niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 29: Trudno wierzyć w cuda kiedy się ich nie doświadcza.

Dedykacja dla Huberta- kiedy ty sam siebie nie rozumiesz, a ktoś cię rozumie, wiesz, że cuda jednak się zdarzają. 

Barcelona, sierpień 2013 


 W głowie Cesca zaczęło nieprzyjemnie szumieć. Było to szumienie tak głośne i intensywne, że po kilku minutach stało się wręcz nie do zniesienia, a Fabregas zaczął pragnąć ponownej utraty przytomności. W pamięci miał pustkę. Ciemną, niewypełnioną lukę- jedyne, co pamiętał, to El Clasico. Nie wiedział, gdzie jest i co się stało. 
 Wszystko przeraźliwie go bolało.
 'Cholera, znowu piłem z Albą?' 
 Huk rozklejanych powiek zawirował mu głowie, a powietrze wdychane do płuc wydawało się jakieś ciężkie. Najpierw uderzyła go wszechogarniająca biel. Z grymasem bólu na twarzy przymknął oczy, ale po chwili ponownie spróbował rozejrzeć się po pomieszczeniu, co jakiś czas nerwowo mrugając, by jak najszybciej przyzwyczaić źrenice do światła jarzeniówek. 
 Cesc leżał na łóżku szpitalnym. Zaraz obok niego stało kilka aparatur, które co chwilę podejrzanie pikały lub wydawały z siebie inne dźwięki. Do prawej ręki miał doprowadzoną kroplówkę. 
 Tak, zdecydowanie szpital. 
 'To tłumaczyłoby dlaczego jest tu tak, kurwa, jasno!' 
 Fabregas niezgrabnymi ruchami, rozciągając piżamę w szare paski, spróbował podnieść się do siadu.
 Nagle przypomniał sobie przebieg meczu. Faul. Upadek. Ronaldo. 
 Nie wierzył, że przez taką kontuzję tak bardzo będzie go wszystko bolało. A już na pewno nie głowa, którą normalnie rozsadzało ciśnienie. 
 W pewnym momencie, uważnie lustrując jasne pomieszczenie, zatrzymał wzrok na kimś, kto ,skulony w nienaturalny sposób, spał na fotelu pod drzwiami do sali...i kto niesamowicie chrapał. 
 Cesc zmarszczył brwi, lekko zaniepokojony. Po chwili w kącie zauważył stary, wysłużony plecak z herbem Barcy. 
 'Niemożliwe...'
 Fabregas w przerażeniu wsłuchiwał się w dźwięki, jakie wydawał z siebie Gerard, i ,nie odrywając od niego wzroku, czuł, że jego oddech przyspiesza. 
 'Ale jak?... Przecież...No jak?!' 
-Ge-Ge-Geri?-wyjąkał szeptem Cesc. Po chwili, kiedy nie przyniosło to żadnych efektów, spróbował bardziej skutecznego sposobu- Pique, kurwa mać! 
 Kataloński obrońca ocknął się z głębokiego snu i podniósł z fotela, z niezadowoleniem mrucząc pod nosem coś w stylu 'nigdy ci się nie dadzą wyspać'.
 I nagle ich spojrzenia się spotkały. 
 Fabregas z niedowierzaniem patrzył w oczy przyjaciela, którego od ponad pół roku nie wiedział nawet przez chwilę i którego był gotowy pożegnać już na zawsze. 
 Gerard, leniwie rozciągając mięśnie, podszedł do łóżka Cesca i oparł się o jego szczyt u stóp pomocnika Barcy- cały czas patrzył wprost na niego.
-Witamy z powrotem w świecie żywych- powiedział wesoło, po czym szeroko się uśmiechnął. 
-Co ja tutaj robię?-spytał półgłosem Fabregas. Wciąż nie wierzył w to, co widział. Po chwili dodał, trochę pewniejszym głosem-Co TY tutaj robisz?
'Cholera, co się dzieje?' 
Gerard spuścił wzrok, ale z jego ust nie zszedł uśmiech.
-Lekarz ostrzegał...-powiedział i zamilkł na chwilę. Nagle znowu spojrzał na Cesca- Możliwe, że nic nie pamiętasz. Przez tydzień byłeś nieprzytomny. Podczas meczu z Santosem, kiedy strzeliłeś gola, paru kibiców weszło na boisko i ,zanim ktoś zdążył interweniować, ciężko cię pobili.
 Fabregas z niedowierzaniem kręcił głową. Nagle jakoś dziwnie drażniące wydało mu się pieczenie dolnej wargi i zaklejonego plastrem, rozciętego łuku brwiowego.
-Chwila...to jaki mamy dziś dzień?- to wszystko nie mieściło się w jego głowie. Jakim cudem rozmawiał z Pique? I...mecz z Santosem? 
