niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 27: Nie można być całe życie smutnym. To do niczego nie prowadzi. Za to uśmiech otwiera wszystkie drzwi.

Dedykacja dla Patryka- koleżko, jak coś jej zrobisz to zginiesz, pamiętaj :3

Barcelona, maj 2014



 Cesc delikatnie zamknął tylne drzwi domu, przepuszczając w nich Barca. Pies od razu pobiegł do kuchni, gdzie zawsze stała jego miska- pewnie był głodny.
 Na dworze i w domu panował już przyjemny półmrok. Ale mimo wszystko było jeszcze za wcześnie, żeby pojechać do szpitala, więc Fabregas wrócił do domu, żeby chociaż się przebrać i oddać Leo samochód. Stwierdził, że nawet jeżeli miałby się tłumaczyć reporterom, którzy wiernie czekali na niego pod bramą, to i tak pojedzie do Blanci już swoim Audi- Messi powinien niedługo jechać na wieczorny trening.
 Właśnie, trening.
 Cesc wszedł do kuchni, dał psu trochę karmy i wyjął z kieszeni telefon. Wybrał numer Martino i nacisnął zieloną słuchawkę.
-Słucham?- głos Taty rozległ się już po dwóch sygnałach.
-Dzień dobry, trenerze. Niestety nie będzie mnie dzisiaj wieczorem w Ciutat.
-Dlaczego? Coś się stało, Cesc?- spytał zmartwiony.
-Moja dziewczyna, Blanca...Jest w szpitalu. Poroniła- powiedział Fabregas.
-O mój Boże...Dobrze, rozumiem. O nic się nie martw, jutro też masz wolne. Wszystko załatwię...A jak ona się czuje?
-Fizycznie raczej dobrze. Gorzej z psychiką.
-A ty?
 Cesc zamarł. Przez chwilę zastanawiał się jaka odpowiedź na to pytanie będzie najlepsza.
A wszystkie jakie pojawiły się w jego głowie wcale nie nadawały się do uspokajania Martino.
-Jakoś się trzymam- skłamał- Dziękuję, trenerze. Do zobaczenia w sobotę.
-Do zobaczenia, Cesc.
 Piłkarz zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni. Zacisnął mocno powieki, żeby tylko się nie rozpłakać.
 Wcale się nie trzymał.
 Był chyba bardziej tym wszystkim zmartwiony niż Blanca.
 Westchnął głęboko i otworzył oczy. Nie mógł przecież zwariować.
 Wyszedł na korytarz zdejmując swoją czarną bluzę. Już miał wejść do salonu, kiedy zatrzymał się wpół kroku.
 Na sofie, pod kocem, leżała Carlota. Chyba spała.
 Obok niej, na podłodze, siedział Leo. A z nim- Lia. Bawili się kolorowymi klockami, budując jakiś domek.
 Fabregas wszedł do salonu.
-Dawno zasnęła?- spytał cicho, wskazując na swoją siostrę.
Messi podniósł wzrok. 
-Jakąś godzinę temu- odpowiedział.
Cesc usiadł obok siostry- skulona dziewczyna zajmowała jedynie połowę miejsca na sofie. Wziął z dywanu swoją córkę i posadził ją na swoich kolanach.
-A ty księżniczko co dziś robiłaś?- spytał, próbując się uśmiechnąć, i połaskotał ją bo brzuchu. Dziewczynka w odpowiedzi głośno się zaśmiała.
-Wstała jak tylko wyjechałeś, więc razem z Carlą jakoś się nią zajęliśmy- odparł Messi. Po chwili dodał z niepewnością-....Ona nadal śpi w południe, prawda? 
-Mhmm- odburknął Cesc, raczej nie skupiając się na niczym do powiedział jego przyjaciel. 
Leo popatrzył na niego podejrzliwie.
-Gdzie jest Blanca?
Fabregas milczał, wpatrując się w martwy punkt przed sobą.
-Coś się stało?...Długo cię nie było, Carlota zaczynała się martwić.
Pomocnik pokiwał głową w ciszy. Z powrotem posadził swoją córkę obok Messi'ego wśród zabawek.
'Kurwa, dlaczego mi zawsze musi trafić się coś takiego? Czym im tam w górze tak zawiniłem?'
-Blanca poroniła- odparł nieobecnym głosem. Spojrzał na Leo.
 Twarz jego przyjaciela zawsze wyrażała wiele emocji. Od kiedy zabrakło między nimi Gerarda, kiedy jeszcze bardziej zacieśniły się więzy między nimi, Fabregas trochę celniej odgadywał uczucia Leo...
 Ale w tamtej chwili Cesc nie potrafił nic zrozumieć. Żal, współczucie, smutek, zmieszanie. Połączenie różnych uczuć, których właściwie nie powinien znać ktoś taki jak Messi.
 Milczenie zaczynało być głośne. Nawet Lia (która szukała wśród klocków tego jednego, właśnie teraz potrzebnego jej do budowy domku) nie odważyła się go przerwać.
 Leo kilka razy próbował się odezwać, ale ciągle z tego rezygnował. Jakby nie wiedział jakie słowa będą najlepsze.
-Cesc, przykro mi...- powiedział niepewnie po kilku minutach ciszy.
-Wiem... Tylko po prostu zaczynam mieć żywą nadzieję, że to jakiś straszny, niesamowicie głupi sen- powiedział Fabregas- Zwariuję niedługo.
 Znowu zapadła cisza. Nagle do salonu wszedł Barc. Pies podszedł do Cesca i usiadł u jego stóp. Pomocnik poklepał go po grzbiecie, po czym owczarek zainteresował się Lią, która dopiero teraz go zauważyła, uśmiechnęła się szeroko i zaklaskała małymi rączkami. 
 Fabregas rozciągnął lekko usta, po czym westchnął głęboko.
-Po prostu mam już, kurwa, dość- szepnął i ukrył twarz w dłoniach.
 Leo spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu.
-Już późno, jadę na trening. Cześć, mała- powiedział do Lii, delikatnie szturchając ją w ramię.
Wstał i już miał iść na korytarz, kiedy zatrzymał się nagle.
-Cesc, moje kluczyki.
-Racja- odparł szybko Fabregas, wyciągnął je z kieszeni spodni i rzucił Messi'emu.
 Argentyńczyk popatrzył na przyjaciela jeszcze raz.
-Trzymaj się, stary.
 Pomocnik spróbował się uśmiechnąć.
 Po chwili usłyszał tylko trzask zamykanych drzwi.


