Barcelona, kwiecień 2014
soundtrack
Oczami Blanci
Usłyszałam drzwi wejściowe otwierają się i zamykają. Odstawiłam filiżankę z kawą i westchnęłam ciężko- czekała mnie dość ciekawa, choć zapewne niemiła rozmowa. Ale przecież od początku wiedziałam, że to się tak skończy. Że kiedy Cesc się dowie, wpadnie w furię- to dało się przewidzieć. Ale chyba nie spodziewałam się, że po prostu wyjdzie z domu tylko po to, aby wrócić w połowie nocy. A właściwie to nad ranem- zegarek w moim telefonie wskazywał równo 4.16.
Carles opuścił teren willi zaraz po wyjściu Fabregasa. Bez słowa. Nie powiedział ANI JEDNEGO SŁOWA. Rzucił w moją stronę jedynie przepełnione żalem spojrzenie. Dla niego to też było trudne. Kochał Cesca jak brata, a od kiedy Gerard zapadł w śpiączkę byli ze sobą nawet bliżej niż wcześniej, o ile to w ogóle możliwe. Nie chciał mówić mu o transferze. Co więcej- nie chciał nawet do tej sytuacji dopuścić. Ale stało się. I to właśnie Puyol, czując na sobie ciężar tego obowiązku, postanowił mu przekazać te jakże cudowne informacje.
Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów i podniosłam głowę. W tym samym momencie w drzwiach do salonu stanął Fabregas. Kiedy mnie zobaczył włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił wzrok.
-Gdzie byłeś?- spytałam, naiwnie mając nadzieję, że odpowie.
Ale nie odpowiedział. Milczał jak zaklęty, wpatrując się w podłogę. Głośno przełknęłam ślinę i znów westchnęłam.
-Co zamierzasz teraz zrobić?- spróbowałam jeszcze raz.
Po kilku minutach grobowej ciszy postanowiłam rozegrać to trochę inaczej. Wstałam z sofy, podeszłam do piłkarza i stanęłam naprzeciwko niego. Nawet nie podniósł na mnie wzroku.
- Cesc, proszę cię...- powiedziałam cicho i dotknęłam jego ciepłego policzka. Drgnął, czując moją dłoń, ale wciąż pozostawał całkowicie niewzruszony. Kochałam go najbardziej jak się tylko dało i nie chciałam go ranić. Ale to zrobiłam. I konsekwencje musiały przyjść.
Dalej milczał. W tamtej chwili po prostu nie potrafiłam dotrzeć do niego słowami. Z bezsilności objęłam go w pasie, wtuliłam się w jego przesiąkniętą moimi ulubionymi perfumami bluzę i zagryzłam wargę w nadziei, że mnie nie odepchnie. I nie zrobił tego. Nadal stał sztywno z rękami w kieszeniach.
-Kocham cię, Cesc. Przepraszam, wiem, że źle zrobiłam- powiedziałam głucho w jego ramię.
Nagle coś się w nim odblokowało. Wyciągnął dłonie ze spodni i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej co fizycznie było już prawie niemożliwe.
-To właśnie chciałem usłyszeć- odparł cicho, gładząc moje włosy.
-Ja...przepraszam, naprawdę. Próbowałam rozmawiać z Martino i Rosellem, próbowałam ich jakoś namówić, ale nie chcieli mnie słuchać- przerwałam, aby wziąć haust powietrza- Co ja mogę, Cesc- jestem tylko dziewczyną sławnego piłkarza, a nie specjalistą od spraw transferów.
Mój chłopak przez chwilę milczał. Miałam nadzieję, że zrozumie w jakiej znalazłam się sytuacji. Naprawdę niewiele mogłam zrobić kiedy zapadła ta decyzja, a zarząd i nawet sam Puyol zabronili mi mu o czymkolwiek powiedzieć.