 'Zwariowałem' 
 Gerard uniósł brwi, widocznie zdziwiony pytaniem przyjaciela. Po chwili namysłu odpowiedział: 
- 9 sierpnia 2013, a...coś nie tak?- w jego głosie brzmiała podejrzliwość. 
 Cesc przerażony wciągnął powietrze do płuc. 
-Ale...przecież...-Fabregas znowu umilkł, nie potrafiąc złożyć słów w logiczne wypowiedzi. 
 To prawie rok. 
 Więc co-to wszystko to był tylko sen? Śpiączka, podczas której jego mózg się nudził, zafundowała mu najlepiej dopracowany sen w życiu? 
 'Niemożliwe' 
 Myśl, że odejście Danielli, wypadek Gerarda, nielegalny transfer, Blanca i cała reszta- to był tylko wytwór jego chorej wyobraźni...była dla niego niemałym szokiem.
 No właśnie-Blanca. To wszystko oznaczało, że kobieta, którą tak pokochał, prawdopodobnie nie istnieje i jest tylko jedną z postaci w jego wyimaginowanej układance. Tylko myśląc o tym czuł, że jego klatka piersiowa zapada się, bez zamiaru powrotu.
 Cesc spojrzał na Gerarda zaszklonymi od łez oczami. On wciąż wpatrywał się w przyjaciela z uniesionymi brwiami. Nic zapewne nie rozumiał z dość nietypowego zachowania Fabregasa.
-Coś nie tak?- powtórzył Pique, zmartwionym głosem.
-Po prostu...-urwał Cesc.
 I nagle spłynęły na niego wątpliwości.
 A co jeżeli właśnie to, cała ta rozmowa z Pique, jest jego wyobrażeniem? Doznał poważnej kontuzji. Może to właśnie ona spowodowała taką aktywność mózgu? Nie był już niczego pewien. 
 Jedynie tego, że może Gerardowi zaufać.
-Bo...ja miałem bardzo dziwny sen. I..nie jestem do końca pewien czy to na pewno był TYLKO sen- tłumaczył powoli Cesc, chcąc by przyjaciel dobrze go zrozumiał. 
 Pique kilka razy pokiwał głową. 
-Dobrze...To może...czy w tym swoim śnie zrobiłeś coś co mogło zostawić na twoim ciele trwały ślad?-spytał po chwili.
-Tak, dwa tatuaże-odparł szybko Fabregas -Jeden tutaj- dodał i wskazał na nadgarstek, na którym jednak nie było nic oprócz wenflonu od kroplówki.
-Może to właśnie wbijana igła dostarczyła do twojego mózgu bodźce, by myśleć, że robisz sobie tatuaż. I już! Tajemnica snu rozwiązana!- powiedział tryumfalnie Gerard. 
-A...czy Daniella...- zaczął nieobecnie Cesc, zatapiając się w hipotetycznych wytłumaczeniach jego zachowań w czasie śpiączki.
-Zaraz tu będzie, tylko zostawi Lię u Shak- dokończył za niego Pique, patrząc na wyświetlacz telefonu, który chwilę wcześniej wyciągnął z kieszeni. Odwrócił się na pięcie, wziął z kąta plecak i spojrzał na Cesca jeszcze raz, szeroko się uśmiechając- A ja lecę na trening. Niedługo zaczynamy ligę, a ty masz do tego czasu wyzdrowieć, panie Fabs.
-Geri...pamiętasz wakacje 2009?-spytał nagle pomocnik.
-No jasne, kto by tego nie pamiętał- odparł Gerard z jeszcze szerszym uśmiechem- Każdy do dzisiaj wspomina urlop w Nowym Jorku. No i chyba..chyba wtedy poznałeś Daniellę, tak? 
 'A więc Blanca pewnie nie istnieje'
-Przyjdę jeszcze wieczorem- dodał Pique, zakładając skórzaną kurtkę- A wtedy opowiesz mi caaaały swój sen, jasne? 
-Jasne- odparł cicho Cesc.
-Do wieczora, mordo!-krzyknął Geri i po chwili zostawił go samego w szpitalnej sali.
_____________________________________________________________________

Tsaa, to się chyba nazywa nieoczekiwany zwrot akcji :D 
Nie jestem w tym najlepsza więc same oceńcie :3
I proszę, błagam o komentarze. Wystarczy mi jedno słowo, jednak literka nawet, albo dwie. Ale cokolwiek, proszę, bo to nie ma sensu bez was ;-; 
No i jeszcze jeden rozdział i epilog. 
Buziaki :* ♥



1 komentarz:

  1. no cóż, mam wrażenie, że czuję dokładnie to co Cesc, czyli po prostu nic nie wiem i nie wiem o co chodzi:D ale takiego zwrotu akcji się nie spodziewałam:)

    OdpowiedzUsuń