Barcelona, kwiecień 2014
soundtrack
-Cesc, może powiesz coś od siebie?- spytał Messi, spoglądając na prowizoryczny podest ustawiony na środku szatni. W pomieszczeniu pełnym półnagich facetów nagle zapadła cisza.
Fabregas głośno wypuścił powietrze z płuc. Wszyscy mieli nadzieję, że przemówi do drużyny, choć przez parę ostatnich dni wypowiedział się publicznie jedynie raz- zapytany o ciążę jego dziewczyny. O transferze do ManU nie było w mediach ani słowa.
Jego relacje z zarządem klubu, a w szczególności z Martino, bardzo się ochłodziły (choć jest to naprawdę delikatne określenie). Ale mimo, iż został okłamany,a transfer podpisano bez jego wiedzy, Cesc zgodził się odejść do Anglii. Nie kłócił się, nie oskarżał, nie nagłaśniał przestępstwa. Okazało się, że głównymi winnymi całej akcji byli agent Fabregasa, Darren, i Rosell. Ale Katalończyk zgodził się odejść po zakończeniu sezonu, bez słowa.
Ale wbrew swojemu sercu, które dalej biło tylko dla niej, stracił szacunek do Barcelony.
Mieli za niego dostać jakieś 40 mln euro.
Tylko.
Mimo żalu do włodarzy klubu, Fabs podczas meczów dawał z siebie wszystko- za wszelką cenę chciał pokazać ile Barcelona straci na jego odejściu. Ale z drużyną dogadywał się dobrze, nie był na nich jakoś szczególnie zły, że nic mu nie powiedzieli. Chciał korzystać z ostatnich chwil wśród najlepszych przyjaciół.
W całym zgiełku związanym z transferem okazało się, że Leo także nie miał pojęcia o całej sprawie. Kiedy się dowiedział zaczął płakać, przytulił Cesca i wrzeszczał na całą szatnię "Pierdu, pierdu! I tak im cię nie oddam!". Fabregas z wielkim trudem doprowadził go do normalnego stanu.
'Ja też będę tęsknić...'
Jego głównym szczęściem od paru dni była Blanca i jej brzuch, który nagle wydał mu się bardzo interesujący...Oczywiście pierwszą osobą, która dowiedziała się o ciąży była Shakira.
Właśnie.
Shakira.
I Pique.
Pique, z którym wciąż było bardzo źle.
Cesc wstał i wolnym krokiem podszedł do małego stołka, ustawionego w centralnym punkcie pomieszczenia. Czuł, że wszyscy na niego patrzą i czekają na jego słowa. Nie rozumiał dlaczego- nie był przecież w drużynie nikim ważnym. O opasce kapitana tylko marzył.
Głośno przełknął ślinę i uśmiechnął się lekko, jakby sam nie wierzył w to co ma powiedzieć.
-Udało nam się chłopaki!- krzyknął, a po chwili dołączyła do niego reszta drużyny. Nie czekając, aż trochę się uciszą, próbował ich przekrzyczeć- A mówili, że się nie uda! Mówili, że jesteśmy słabi! Niech teraz patrzą i podziwiają! Leo, Ney, dziękuję za gole! Victor, bramka była twierdzą! Dziękuję wam wszystkim!
Chłopaki jeszcze trochę krzyczeli, śpiewali i gwizdali, ale po pewnej chwili zapadła cisza. Puyol wymienił z Leo porozumiewawcze spojrzenie i obaj zgodnie kiwnęli głowami.
-My ci też dziękujemy, Fabs. Za gola, asystę...No fajnie, fajnie. Jasna cholera, ale to ja powinienem prowadzić drużynę, a nie ty!- powiedział Carles z uśmiechem, po czym razem z Messi'm ściągnęli Cesca z podestu i zaczęli go torturować (czyt. mierzwić głowy, szczypać, rzucać się na niego z ławki).
Już po paru sekundach cała drużyna podjęła pomysł kapitana i napastnika. W ruch poszły napoje energetyczne, ręczniki, korki, sznurówki i przyciemniane okulary Alvesa (...bez komentarza).
-Litości! Już wystarczy!- wrzeszczał Fabregas z uśmiechem, będąc na samym dole ludzkiej piramidy. Odpowiedziały mu jedynie śmiechy, krzyki i ogólna wrzawa.
Nagle przy wejściu do szatni Cesc zauważył Tito. Opierał się o futrynę drzwi z założonymi rękami i uśmiechając się szeroko przyglądał się wyczynom szalonych piłkarzy.
'On? Tutaj? Teraz?!'