-Ja też cię kocham...I nie musisz się tłumaczyć, to nie jest twoja wina. Sam powinienem o to zadbać- w jego głosie brzmiała nuta poczucia winy.
-Więc co zamierzasz zrobić?- zapytałam ponownie.
-Nie wiem. Jeszcze. Ale na pewno nie będę się z zarządem kłócić o ten transfer. Skoro naprawdę mnie tu nie chcą, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
Zapadła cisza. Wciąż wtulona w Cesca słyszałam jego równy oddech i spokojne bicie serca. W jednej chwili moje poczucie bezpieczeństwa wzrosło dwukrotnie. Nie potrafiłabym chyba ubrać w słowa tego, jak cudownie było mi z nim w tamtym momencie.
Odsunęłam się trochę od Fabregasa i spojrzałam w jego oczy. Były takie...puste. Nie było w nich optymizmu, radości, niczego, co znałam. Tylko pustka.
Powoli zbliżyłam się do niego i złożyłam na jego miękkich ustach delikatny pocałunek. Kiedy znów oddaliłam swoją twarz, Cesc nachylił się nade mną, jakby było mu za mało, jakby szukał moich warg. W momencie, w którym już je odnalazł, zaczął składać na nich spokojne buziaki, jakby dzielił namiętność w taki sposób, by starczyło mu jej na każdego z nich.
.W magiczny sposób już w następnej chwili znaleźliśmy się w naszej sypialni. W kolejnej- na łóżku. Przez jakiś czas się całowaliśmy, nie pozbywając się żadnej części garderoby, ani mojej, ani Fabregasa.
Nagle usłyszałam cichy płacz.
-Lia...- mruknęłam cicho i zsunęłam się z łóżka- Pójdę do niej.
-Nie, ja to zrobię- odparł Cesc, podnosząc się do siadu.
Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem.
-Ja na dół po mleko, ty do małej- powiedziałam spokojnie.
Piłkarz również się uśmiechnął i pocałował mnie w czubek głowy. Po chwili rozeszliśmy się po domu ze swoimi zadaniami.
Kiedy uznałam, że mleko jest już odpowiednio przygotowane, udałam się schodami na piętro i skierowałam do pokoju Lii, w którego wychodziło na korytarz przytłumione światło. Weszłam do niego i zatrzymałam się przy Cescu, który trzymał dziewczynkę na rękach i z przymkniętymi oczami nucił jej hymn Barcy.
-...Blaugrana al vent, un crit valent.
Ku mojemu zaskoczeniu, Lia spała. A to oznaczało, że starannie przygotowane mleko już raczej do niczego się nie przyda.
- Zawsze przy tym zasypia- szepnął, podnosząc na mnie wzrok. Po chwili uśmiechnął się lekko- Ty zresztą też.
Odparłam mu morderczym uśmiechem, a on tylko szerzej rozciągnął usta.
Po chwili odłożył śpiącą Lię do łóżeczka, a my bezszelestnie wyszliśmy z jej pokoju.
Wiedziałam, że to nie jest najlepszy moment, żeby mu powiedzieć. Nie w środku nocy, nie przed półfinałem Ligi Mistrzów z Bayernem. Ale nie mogłam dłużej czekać.
-Emm...Cesc?
-Tak?- mruknął.
-My...chyba musimy o czymś porozmawiać- zaczęłam niepewnie.
-To nie może poczekać do rana?- odparł Fabregas, wchodząc do sypialni. Zaczął zdejmować bluzę i spojrzał na zegarek- Chociaż w sumie już jest rano...
-Cesc, ja wiem, że nie tak właśnie miało być, ale...ja..wyszło jak wyszło i ja...ja jestem w ciąży- wydusiłam z siebie, stojąc na środku pomieszczenia.
-...co?- spytał przerażony Cesc, będąc w połowie zdejmowania koszulki.
