sobota, 14 marca 2015

Rozdział 28: El Clasico to nie mecz. To walka. Bój na śmierć i życie.

Dedykacja dla K.- dziękuję trochę kolorów. 

Barcelona, maj 2014 


zapowiedź
 
soundtrack
   Na twarzy Cesca trwała szalona gra świateł.Co chwilę oślepiany błyskiem aparatów, schylił się, poprawił getry i jeszcze raz dokładnie zawiązał sznurówki korków. Czuł, że ręce mu drżą. Z niewzruszoną miną wyprostował się i poczuł jak wszystko wokół niego zwalnia.
 Ludzie z obsługi wciąż biegali po tunelu Camp Nou jak psychopaci, ale jakby nie tak szybko. Co chwilę ktoś wchodził na boisko, a ktoś właśnie z niego schodził, robiąc zamieszanie. Valdes zakładał rękawice, mocno zaciskając paski. Neymar podskakiwał w miejscu, później wybijał palce ze stawów, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić. Messi stał ze spuszczoną głową i złożonymi dłońmi, chyba się modlił. Puyol stał przy samym wyjściu z tunelu i rozmawiał o czymś z arbitrem, żywo gestykulując. Alexis nerwowo przeczesywał włosy raz jedną, raz drugą ręką, po czym zaczął podwijać nogawki spodenek. Xavi szeptał coś do Iniesty, pocierając czoło. Alba stał w środku tego burdelu i z wielkimi oczami, niczym dziecko we mgle, rozglądał się dookoła. 
 Po drugiej stronie tunelu, za barierką, stali piłkarze Realu. Twarze jakby znane, ale nie znajome. Rozgrzewali się, rozmawiali między sobą, ale na tym koniec. Zero prowokujących spojrzeń,jednoznacznych gestów czy chamskich tekstów.
 Fabregas zdał sobie sprawę, że nic nie słyszy. Ani wybijanych palców Neymara, ani dyskusji Puyola z sędzią, ani szeptów Xavi'ego, ani kłótni Ramosa z Isco, ani hymnu śpiewanego przez kibiców. Był tylko on, przerażone bicie jego serca i ciężki, głęboki oddech. Nie podejrzewał, że poczuje się tak dopiero na chwilę przed wyjściem na boisko. Ale kiedy przyszedł ten meoment, było o wiele gorzej niż się spodziewał. Powoli robiło mu się niedobrze. 
 'Dasz radę, Cescy' 
 Nagle podbiegł do niego Bartra. Krzyczał coś. Fabregas patrzył jak jego usta bezgłośnie poruszają się w zwolnionym tempie. Nie słyszał ani jednego słowa Marca. Nadal był tylko szalony łomot jego serca i ciężki oddech.
 Powoli piłkarze i sędziowie zaczęli wchodzić na murawę. Cesc wciąż zdezorientowany, popchnięty przez Bartrę, nieobecnie przeszedł parę metrów tunelu i wyszedł na płytę boiska. Uderzyła go jasna fala reflektorów Camp Nou. Lekko mrużąc oczy rozejrzał się po stadionie- cały świecił bordowo-granatowymi koszulkami, szalikami i flagami. Na jednej z trybun rozpościerała się wielka mozaika z napisem "Cesc". 
 Odwrócił się i spojrzał na trybunę za sobą, zmierzając na swoje miejsce obok Alexisa. Wszyscy kibice stali. Krzyczeli coś, śpiewali, ale Katalończyk nadal ich nie słyszał.
 Nagle kolory i kształty nabrały ostrości, oddech przyspieszył, a do uszu Fabregasa dobiegły wszystkie odgłosy stadionu. 
 Mężczyzna uśmiechnął się słabo, stanął obok Sancheza, a po chwili tuż obok niego pojawił się Bartra. 
 Hymn. Jego serce zadrżało. Ale nie wyrwało się z piersi, choć chciał by tak zrobiło. Przynajmniej mogłoby tu zostać na zawsze. 
 Po całym oficjalnym wstępie, sędziowie tuż przed rozpoczęciem meczu poprosili o spokojną grę i rywalizację fair-play. Kilku piłkarzy Realu wymownie pokręciło głowami, ale nie padło żadne niemiłe słowo.
 'Wygramy to. Dla ciebie, Geri. Dla Barcy
 Zaczęli Królewscy. Zawody już od pierwszej minuty były bardzo zaciekłe i raczej pozbawione zasad. Cesc przez pierwsze parę chwil był odrobinę oszołomiony. Miał wrażenie, że odczuwa wszystko dookoła- drżenie gardeł kibiców śpiewających hymn Barcelony, wściekłość niemal przebijającą się przez skórę piłkarzy po każdej nieudanej akcji, delikatny materiał flag łopoczących na wietrze. 
 Nagle na trybunach ujrzał mały, niepozorny transparent- "We still love you, Cesc".
 Wiedział już, że tego wieczoru nie może pozostać w cieniu. 
 Nie tym razem. 


