną miną zaciągnął Messi'ego pod okno. Puścił jego koszulkę i rozchylił zasłony nerwowym ruchem. 
-To się, kurwa, stało!- krzyknął.
 Leo po chwili otworzył usta.
-Jaaaa...- spojrzał na Cesca i spytał- Co oni tu robią?
-A co do jasnej cholery może robić pod moim domem tłum reporterów o ósmej rano! W sobotę!- wrzasnął Fabregas- Oglądałeś dzisiaj jakieś wiadomości sportowe? 
 Leo spojrzał ukradkiem na Carlotę, która przestała się krztusić i przysłuchiwała się ich rozmowie.
-...nie?- odparł i zmrużył oczy, jakby przygotowywał się do zasłużonego pobicia. 
-Cała telewizja żyje informacją o moim transferze!- krzyknął Cesc, a po chwili jego ręce opadły bezsilnie. 
 Podszedł do sofy i usiadł obok siostry, opierając głowę na rękach. Ona tylko gwizdnęła cicho i po chwili zaczęła delikatnie gładzić go po plecach.
-No to wpadłeś po uszy, braciszku.
 Leo jeszcze raz spojrzał w okno.
-Ile wiedzą?-spytał.
-Tylko tyle, że odchodzę do ManU za 45 mln. Nikt nic nie mówił o nielegalnej umowie.
-Tyle szczęścia...-powiedział cicho Messi.
-Wiedziałem, wiedziałem, kurwa, że najwyższy czas skończyć to przedstawienie- odparł Cesc, chowając twarz w dłoniach.
-Teraz to już bez znaczenia- Argentyńczyk uciął jego wyrzuty sumienia.
 Zapadła cisza. Po długiej chwili Fabregas westchnął i podniósł spojrzenie na Leo.
-Mam prośbę- powiedział delikatnie.
 Przyjaciel ruchem ręki zachęcił go by mówił.
-Pożyczysz mi samochód? Chcę pojechać po Blancę, nie powinna w taki stanie wpadać w tłum rozszalałych reporterów. A oni- spojrzał w okno- nie pozwolą mi nawet z garażu wyjechać...- Cesc zrobił oczy małego psiaka- Poratujesz?
 Messi uśmiechnął się szeroko i rzucił mu kluczyki.
-Wrócę niedługo- powiedział Katalończyk.
~*~


 Fabregas wyłączył silnik, westchnął i pokręcił głową. Po chwili spojrzał na budynek, przed którym zaparkował- szpital nie był jego ulubionym miejscem.
 Tak właściwie to nienawidził szpitali.
 Ale niestety to właśnie tutaj skierowała go przyjaciółka Blanci- Tanya. Powiedziała piłkarzowi, że kiedy Iriarte przyszła do niej na "babski wieczór", dziewczyna czuła się dobrze. W nocy coś zaczęło być nie tak, dlatego zdecydowała się zadzwonić na pogotowie. 

-Więc dlaczego nikt mnie nie poinformował!- krzyknął zdenerwowany Fabregas.
-Blanca zgubiła telefon. A ja nie mam twojego numeru- tłumaczyła się Tanya.
-Boże...- Cesc nie mógł uwierzyć, że ta cała sytuacja może być aż taka prosta- Gdzie ją zabrali? 
-Do św. Pawła. A, i możesz wziąć ze sobą waszego psa. Chyba nie za bardzo mnie polubił.