_______________________________________________________________
Wybaczcie, że tak długo, ale nauka nie popłaca ;-;
Przyznam szczerze, że jest gorzej niż myślałam. Ale zuch się nie przejmuje i wesoło maszeruje :D
Rozdział kolejny w terminie bliżej nieokreślonym. I nie ze względu na brak weny czy coś (bo wena jest nawet w nadmiarze), tylko po prostu nie wyrabiam z czasem, a doba jest już dla mnie za krótka. Ale postaram się temu jakoś zaradzić i niedługo przybędę z nowym fragmentem mojego cudeńka :D (to był żart mojego życia, śmiejcie się)
Zapraszam na mojego drugiego bloga- Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥
Odgarnęłam niesforny kosmyk włosów i podniosłam głowę. W tym samym momencie w drzwiach do salonu stanął Fabregas. Kiedy mnie zobaczył włożył ręce do kieszeni spodni i spuścił wzrok.
-Gdzie byłeś?- spytałam, naiwnie mając nadzieję, że odpowie.
Ale nie odpowiedział. Milczał jak zaklęty, wpatrując się w podłogę. Głośno przełknęłam ślinę i znów westchnęłam.
-Co zamierzasz teraz zrobić?- spróbowałam jeszcze raz.
Po kilku minutach grobowej ciszy postanowiłam rozegrać to trochę inaczej. Wstałam z sofy, podeszłam do piłkarza i stanęłam naprzeciwko niego. Nawet nie podniósł na mnie wzroku.
- Cesc, proszę cię...- powiedziałam cicho i dotknęłam jego ciepłego policzka. Drgnął, czując moją dłoń, ale wciąż pozostawał całkowicie niewzruszony. Kochałam go najbardziej jak się tylko dało i nie chciałam go ranić. Ale to zrobiłam. I konsekwencje musiały przyjść.
Dalej milczał. W tamtej chwili po prostu nie potrafiłam dotrzeć do niego słowami. Z bezsilności objęłam go w pasie, wtuliłam się w jego przesiąkniętą moimi ulubionymi perfumami bluzę i zagryzłam wargę w nadziei, że mnie nie odepchnie. I nie zrobił tego. Nadal stał sztywno z rękami w kieszeniach.
-Kocham cię, Cesc. Przepraszam, wiem, że źle zrobiłam- powiedziałam głucho w jego ramię.
Nagle coś się w nim odblokowało. Wyciągnął dłonie ze spodni i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej co fizycznie było już prawie niemożliwe.
-To właśnie chciałem usłyszeć- odparł cicho, gładząc moje włosy.
-Ja...przepraszam, naprawdę. Próbowałam rozmawiać z Martino i Rosellem, próbowałam ich jakoś namówić, ale nie chcieli mnie słuchać- przerwałam, aby wziąć haust powietrza- Co ja mogę, Cesc- jestem tylko dziewczyną sławnego piłkarza, a nie specjalistą od spraw transferów.
Mój chłopak przez chwilę milczał. Miałam nadzieję, że zrozumie w jakiej znalazłam się sytuacji. Naprawdę niewiele mogłam zrobić kiedy zapadła ta decyzja, a zarząd i nawet sam Puyol zabronili mi mu o czymkolwiek powiedzieć.
-Ja też cię kocham...I nie musisz się tłumaczyć, to nie jest twoja wina. Sam powinienem o to zadbać- w jego głosie brzmiała nuta poczucia winy.
-Więc co zamierzasz zrobić?- zapytałam ponownie.
-Nie wiem. Jeszcze. Ale na pewno nie będę się z zarządem kłócić o ten transfer. Skoro naprawdę mnie tu nie chcą, to chyba nie mamy o czym rozmawiać.
Zapadła cisza. Wciąż wtulona w Cesca słyszałam jego równy oddech i spokojne bicie serca. W jednej chwili moje poczucie bezpieczeństwa wzrosło dwukrotnie. Nie potrafiłabym chyba ubrać w słowa tego, jak cudownie było mi z nim w tamtym momencie.