~*~


 -No i co jeszcze?! Może czerwoną do tego?!- krzyknął Neymar w kierunku sędziego. Jego postawa pozostała jednak niewzruszona. Najwidoczniej wybuch złości Brazylijczyka raczej nie zrobił na nim większego wrażenia. 
 Bale uśmiechnął się szyderczo, bezkarnie wyglądając znad ramienia arbitra. 
 Dopiero po chwili na miejscu sporu pojawił się Fabregas i Puyol. Kapitan podszedł do sędziego, próbując jakoś wynegocjować karę niższą niż żółta kartka, a Cesc odciągnął Neymara za rękaw trochę dalej. 
-Uspokój się. Z ławki nam nie pomożesz- powiedział, patrząc w rozwścieczone oczy przyjaciela- Zrozumiałeś? 
-Tak, tylko ja, kurwa, nic nie zrobiłem. To on mnie podciął- odparł da Silva.
 Po chwili podszedł do nich Carles.
-Ostatnie pouczenie, następnym razem już nic nie poradzę. Ogranij się, Ney- ostrzegł chłodno. 
 Sędzia jeszcze przez chwilę krzykiem prosił o mniej agresywne zachowanie i wznowił grę. 
 Mecz od samego początku był bardzo trudny. Odwaga i determinacja Madrytu sprawiała wiele problemów i czyniła ten finał jeszcze bardziej ważnym. Ale mimo to Katalończycy nie bali się spokojnej tiki-taki czy rajdów przez całe boisko.Dzięki temu już po kwadransie Barca objęła prowadzenie. Na konto Messi'ego wpadł kolejny gol, a na konto Neymara- asysta. 
 Ale mimo wszystko mecz jakoś nie wiódł się nikomu. 
 Cesc kiedy tylko mógł robił wszystko- w pomocy, w ataku, kilka razy nawet skutecznie w obronie. Wiedział, że ten finał należy do niego i nie może tego zmarnować.
 Kończyła się pierwsza połowa. Arbiter doliczył dwie minuty. Leo zgrabnym ruchem podał piłkę do Fabregasa. Obaj, omijając licznych piłkarzy Realu, gnali pod bramkę przeciwnika najszybciej jak się dało.
 Katalończyk szukał zwrotnego podania do Messi'ego, ale na próżno- wszyscy obrońcy już wrócili, a w polu karnym zrobiło się strasznie ciasno. Tuż przed bramkarzem kręcił się Neymar i Alexis, ale obaj byli dobrze kryci, więc Cesc nie widział innego wyjścia. Nie chcąc stracić takiej sytuacji, strzelił na bramkę, nie oczekując po tym strzale zbyt wiele. 
 Po chwili jednak, słysząc radosne wiwaty kibiców i kolegów z drużyny, którzy teraz zbiegali się do niego z całego boiska, zorientował się, że trafił. 
 Nie mógł uwierzyć, że się udało. Sędzia zakończył połowę meczu, a piłkarze Barcy zamiast schodzić do szatni, podrzucali Fabregasa i śpiewali. 
 Skończyli 45 minut gry wynikiem 2:0. 
 'Nie możemy tego teraz zawalić' 
 Kiedy w końcu koledzy postawili do na murawie, Cesc ucałował "L" złożone z palców i wskazał na swój nowy, lekko jeszcze zaczerwieniony tatuaż na nadgarstku- "GLC"- Gerard, Lionel, Carles.
 Po chwili, schodząc do szatni i znikając z obrębu kamer, z lekkim, nieprzytomnym uśmiechem pogładził palcami inny, naznaczony atramentem znak na jego skórze, o którym nikt jeszcze nie wiedział- chodziło o malutką literkę na jego karku- "B". 

