poniedziałek, 9 marca 2015

Rozdział 28: El Clasico to nie mecz. To walka. Bój na śmierć i życie/ ZAPOWIEDŹ

Dedykacja dla pani Agnieszki

Barcelona, maj 2014



 Cesc włączył muzykę w słuchawkach i ,całkowicie odłączony od otaczającej go rzeczywistości, przemierzał korytarze, przechodząc przez najdłuższe tunele Camp Nou. 
 Wielu jego znajomych sportowców stosowała taki trik- zatapiali się w ulubionych dźwiękach przed ważnymi zawodami. Albo by odzyskać wewnętrzny spokój i ciszę, albo by zagrzać się jeszcze bardziej do walki. Dla Fabregasa był to pewien niezastąpiony sposób na odcięcie się od emocji. Muzyka go oczyszczała, powstrzymywała przed zbędnymi analizami, myśleniem o całkiem drugorzędnych sprawach. Pomagała się skupić, trzymać myśli w ryzach, nie pozwalać im się rozproszyć. 
 Dawała wręcz swego rodzaju pewność. Pewność, że nie ucieknie nagle ze stadionu i nie zaszyje się gdzieś w najgłębszym kącie swojego domu, tylko dlatego, że znaczenie jakiegoś ważnego meczu po prostu go przerosło.
 Pewność, że nie zachowa się jak amator.
 I choć od dawna amatorem nie był i od początku, od dziecka, doskonale wiedział, że ta ukochana Barcelona, ta, w której zawsze pragnął grać, nie znosi porażek, że nie wybacza błędów- to za każdym razem czuł w sercu takie dziwne kłucie, jakby z każdą sekundą ktoś wbijał mu w nie szpilkę. To nie bolało. Przypominało tylko o tym, jakie to wszystko ważne. Przypominało, że nie może nikogo zawieść, a już zwłaszcza siebie. 
 Tej nocy wcale nie zamierzał oszczędzać sobie wysiłku. Finał Ligi Mistrzów, rozgrywany między FC Barceloną i Realem Madryt było wielkim wydarzeniem. 
 Dla zdenerwowanych, zestresowanych do granic możliwości piłkarzy, w których wszyscy pokładali nadzieję.
 Dla kibiców, którym równie mocno udzielał się bojowy nastrój. 
 Dla mediów, bijących się o prawa do emisji meczu, głowiących się nad okładką gazety następnego dnia i doszukujących się ukrytych znaczeń z ruchu warg sportowców. 
 Ale za tym wielkim widowiskiem, wspaniałą ucztą świata piłki nożnej, nazywanej przez dziennikarzy i ekspertów "sportowym wydarzeniem roku"- kryła się nienawiść. Silny, surowy męski świat, który rządził się już bardziej pieniędzmi i znajomościami niż tylko samą piłką i umiejętnościami. Wymagał walki, ciągłej rywalizacji, nawet poza boiskiem. Pompowanie balonika. Najczęściej wyimaginowane afery, kłótnie i spory między piłkarzami, trenerami, całymi klubami. A i tak zwykle takowe występują między kibicami. 
 Ironia. 
'Nie tak to powinno wyglądać' 
 Cesca z zamyślenia wyrwał ruch po jego prawej stronie- obok jego ramienia pojawił się El Turco.Ochroniarz Messi'ego. Jego obecność zwiastowała przybycie samego Argentyńczyka. Fabregas lekko jeszcze rozkojarzony rozejrzał się dookoła- tuż za sobą zobaczył wyszczerzonego Leo, który kroczył przez korytarz Camp Nou niczym wesoły przedszkolak. Katalończyk uśmiechnął się do niego i ponownie spojrzał na wyższego o głowę mężczyznę w czarnym garniturze, o niewzruszonym wyrazie twarzy. 
 El Turco był zawsze i wszędzie tam, gdzie Messi'emu mogło grozić niebezpieczeństwo. Nieraz ratował go przed szalonymi fanatykami i przesadnie nachalnymi dziennikarzami. Osobisty ochroniarz Leo był jedną z tych osób, które broniły go przed zbyt wymagającymi zasadami świata piłki. Może to właśnie dlatego Messi nigdy nie wyszedł z okresu, kiedy gra była zabawą i pasją. A nie ogólnoświatowym biznesem do prania brudnych pieniędzy. 
'On nadal gra o rower'
 Przy Leo wszystko wydawało się łatwiejsze. Gra, którą obaj prowadzili od dawna, nadal była dla niego sensem życia. Kochał to jak nikt inny. Żył tym, choć miał życie poza piłką.
'Ale on nie musi, na szczęście, przekonywać się o bólu jaki potrafi sprawić ta pasja'
 Od kiedy podpisano transfer, Cesc stracił różowe okulary, przez które patrzył na to wszystko. Wiedział, że będzie mu tego brakować kiedy wyjedzie. Ale widząc ten dziecinny uśmiech na twarzy Messi'ego, wiedział już, że tej nocy da z siebie więcej niż zawsze. 
 Fabregas odłączył słuchawki od telefonu i schował je do bocznej kieszeni torby. 
-Wszystko w porządku?- spytał Leo, zrównując z nim krok.
-Teraz już tak- odparł Fabregas, spoglądając w przyjazne, ciemne oczy Argentyńczyka. Kiedy obok nich pojawili się także Xavi, Iniesta, Valdes, Puyol, Neymar, Alexis i kilku innych piłkarzy, powtórzył ciszej- Teraz już tak.
 Po chwili na jego plecy wskoczył Alba, wydając z siebie bliżej niezidentyfikowane dźwięki.
 Udało się.
 Muzyka podziałała.
 Był już spokojny. 
______________________________________________________________

Przepraszam. To mój powrót tutaj po dwóch miesiącach.
Może rozdział (a właściwie to jego zapowiedź) nie jest jakiś super świetny, ale ja i tak uważam to za postęp.
Przez pewien czas miałam... jakby to dobrze ująć- bardzo duże problemy z weną. I musiałam na jakiś czas dać sobie spokój z pisaniem. Niestety, bo pomysłów miałam dużo, tylko po prostu nie umiałam ich jakoś ładnie i w miarę składnie pozbierać do kupy.
Ale teraz już wracam. Na początku może być dziwnie. Ale poprawię się.
Nowe opowiadanie pojawi się po epilogu tutaj. 
Rozdziały będą się ukazywać w każdy weekend.
Na razie nie przewiduję powrotu na Dziennik niedoszłego samobójcy. Po prostu nie chcę zrobić z tego głupiego i bezsensownego zbitku moich myśli.
Ale za to obiecuję nadrobić wszystkie wasze opowiadania, o które śmiało możecie dopominać się tutaj i w zakładce Wasze blogi. 
Dziękuję za ponad 13,500 wyświetleń ♥ 
Cóż, to chyba tyle.
Proszę o komentarze, pokażcie mi, że warto się starać :3
Buziaki :*  ♥ 


2 komentarze:

  1. No tęskniłam za twoim pisaniem ;_; A to wchodzę dzisiaj i proszę! Nowy rozdział :3
    Uwielbiam Cię i rozumiem, ze miałaś brak weny. Ja tez tak czasami miewam :33
    A no i zapraszam Cię na kontynuację mojego bloga --> http://feeling-kill-me.blogspot.com/p/zwiastun.html
    Buziaki ^^ ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. 56 year old Marketing Assistant Briney Franzonetti, hailing from Longueuil enjoys watching movies like Stargate and Swimming. Took a trip to Tsingy de Bemaraha Strict Nature Reserve and drives a Grand Prix. kliknij na strone

    OdpowiedzUsuń