Odsunęłam się trochę od Fabregasa i spojrzałam w jego oczy. Były takie...puste. Nie było w nich optymizmu, radości, niczego, co znałam. Tylko pustka.
Powoli zbliżyłam się do niego i złożyłam na jego miękkich ustach delikatny pocałunek. Kiedy znów oddaliłam swoją twarz, Cesc nachylił się nade mną, jakby było mu za mało, jakby szukał moich warg. W momencie, w którym już je odnalazł, zaczął składać na nich spokojne buziaki, jakby dzielił namiętność w taki sposób, by starczyło mu jej na każdego z nich.
.W magiczny sposób już w następnej chwili znaleźliśmy się w naszej sypialni. W kolejnej- na łóżku. Przez jakiś czas się całowaliśmy, nie pozbywając się żadnej części garderoby, ani mojej, ani Fabregasa.
Nagle usłyszałam cichy płacz.
-Lia...- mruknęłam cicho i zsunęłam się z łóżka- Pójdę do niej.
-Nie, ja to zrobię- odparł Cesc, podnosząc się do siadu.
Popatrzyłam na niego z lekkim uśmiechem.
-Ja na dół po mleko, ty do małej- powiedziałam spokojnie.
Piłkarz również się uśmiechnął i pocałował mnie w czubek głowy. Po chwili rozeszliśmy się po domu ze swoimi zadaniami.
Kiedy uznałam, że mleko jest już odpowiednio przygotowane, udałam się schodami na piętro i skierowałam do pokoju Lii, w którego wychodziło na korytarz przytłumione światło. Weszłam do niego i zatrzymałam się przy Cescu, który trzymał dziewczynkę na rękach i z przymkniętymi oczami nucił jej hymn Barcy.
-...Blaugrana al vent, un crit valent.
Ku mojemu zaskoczeniu, Lia spała. A to oznaczało, że starannie przygotowane mleko już raczej do niczego się nie przyda.
- Zawsze przy tym zasypia- szepnął, podnosząc na mnie wzrok. Po chwili uśmiechnął się lekko- Ty zresztą też.
Odparłam mu morderczym uśmiechem, a on tylko szerzej rozciągnął usta.
Po chwili odłożył śpiącą Lię do łóżeczka, a my bezszelestnie wyszliśmy z jej pokoju.
Wiedziałam, że to nie jest najlepszy moment, żeby mu powiedzieć. Nie w środku nocy, nie przed półfinałem Ligi Mistrzów z Bayernem. Ale nie mogłam dłużej czekać.
-Emm...Cesc?
-Tak?- mruknął.
-My...chyba musimy o czymś porozmawiać- zaczęłam niepewnie.
-To nie może poczekać do rana?- odparł Fabregas, wchodząc do sypialni. Zaczął zdejmować bluzę i spojrzał na zegarek- Chociaż w sumie już jest rano...
-Cesc, ja wiem, że nie tak właśnie miało być, ale...ja..wyszło jak wyszło i ja...ja jestem w ciąży- wydusiłam z siebie, stojąc na środku pomieszczenia.
-...co?- spytał przerażony Cesc, będąc w połowie zdejmowania koszulki.
_______________________________________________________________
Wybaczcie, że tak długo, ale nauka nie popłaca ;-;
Przyznam szczerze, że jest gorzej niż myślałam. Ale zuch się nie przejmuje i wesoło maszeruje :D
Rozdział kolejny w terminie bliżej nieokreślonym. I nie ze względu na brak weny czy coś (bo wena jest nawet w nadmiarze), tylko po prostu nie wyrabiam z czasem, a doba jest już dla mnie za krótka. Ale postaram się temu jakoś zaradzić i niedługo przybędę z nowym fragmentem mojego cudeńka :D (to był żart mojego życia, śmiejcie się)
Zapraszam na mojego drugiego bloga- Dziennik niedoszłego samobójcy
Buziaki :* ♥