~*~

 Fabregas został sam w szatni. Wszyscy już wyszli, tylko on został, by jeszcze trochę rozmasować twarde łydki- czuł, że jego mięśnie pod wpływem wyczerpującego wysiłku kurczą się i buntują. Jeszcze nigdy nie bolało to tak bardzo.
 Nagle w drzwiach do szatni Barcelony stanął Ronaldo. Skrzyżował ręce na piersi i zrobił kilka kroków w stronę Cesca.Uśmiechnął się lekko. 
-To był doskonały strzał- powiedział cicho. W jego głosie brzmiała nuta podziwu. 
 Katalończyk uśmiechnął się krzywo, z grymasem bólu na twarzy dotykając podbicia stopy- kolejne nerwy i mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. 
-Dzięki...Ty też dzisiaj błyszczysz- odparł Fabregas, zakładając korki i wiążąc sznurowadła. Spojrzał na Cristiano- Brakuje tylko bramki do ideału. 
 Portugalczyk prychnął śmiechem- albo nie wierzył w swoje możliwości, albo uznał to za obrazę. Bez różnicy- Cesc nie rozwodził się nad tym, jak Ronaldo zrozumiał jego słowa.
 Wstał i znowu wykrzywił się z bólu. Mimo to po chwili spróbował się uśmiechnąć. Już chciał coś powiedzieć, kiedy piłkarz Realu nagle zapytał: 
-Czy to prawda, że to twój ostatni mecz w koszulce Barcelony? 
 Z twarzy Fabregasa zniknął uśmiech, nawet ten wykrzywiony bólem. Spojrzał w oczy Cristiano.
-Tak, ale wolałbym teraz o tym ani nie myśleć, ani rozmawiać.
 Ronaldo pokiwał lekko głową i spuścił wzrok. 
-Chodźmy już, zaraz zaczną- dodał bezbarwnie Cesc, ruszając do wyjścia z szatni. 
 Po chwili Portugalczyk dogonił go i razem, w milczeniu, szli przez tunel Camp Nou. Chwilę przed wyjściem na murawę, piłkarz Realu znowu się odezwał.
-Tak w ogóle to...bardzo mi przykro. Wiem, że musisz teraz bardzo cierpieć.
 Fabregas zmarszczył brwi. W pierwszej chwili pomyślał, że jest mu przykro z powodu jego odejścia do Anglii. Ale wydało mu się to zbyt podejrzane. 
-Śmierć przyjaciela to straszne przeżycie. Mam nadzieję, że to cię nie złamie, Cesc- powiedział Cristiano zupełnie poważnie, patrząc mu w oczy. Poklepał go po ramieniu- Pique był wspaniałym piłkarzem i człowiekiem.
 Po czym Ronaldo tak po prostu wbiegł na boisko i ustawił się na swojej pozycji. 
 A Fabregas nadal stał zdezorientowany tuż przy linii bocznej. 
'Co on pierdoli? Przecież Gerard żyje' 
 Ale nagle w jego głowie pojawiło się tysiąc czarnych myśli. 
'Ale...przecież...' 
 Nagle podszedł do niego Martino.
-Wszystko w porządku?- spytał zmartwiony.
- Mister, Pique żyje, prawda?- powiedział bez emocji, patrząc na martwy punkt gdzieś na przeciwnej trybunie. 
-Oczywiście, że żyje- odparł zdziwiony Tata- A cóż to w ogóle za pytanie?
 Cesc pokiwał głową po czym bez słowa wszedł na murawę. 
 'Mój przyjaciel żyje i ma się bardzo dobrze' 
  Idąc na swoją pozycję spojrzał w stronę uśmiechniętego Ronaldo. Oczywiście, całe te kondolencje miały na celu wyprowadzenie go z równowagi. 
'Niezły chwyt. Prawie, że brzytwy'
 Jeszcze bardziej zdeterminowany i pewny siebie zaczął drugą połowę. Wszystko wychodziło mu niemalże idealnie. Zabierał piłki, rajdami przenosił akcję na drugą stronę boiska, dośrodkowywał, odwalał robotę za trzech.
 Nagle Cesc dostał piłkę od Alby. Pewnie ominął Ramosa i przez chwilę kiwał się z Isco. W tym czasie w polu karnym znalazł się Neymar i Alexis. Fabregas precyzyjnie wykopał do nich futbolówkę.
 W ułamku sekundy poczuł jak uginają się pod nim kolana. Ktoś ostrym wślizgiem wjechał mu w nogi. Piłkarz Barcelony z hukiem uderzył placami o murawę.
-Trzeba się było nie wychylać i zrozumieć delikatną aluzję, kataloński szczurze- powiedział ktoś tuż nad nim. 
 Cesc czuł, że powietrze blokuje mu się w płucach. Nie mógł wziąć oddechu. Nagle tuż obok niego pojawił się sędzia i kilku fizjoterapeutów. Krzyczeli. Fabregas słyszał ich jak przez grubą szybę, a widział jak przez mgłę. Po chwili przez skorupę przebiły się krzyki Messi'ego, wściekły głos Puyola i spokojny, zimny głos arbitra.
-Ronaldo, czerwona kartka.
 Wciąż nie mogąc złapać oddechu, poczuł, że coś rozsadza jego głowę od środka. Zamrugał kilkakrotnie i stracił przytomność. 
_______________________________________________________________

Przepraszam kibiców Realu za to jakiego potwora zrobiłam z Ronaldo. Ale pisałam ten rozdział w czasie wielkiej nienawiści do tego pana. Więc przepraszam :D 
Obiecałam rozdział w weekend- jest rozdział. 
Dziękuję za ten jeden komentarz pod zapowiedzią. To dla mnie bardzo ważne :3
A tak w ogóle nasz misiaczek-pysiaczek-Fabsiu będzie miał drugą córeczkę :3 
Buziaki :* ♥

Lia taka piękna *-*

1 komentarz:

  1. Jak zwykle cudowny *-* . Psipadeg? Bo ja tez ostatnio coś mam dosyć Ronaldo z wielu powodów. Biedny Fabregas ;_; Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. Czekam z niecierpliwością na następny <3

    OdpowiedzUsuń