 Piłkarz z dezaprobatą spojrzał na Barca, który spał na tylnym siedzeniu samochodu Messi'ego.
'Leo będzie wściekły. On przecież ma alergię na sierść. No zabije mnie...Kurwa, o czym ja myślę. Moja kobieta jest w szpitalu!' 
 Fabregas przekładał klucze z ręki do ręki. Nie chciał tam iść. Nie chciał na to patrzeć. Nie chciał musieć znowu dowiadywać się złych rzeczy.
 A dobrze wiedział, że tak właśnie będzie.
 Ale nie mógł odkładać tego w nieskończoność.
 Wysiadł z samochodu i odrobinę za szybkim krokiem ruszył do drzwi szpitala. Napotkana przy wejściu pielęgniarka w zamian za miły uśmiech skierowała go na odpowiednie piętro, do odpowiedniej sali.
 Cesc westchnął głęboko i otworzył drzwi.
 W pomieszczeniu panował półmrok, jedyne światło dawała jarzeniówka tuż nad łóżkiem naprzeciwko drzwi, na którym leżała drobna, skulona postać. Jej długie, kasztanowe włosy rozlewały się na błękitnej poduszce. Dziewczyna chyba go nie zauważyła, tak więc Fabregas wziął spod ściany krzesło i postawił je obok łóżka.
 Spojrzał na Blancę.
 Spała.
 Cicho zdjął skórzaną kurtkę i powiesił ją na oparciu krzesła. Włożył kluczyki do kieszeni spodni, napisał do Leo, że może być trochę później. Rozejrzał się po sali, by sprawdzić czy jest odpowiednio wyposażona. 
 Aż w końcu usiadł obok łóżka dziewczyny. Wziął jej drobną dłoń i przyłożył ją do swoich ust.
'Co się stało...Boże, co się stało...'
 Przez chwilę siedział nieruchomo, wsłuchując się w różne aparatury. 
 Nie myślał o niczym. Bał się, że mogło stać się coś złego z dzieckiem, że Blanca poroniła, że...ale próbował być spokojny.
 Burza związana z transferem nawet nie przemknęła przez jego głowę. 
 Nagle Cesc poczuł, że dłoń dziewczyny, którą wciąż trzymał blisko przy swoich wargach, zaczyna się lekko poruszać. Iriarte odwróciła się w jego stronę i spojrzała na niego zaspanymi, podpuchniętymi oczami. Miała czysty smutek w oczach...ale milczała. A Fabregas niewzruszenie wpatrywał się w jej ciemne tęczówki...ale nie pytał.
 Przez chwilę siedzieli w milczeniu, jakby napawali się swoim widokiem. Piłkarz wciąż składał na jej delikatnej dłoni drobne pocałunki, a ona swoim wymownym spojrzeniem wylewała z siebie morze łez. 
 Nagle Cesc zauważył, że na jej policzku pojawia się pierwsza słona kropelka. Stwierdził, że to jest już czas na pytania.
-Co się stało?
 Jej twarz już po paru krótkich chwilach stała się cała mokra. A Fabregas tylko siedział z boku, trzymał ją za rękę i patrzył jak ona pogrąża się w tym wszystkim.
 Po chwili nie wytrzymał i ją przytulił. Przytulił ją z całej siły i miał nadzieję, że to pomoże.
 Blanca cicho łkała, wtulona w jego szyję, próbując mu zrobić trochę miejsca na szpitalnym łóżku. 
 Długo tak siedzieli. Bardzo długo. Ale to nie miało znaczenia.
 Fabregas postanowił ponowić pytanie.
-Co się stało, Blanca? 
-...poroniłam- odparła szeptem.
'Jasna cholera' 
 Głośno przełknął ślinę i przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć.
-Kochanie, mamy jeszcze całe życie. Będziemy mieć jeszcze dużo dzieci, całą drużynę- powiedział drżącym głosem, który raczej martwił niż uspokajał. Lekko odsunął się od dziewczyny i dodał- Tak?
 Bez przekonania pokiwała głową.
 Cesc dobrze wiedział, że nie jest jej łatwo. To już drugie dziecko, które straciła. Jego dziecko. Ich dziecko. Dziecko. 
'Boże' 
-Kocham cię- powiedział cicho.
-A co jeżeli ja po prostu nie mogę ci tego dać?- odparła szybko- A co jeżeli nie mogę dać ci dzieci? 
 Jak mogła w ogóle tak myśleć?
 Fabregas już miał coś odpowiedzieć, kiedy do sali wszedł lekarz. Widząc gościa, bardzo się zdziwił. 
-A pan co tutaj robi? Pan nie może tutaj być- powiedział stanowczo.
-Ale ja jestem...jestem ojcem dziecka- wykrztusił Cesc, mając nadzieję, że to cokolwiek da.
-BYŁ pan ojcem dziecka. A teraz musi pan wyjść. Proszę wrócić do pani Iriarte jutro...- odparł surowym tonem starszy mężczyzna, po czym zaczął przewracać w swoim notatniku kartki.
-Jutro?-jęknął Fabregas.
-No dobrze, dziś wieczorem. Ale teraz niech pan już idzie- powiedział zniecierpliwiony lekarz.
___________________________________________________________________

No wieeeeeem, nie tak miało być
Nie bądźcie złe
Kocham was ♥
Buziaki :*