~*~

 Cesc zatrzymał samochód na podjeździe i zgasił silnik. Spojrzał na Blancę. Dziewczyna oderwała wzrok od szyby i przeniosła go na swojego chłopaka, uśmiechając się lekko.
 Powinna wrócić ze szpitala już dawno. Ale dla bezpieczeństwa i pewności, że już naprawdę wszystko w porządku, została tam przed tydzień.
 W ciągu całej drogi przez miasto mówiła tylko o przeprowadzce do Anglii, o tym, że po drodze odwiedzą Polskę i jakie dokładnie miejsca w tym kraju Iriarte mu pokaże.
'Całą drogę? Ona o tym nawija od tygodnia!'
 Mimo, że niektóre z planów Blanci były wręcz fizycznie niemożliwe do wykonania, Fabregas cieszył się, że zamiast ciągle płakać z powodu utraconego dziecka, znalazła sobie inne, pochłaniające zajęcie, które w jakiś skuteczny sposób odciągały ją od smutku.
 Nawet jeżeli mowa o konfrontacji z matką dziewczyny- panią Anną Iriarte, której Cesc nawet przed owym spotkaniem już szczerze nie lubił.
'A śmiałem się z Pique jak miał problemy z teściową...'
 Fabregas uśmiechnął się szeroko na myśl o przyjacielu, którego stan zdrowia w ostatnich dniach się poprawił, co napawało pomocnika lekkim optymizmem. 
-Zacząłeś już trochę przygotowywać rzeczy do wyjazdu?- spytała nagle Blanca, wyrywając go z zamyślenia wesołym głosem. 
 Ta przeprowadzka naprawdę musiała ją cieszyć.
-Zobaczysz- odparł Cesc, łobuzersko się uśmiechając- Chodź.
 Wysiedli z samochodu i po tym jak Fabregas wyciągnął z bagażnika torbę Blanci, skierowali się do drzwi willi, które, jak się okazało, były otwarte. 
-Mamy gości czy włamanie?- spytała poddenerwowana Blanca, jak oparzona zabierając dłoń z klamki.
-Tak jakby gości- odparł uśmiechnięty piłkarz.
-Musisz mówić zagadkami?- powiedziała już spokojniej, lekko mrużąc oczy w stronę swojego chłopaka.
-Też cię kocham. 
 Fabregas pchnął drzwi. Na korytarzu, w straszym ścisku stał cały skład Barcelony. Każdy był uśmiechnięty od ucha do ucha, a na czele tego orszaku powitalnego stała Carlota z Lią na rękach. 
-Witamy w domu!- krzyknęli razem. 
 Cesc spojrzał na Blancę, która uśmiechnęła się lekko. 
-Ko
chanie, czy mamy jeszcze tą wódkę, którą przywiozłeś z Polski?- szepnęła.

-Trochę mamy- mruknął Fabs.
-A wystarczy dla wszystkich?-dodała. 
-...masz rację, skoczę po coś do sklepu- odparł. 
 Dziewczyna szerzej rozciągnęła usta i, biorąc od niego swoją torbę, spojrzała mu w oczy.
 Była naprawdę szczęśliwa.
 Cesc odetchnął z ulgą
'Leo i Carles mają zawsze dobre pomysły. A ten żeby zrobić imprezę powitalną dla Blanci- był wyjątkowo dobry, nawet jak na nich'
-No witam!- krzyknęła dziewczyna i ruszyła w stronę małego zbiorowiska na korytarzu.
 Kiedy Fabregas zobaczył jak Iriarte wita się ze wszystkimi piłkarzami, zapoznaje z Carlotą, bierze na ręce Lię- wraca do życia, spokojny o jej samopoczucie odwrócił się na pięcie i z uśmiechem ruszył do samochodu.
 _____________________________________________________

Jestem, moje drogie :)
Przepraszam za miesiąc przerwy, ale naprawdę szkoła (zwłaszcza te wszystkie ponadprogramowe konkursy, ooo tak -.-)  mnie zniechęca do wszystkiego . A kiedy już w końcu miałam czas to po prostu nie chciało mi się nic. Naprawdę.
Więc szczerze przepraszam i, niestety, nie obiecuję poprawy.
Ale za to was kocham :3 
Buziaki i Szczęśliwego Nowego Roku :* ♥ 




 hahahaha :3

3 komentarze:

  1. Dobrze, że Blanca się nie załamała po stracie dziecka. Fajny rozdział :)
    Czekam na następny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na epilog perdoname-miamor.blogspot.com
      I nowy blog o Bartrze i Roberto http://i-still-loveyou.blogspot.com/

      Usuń
    2. Zapraszam na nowy blog: http://i-still-loveyou.blogspot.com/
      Pozdrawiam i czekam na nowość ;*

      Usuń