Na twarzy Fabsa pojawiło się zdziwienie. Z całej drużyny na razie chyba tylko on zauważył byłego trenera.
Vialnova nagle zawiesił na nim spojrzenie, widząc, że jego stary podopieczny już odnalazł go wzrokiem. Lekko skinął głową i po chwili zniknął za rogiem szatni.
Cesc z trudem wygrzebał się spod kolegów (jakkolwiek to wygląda) i ruszył do wyjścia, po drodze naciągając na nagi tors swoją, znalezioną na podłodze, koszulkę.
~*~
Cesc wybiegł na trybuny Camp Nou i zaciągnął się zimnym, nocnym powietrzem, które nieprzyjemnie szczypało w płucach.
Stadion był już pusty. Jedynie na samym dole, przy ławce rezerwowych, Fabregas zauważył postać, otuloną długim, ciemnym płaszczem.
Piłkarz szybkim krokiem zbiegł po schodach i już po chwili stanął obok mężczyzny.
-Mister?- spytał cicho.
Tito spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Mimo ciemności, panujących na Camp Nou, Katalończyk zauważył zmęczenie na twarzy Vilanovy.
-Witaj, Cescy- powiedział, przyjaźnie klepiąc go po ramieniu.
-Ale...co tutaj robisz?
Trener włożył ręce do kieszeni płaszcza i wolnym krokiem ruszył wzdłuż linii bocznej boiska. Fabregas dorównał mu kroku, trzęsąc się z zimna.
-Oglądałem wasz mecz z trybun- odparł Tito i spojrzał na niego z uznaniem- Otarłeś się dziś o doskonałość...szkoda tylko, że Barca już na tym nie skorzysta.
-A więc ktoś ci już powiedział o transferze...
Tito odwrócił wzrok i pociągnął nosem.
-Dowiedziałem się jako jeden z pierwszych- powiedział spokojnie. Widząc kątem oka jak Cesc marszczy brwi, dodał- Martino przyszedł do mnie niedługo po tym, jak sam usłyszał o planach klubu. Prosił o radę. Nie wiedział co ma robić.
Fabregas prychnął ironicznym śmiechem.
-On?...Mam wrażenie, że Tata najbardziej ze wszystkich chce mojego odejścia. Traktuje mnie jak amatora. Jak dzieciaka, który nie potrafi sam o siebie zadbać. Wkurwia mnie to.
-O tak, coś o tym wiem- odparł Vilanova, a na jego usta znowu wszedł delikatny uśmiech- Ale nie powinieneś go obwiniać. On chciał, żebyś został. Początkowo kłócił się z zarządem, ale nic nie mógł zrobić...Ja zresztą też- dodał ciszej jakby męczyły go wyrzuty sumienia. Nagle zatrzymał się i spojrzał na piłkarza- Powodzenia w Anglii, Francesc...Znowu.
Cesc uśmiechnął się lekko.
-A ty...jak się czujesz?- spytał prawie bezgłośnie.
Od kiedy Vilanova opuścił pozycję trenera, nie kontaktował się ze swoimi starymi podopiecznymi. I nikt z drużyny sam także nie zamierzał tego robić- wszyscy aż za dobrze wiedzieli, że Mister jeździ po najróżniejszych klinikach, żeby tylko odepchnąć od siebie chorobę.
Ale pustka po przyjacielu została.
-Dobrze, Cesc. Dobrze- odpowiedział Tito, patrząc mu w oczy.
Po chwili odwrócił się i wolnym krokiem ruszył schodami na szczyt trybun, zostawiając Fabregasa samego na murawie Camp Nou.
_______________________________________________________________
Tsaa, więc przed nami jeszcze jakieś 7, może 8 rozdziałów :)
Takie małe info
Jakby ktoś to jeszcze czytał
Bo komentarzy...trochę mało...
Ale i tak was kocham :3
Zapraszam- Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥
NO!!! DODAŁAŚ!!!! NARESZCIE!!!!
OdpowiedzUsuńOgólnie to rozdział jak zwykle zajebisty i wgl i czekam na następny jak zwykle ^^ <333
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńBoże no płaczę... Cescy do chuja pana wróć do Barcelony ;( 100 razy bardziej wolałam jak Barca przegrywała w starym składzie niż jak wygrywa w nowym. Nie wybaczę Cesc`a, nie wybaczę.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny. Nie wiem jak Ty to robisz, ale wszystko wydaje się napisane tak łatwo i tak dobrze. Uwielbiam to czytać, chociaż ostatnio nie mam na to dużo czasu, dlatego wybacz że nie komentuję od razu :(